Ujawniona przez Pana i Tomasza Krzyżaka na łamach „Rzeczpospolitej” historia ks. Eugeniusza Surgenta, który molestował nieletnich chłopców w okresie PRL-u, wymagała dotarcia do archiwalnych dokumentów, świadków itd. Jak wpadliście na jego trop?
– Dokumenty znaleźliśmy w archiwum IPN. Mamy tam od kilku lat otwarty projekt badawczy dotyczący historii Kościoła w okresie PRL-u. Czytamy m.in. akta śledztw, które prowadzono wobec duchownych. Okazało się, że Służba Bezpieczeństwa prowadziła nadzór nad dochodzeniem dotyczącym wykorzystywania seksualnego chłopców w Kiczorze. Wtedy w Kodeksie karnym z 1969 r. czyny te określano jako lubieżne. We wspomnianym śledztwie podejrzanym był właśnie ks. Eugeniusz Surgent, którego ostatecznie skazano prawomocnym wyrokiem za czyny lubieżne wobec sześciu małoletnich.
Największą trudnością było odtworzenie losów tego człowieka po wyjściu z więzienia. Tu pomogły, paradoksalnie, informatory wydawane przez diecezje, w których ten kapłan pracował. Na szczęście ocalały też dokumenty w IPN. Te wszystkie odpryski historii życia ks. Surgenta pozwoliły nam odtworzyć jego losy do chwili jego śmierci w 2007 r.
Jak Pan ocenia reakcję kard. Karola Wojtyły, ówczesnego metropolity krakowskiego, biorąc pod uwagę kontekst historyczny? Czy jego wiedza o problemie miała jakiś wpływ na zmianę przepisów w nowym Kodeksie prawa kanonicznego? Ogłosił go w 1983 r.
– Oceniając sprawę, warto przede wszystkim podkreślić, że ks. Surgent – choć pracował w archidiecezji krakowskiej – był duchownym archidiecezji lubaczowskiej. Podlegał zatem dwóm biskupom. Krakowski kierował go do pracy w duszpasterstwie, ale kwestie karania były po stronie biskupa z Lubaczowa. W 1973 r. – jeszcze zanim ks. Surgent trafił do więzienia – kard. Wojtyła zwolnił go z pracy w diecezji krakowskiej – a co za tym idzie, zakazał mu pracy na jej terenie. To była reakcja poprawna. Nie wchodził w kompetencje biskupa, któremu formalnie podlegał ks. Surgent.
Co do zmian w Kodeksie prawa kanonicznego w 1983 r., papież Jan Paweł II nie był jedyną osobą, która podejmowała decyzje w sprawie jego reformy. Trzeba przypomnieć, że prace nad zmianami KPK z 1917 r. zaczęły się tuż po zakończeniu obrad Soboru Watykańskiego II i pracowała nad nimi specjalna komisja prawników-kanonistów.
W kolejnym tekście opisaliście sprawę ks. Józefa Loranca, pedofila, który podlegał już tylko kard. Wojtyle. Reakcja była dość zdecydowana.
– Tak. Tu wszystko działo się bardzo szybko. Po otrzymaniu informacji od proboszcza z Jeleśni i rozmowie z ks. Lorancem kard. Wojtyła zdecydował o natychmiastowym usunięciu podejrzewanego wikarego z parafii, w której doszło do molestowania dziewczynek. Wszystko to działo się przed wydaniem prawomocnego wyroku przez sąd wojewódzki w Krakowie.
Obie sprawy dobrze znał biskup pomocniczy Jan Pietraszko, mentor m.in. ks. prof. Józefa Tischnera, autorytet dla intelektualistów. Dziś – sługa Boży. Nowe fakty mogą zaszkodzić jego beatyfikacji?
– Nie sądzę. Biskup Pietraszko odpowiadał w archidiecezji krakowskiej za sprawy personalne księży i jak wynika z materiałów dotyczących ks. Surgenta podejmował decyzje także w jego sprawie. Ale z dokumentów, do których dotarliśmy, nie wynika, by coś ukrywał czy zamiatał pod dywan.
Mechanizm spychania „problemowych” księży poza diecezję nie dotyczył tylko pedofilii, co widać na przykładzie byłego już księdza Jarosława C. Karnie wyrzucony z pewnej diecezji, przez lata żył z propagowania kultu cudotwórcy, nadużywając zaufania ludzi. Długo nikt go nie karał, bo… nikomu nie podlegał! Skąd ta postawa umywania rąk?
– Z błędnego myślenia, że sprawy, których Kościół się wstydzi i o których nie chce mówić same „przyschną”. Ale te sprawy z przeszłości trzeba wyjaśnić. Trzeba odwagi i prawdy. Nawet tej, która będzie bolała.
Co Pan rozumie, mówiąc „Kościół?”. Ofiary księży nim nie są?
– Zarówno ofiary, jak i sprawcy należeli w momencie popełnianych przestępstw seksualnych do Kościoła. Ale to hierarchowie Kościoła mogą podjąć dziś decyzje dotyczące ujawnienia dokumentów, które spoczywają od lat w archiwach poszczególnych diecezji, a dotyczą przestępstw seksualnych dokonywanych przez duchownych. Bez tych dokumentów, według mnie, nie poznamy całej prawdy.
---
Piotr Litka
Współpracownik „Rzeczpospolitej”, autor (wraz z Tomaszem Krzyżakiem) artykułów śledczych na temat księży pedofilów w PRL-u.