Logo Przewdonik Katolicki

Osiem miliardów ludzi

Anna Druś
fot. Bill Ross/GettyImages

Jest nas już osiem miliardów, dwukrotnie więcej niż zaledwie 46 lat wcześniej. Co nie znaczy, że powinniśmy teraz przestać się rozmnażać, by nie obciążać dalej biednej Ziemi. To raczej znaczy, że czas lepiej dzielić się tym, co mamy.

Ma na imię Vinice Mabansag, ma rzadkie, ciemne włosy i lekko skośne oczy, jak przystało na małą Filipinkę. Prawdopodobnie nikt na świecie nie znałby jej szerzej, gdyby nie fakt, że została przez ONZ wytypowana na dokładnie ośmiomiliardowego człowieka urodzonego na Ziemi. Vinice urodziła się 15 listopada o godz. 1.29 w Manili, a jej przyjście na świat rozbudziło dyskusję o kierunkach dalszego przyrostu ludności naszej planety.

Coraz więcej
Wykres pokazujący przyrost populacji ludzi na całym świecie na przestrzeni wieków i lat przypomina bardzo stromą górkę, najbardziej stromą w latach nam najbliższych, noszącą już cechy wzrostu wykładniczego. Zaledwie 46 lat temu liczba ludności na świecie wynosiła zaledwie cztery miliardy, w latach 40. dwa miliardy. Ostatni miliard osiągnęliśmy w zaledwie 11 lat.
„Ten bezprecedensowy wzrost wynika ze stopniowego wydłużania się długości życia ludzkiego dzięki poprawie zdrowia publicznego, żywienia, higieny osobistej i medycyny. Jest on również wynikiem wysokiego i utrzymującego się poziomu płodności w niektórych krajach” – czytamy w dokumentach ONZ opublikowanych z uwagi na urodzenie ośmiomiliardowego człowieka.
Materiały i opracowania naukowe dotyczące tego, w jakim tempie będzie rosnąć populacja ludzi na Ziemi i jakie niesie to ze sobą wyzwania czy problemy, ukazują się na świecie od wielu lat. Głównym problemem, na jaki zwraca się tam uwagę, są możliwości „wykarmienia” tak dużej populacji ludzi przez naszą planetę, zbyt wysoka eksploatacja zasobów naturalnych przyspieszająca jej niszczenie oraz możliwości sterowania przyrostem naturalnym, jakie mielibyśmy jako ludzie w razie potrzeby.
Na podstawie danych ONZ, uwzględniających prognozy i realne wyliczenia, uruchomiono nawet specjalny licznik liczby ludności, pokazujący w czasie rzeczywistym rosnącą populację ludzi na świecie (www.worldometers.info/). Kolejne cyferki, oznaczające kolejne urodzenia, uciekają tam szybciej niż sekundy. W zaledwie trzy dni, jakie upłynęły od przekroczenia liczby ośmiu miliardów, urodziło się nam aż 580 tys. nowych obywateli, z czego najwięcej w Chinach i Indiach, od lat będących światowymi liderami przyrostu naturalnego. Według stanu na dzień 18 listopada, w Chinach żyje już łącznie 1 mld 452 mln osób, zaś w Indiach 1 mld 412 mln. Następne miejsca w tej tabelce zajmują Stany Zjednoczone Ameryki (335 mln ludzi), Indonezja (280 mln) i Pakistan (231 mln). Polska zajmuje w tym zestawieniu dopiero 38. miejsce.
Naukowcy zajmujący się wyliczeniami i prognozami dotyczącymi liczby ludności na świecie już zauważyli, że tempo przyrostu od dwóch lat nieco zmalało i w ciągu następnych 20–30 lat powinno znacząco wyhamować, wypłaszczając stromą górkę światowego wykresu populacyjnego. Wpływ na to miałyby z jednej strony coraz bardziej „wymierające” społeczeństwa krajów rozwiniętych, a z drugiej – coraz lepszy dostęp do edukacji i antykoncepcji w krajach najuboższych.

Za dużo?
– Od lat, gdy mowa o szybkim tempie wzrostu światowej populacji ludzi, często pojawia się wniosek, że jest nas za dużo, że Ziemia nas wszystkich nie zdoła wykarmić, a produkcja żywności nie nadąży za tempem rozmnażania się ludzi. Często też informacje te ilustruje się kadrami czy obrazkami z krajów najuboższych, z regionów Afryki oraz Azji Południowo-Wschodniej, sugerując lub wręcz mówiąc wprost, że jest nas za dużo przez nich, że to tam powinno się wyhamowywać przyrost naturalny. Takie wnioski niestety zbyt przypominają mi sposób myślenia Adolfa Hiltera, który przecież też chciał tylko zwiększyć przestrzeń życiową dla „swoich” ludzi – komentuje dr Tomasz Rożek, twórca projektu „Nauka. To lubię”, w filmiku nagranym z okazji narodzin ośmiomiliardowego obywatela Ziemi.
Rzeczywiście, najczęściej gdy mowa o ogromnym tempie rozwoju populacji ludzi na Ziemi, pojawiają się pomysły, że należy sztucznie go ograniczać, ponieważ zbyt wielu ludzi oznacza rosnące zanieczyszczenie środowiska, eksploatację zasobów naturalnych i mnożące się obrazy głodujących społeczeństw. Kilka lat temu na ulicach niektórych miast krajów Zachodu pojawiła się nawet kampania zachęcająca tamtejsze kobiety do rodzenia mniejszej liczby dzieci z poczucia „odpowiedzialności za planetę”.
Dokładne analizy faktów i statystyk pokazują te pomysły jako absurdalne. „Chociaż wzrost liczby ludności potęguje wpływ rozwoju gospodarczego na środowisko, rosnący dochód na mieszkańca jest głównym motorem niezrównoważonych wzorców produkcji i konsumpcji. Kraje o najwyższym zużyciu zasobów materialnych na mieszkańca i emisjach gazów cieplarnianych to zazwyczaj te, w których dochód na mieszkańca jest wyższy, a nie te, w których liczba ludności szybko rośnie” –  czytamy w najnowszym opracowaniu ONZ. Innymi słowy, to nie kraje najbiedniejsze, rozmnażające się w największym tempie są najbardziej odpowiedzialne za niszczenie środowiska, ale kraje wysoko rozwinięte, z niską populacją, za to przekraczającą realne potrzeby konsumpcją, nakręcaną przez interesy najbogatszych.
Podobne wnioski ma również dr Tomasz Rożek. – To nie jest tak, że jest nas za dużo, ale jest tak, że mamy raczej za mało serca – my bogaci, w Europie czy Ameryce Północnej. Gdy pomyślę o tym, ile osób na świecie nie ma szansy rozwinąć się intelektualnie przez brak edukacji w krajach swojego zamieszkania, dochodzę do wniosku, że właśnie to jest największe marnotrawstwo, jakiego się dopuszczamy jako ludzie. Z ośmiu miliardów dostęp do edukacji i wiedzy oraz szansę na rozwój ma zaledwie kilkaset milionów na całym świecie – mówi.

Wrażliwość i wspólnota
Co możemy z tym zrobić? Bardzo dużo miejsca temu zagadnieniu poświęcił papież Franciszek w całym swoim nauczaniu, szczególnie w encyklice Fratelli tutti, gdzie apelował o wrażliwość serca wszystkich ludzi dobrej woli, szczególnie tych, którzy mają wpływ na dystrybucję dóbr materialnych świata, organizację edukacji, opiekę nad migrantami – stałym elementem współczesności, przesyconej wojnami i dyskryminacją.
„Jesteśmy bardziej niż kiedykolwiek osamotnieni w tym zmasowanym świecie, który daje pierwszeństwo interesom indywidualnym, a osłabia wymiar wspólnotowy istnienia. Przybywa w nim raczej rynków, na których ludzie odgrywają rolę konsumentów lub obserwatorów. Rozwój tego globalizmu zazwyczaj umacnia tożsamość najsilniejszych, którzy chronią samych siebie, ale usiłuje rozmyć tożsamości regionów najsłabszych i najuboższych, czyniąc je bardziej nieodpornymi i uzależnionymi od innych. W ten sposób polityka staje się coraz bardziej krucha w obliczu ponadnarodowych potęg gospodarczych, które stosują zasadę „dziel i rządź” – pisał w paragrafie 12 tej encykliki.
Troska o najsłabszych – osoby starsze, z niepełnosprawnościami, dzieci nienarodzone – ­ ograniczenie własnych potrzeb materialnych do minimum, budowanie silnych więzi w rodzinach i społecznościach, a nawet proste niemarnowanie jedzenia. To tak wiele i niewiele, co każdy z nas może zrobić.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki