Logo Przewdonik Katolicki

Kościół jest też nasz

Małgorzata Bilska
Świeccy niosą krzyż podczas drogi krzyżowej ulicami Gdańska, marzec 2018 r. fot. Karolina Misztal/REPORTER/eastnews

Kościół to nie tylko księża i biskupi, świeccy też mają tu coś do zrobienia. To właśnie chcemy pokazać – rozmowa z Ewą Poradą o nowym programie duszpasterskim

W czwartek 3 listopada odbyła się prezentacja nowego programu duszpasterskiego na rok 2022/2023 dla Kościoła w Polsce. Odpowiada za niego Komisja Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski, której przewodniczy bp Andrzej Czaja. Jak wskazuje sam temat, celem jest pogłębienie wiary katolików: w Chrystusa, ale też…
– …w Kościół. Dlatego tytuł brzmi „Wierzę w Kościół Chrystusowy”. Nacisk zdecydowanie pada na Kościół.

Takie ujęcie jest reakcją na kryzys Kościoła, spadające liczby wiernych uczestniczących w liturgii, uczniów chodzących na lekcje religii, powołań kapłańskich i zakonnych itd.? Program ma na celu swoistą reaktywację Kościoła?
– Tak. Chodzi o to, żeby zmienić postrzeganie Kościoła. On nie jest tylko instytucją, jak się o nim coraz częściej mówi, bo jego najważniejszy wymiar jest Chrystusowy. Kościół to jest wspólnota powołana do istnienia przez Pana Jezusa. Pomysł na program jest taki, że pora oderwać się od instytucji – jest ona zresztą krytykowana z wielu stron – i pójść w stronę wspólnoty, która ma korzenie w Panu Bogu.

Aż chce się powiedzieć: wreszcie! Instytucja to z definicji dzieło wyłącznie ludzi. W naukach społecznych proces instytucjonalizacji to przejście od działań nieformalnych do bardziej sformalizowanych: każdy ma określone role, wyznaczają je przepisy i tradycja. Instytucji jest dużo, każda ma tendencje do kostnienia, do stawania się celem samym dla siebie, a one istnieją po coś. Kościół ma służyć Bogu, a nie ludziom władzy. Wspólnota uruchamia inne możliwości. Podczas konferencji prasowej prezentującej program podkreślałaś dwie rzeczy, których mnie najbardziej dziś brakuje – podmiotowość świeckich i komplementarność powołań. Bo wspólnota autentycznie chrześcijańska nie dzieli powołań na lepsze i gorsze. Świeccy i kapłani są równi, tak samo zaangażowani. Na jakim etapie się znajdujemy? Czyli na ile tak jest, a na ile dopiero tak być powinno?
– Jaka jest rzeczywistość, chyba wszyscy widzą i wiedzą. My, katolicy, pojmujemy Kościół jako instytucję i to głównie usługową. To wyszło m.in. w czasie dyskusji na synodzie w wielu diecezjach. Świeccy zwykle przychodzą do Kościoła jak do, przykładowo, urzędu wojewódzkiego, gdzie mają do załatwienia sprawę urzędową: sakramenty, intencje mszalne, pogrzeb itp. Program duszpasterski chce to zmienić. Kościół to przestrzeń, w której jest Pan Bóg, który każdego z nas woła po imieniu, daje konkretne powołania, charyzmaty i zadania. Dary są różne, mają je nie tylko księża czy osoby żyjące w zgromadzeniach zakonnych. One są po to, żeby Kościół-wspólnota mógł się rozwijać, wzrastać, dojrzewać. Iść razem, towarzysząc sobie wzajemnie, do spotkania z Chrystusem.
Mówiąc prosto i obrazowo, jeden człowiek dostaje powołanie kapłańskie. Do tego charyzmat głoszenia dobrych, ciekawych kazań. A ktoś ma od Boga powołanie do małżeństwa i charyzmat muzyczny, może tworzyć piękną rodzinę, wychować mądrze i religijnie dzieci, a jednocześnie zaangażować się w liturgię. Lub ma dobry głos, pięknie czyta i może być lektorem. Albo jest znakomitym w kwestiach ekonomicznych i ma charyzmat potrzebny w radzie ekonomicznej parafii. Ktoś ma charyzmat dziennikarski, tworzy gazetę parafialną; pracuje w mediach itd. To właśnie chcemy pokazać – Kościół to nie tylko księża i biskupi. On jest nasz, wspólny, my też mamy tu coś do zrobienia. Świeccy nie mogą tylko przychodzić po daną usługę, a jeśli im się nie podoba, jak Kościół funkcjonuje, to z niego uciekać. Każdy z nas ma swoją pracę do wykonania i powinien za tę część wspólnoty wziąć odpowiedzialność.

Bierność jest wygodna. Konsument zna swoje prawa, ale nie ma obowiązków. Nauczył się brać, narzekać, wypełniać minimum. To jest tzw. letniość, którą Jezus uznaje w Biblii za groźniejszą niż jawny sprzeciw.
– Jest w programie temat „Śmieci bywają brudne”. Mamy ostatnio doświadczenie, że w naszym Kościele jest nie tylko świętość, bo jest i grzech, niewierność Chrystusowi. On jest różny. Przy czym zło jest najbardziej krzykliwe, publiczne. Dobro wydaje się oczywiste, niewarte uwagi. Człowiek świecki widzi czasem grzech, a więc powinien wziąć odpowiedzialność za to, czy on będzie trwał, czy będzie bezkarny. Odpowiada nie tylko za siebie, ale też za współbraci we wspólnocie. Może pójść do kapłana i zwrócić mu uwagę, wyrazić sprzeciw, powiedzieć: tak nie może być, to mi się nie podoba. Bo to jest nasz Kościół, nasza wspólnota – a nie ich. Program ma przekonać katolików do podmiotowości świeckich.

Obie strony mają z tym problem, świeccy też.
– Mamy świadomość, że świeckich upodmiotowionych jest jeszcze niewielu. Jednak zamysł bp. Andrzeja Czai był taki, żeby świeccy się przebudzili do bycia podmiotami. Od czasu Soboru Watykańskiego II słyszymy, że trzeba obudzić „śpiącego olbrzyma”. Nas, świeckich, jest więcej we wspólnocie niż księży. Minęło 60 lat od Soboru i w Polsce wciąż tego nie ma. Mam nadzieję, że nowy program duszpasterski to zmieni.

Księża stawiają świeckim ogromne wymagania moralne, a świeccy nie stawiają wymagań księżom. Nie mają wpływu na „poziom” posługi, a to w pewnym sensie demoralizuje obie strony. Niestety w Polsce jest problem z recepcją postanowień Soboru i to w wielu obszarach: od dialogu z innymi religiami i ekumenizmu, po aktywność świeckich czy potępienie przez Kościół dyskryminacji kobiet (Sobór uznał ją za grzech i realny problem społeczny), większą otwartość na Biblię jako źródło objawienia. Sobór to nie tylko zmiany w liturgii. Jego obrady trwały w latach 1962–1965, kiedy polski Kościół walczył z komunizmem. Mieliśmy swoje problemy, dlatego klerykalizm trzyma się tu mocniej niż gdzie indziej w Europie. Długo był funkcjonalny, oparty na silnym autorytecie przywódcy. Jak historyczną przepaść zmienić w partnerstwo i współpracę?
– To prawda, istnieje przepaść. Dyskutowaliśmy o tym. Co z nią zrobić? Możemy siedzieć i narzekać. A możemy coś robić, zmieniać rzeczywistość małymi krokami. Myślę, że najbardziej istotne są tu dwie kwestie. Po pierwsze, my jako świeccy umywamy ręce od pewnych spraw. Jeżeli nie pójdziemy w kierunku uświadamiania osobom świeckim, że Kościół jest też nasz, ta przepaść między nami a księżmi będzie się pogłębiać. Z drugiej strony – jeżeli w konkretnej parafii znajdzie się dwóch czy trzech świeckich, którzy przyjdą do księdza proboszcza i powiedzą: „Zróbmy to i to, my to zrobimy”, a ten ksiądz nie tylko wysłucha, ale da im pole do działania, do aktywności, to coś się w tej wspólnocie parafialnej zacznie przełamywać. W programie nie chodzi o masy świeckich i księży, tylko o każdego pojedynczego księdza, o konkretnego świeckiego. Każdy z nas jest ważny i potrzebny. To zresztą było widać, gdy tworzyliśmy moduł programu przeznaczony dla rodzin.
Pewnego dnia siedzieliśmy w gronie osób świeckich, rozmawiając o synodzie, o sytuacji w Kościele. Stwierdziliśmy, że chcielibyśmy coś zrobić. Nie chcemy stać z założonymi rękami patrząc, jak nasza wspólnota popada w coraz większy kryzys… Siadłam do komputera i napisałam maila do bp. Czai: „Chcemy coś zrobić, mamy pomysł”. Odpisał: „OK, jeśli weźmiecie za to odpowiedzialność, to tak zrobimy”. Biskup Czaja towarzyszył nam na pierwszych spotkaniach, dopóki nie wyłoniła się struktura, która mogła się włączyć w prace nad programem duszpasterskim dla Kościoła na kolejny rok. Potem wszystko robiliśmy już sami.

Czyli idea tematu programu „Wierzę w Kościół Chrystusowy” wyszła od osób świeckich? I pomysł napisania specjalnego modułu dla rodzin, dla osób świeckich żyjących w świecie, jest Waszą inicjatywą?
– Tak.

Co to za grupa? Jak do tego doszło?
– Dwa lata temu spotkaliśmy się w Katowicach w gronie doradców rodzinnych archidiecezji katowickiej i kilku innych osób, aby zastanowić się nad strategią duszpasterstwa rodzin na naszym terenie. W tym czasie zrobiliśmy m.in. otwarte badanie dotyczące miejsca rodzin w Kościele, ich oczekiwań względem Kościoła i możliwości zaangażowania się we wspólnotę. Przygotowaliśmy specjalną ankietę i umieściliśmy na stronie internetowej; każde małżeństwo mogło zabrać głos. W sumie na ankietę odpowiedziało prawie 900 małżeństw. Z ankiet jasno wynikało, że potrzeba jakieś formacji dla świeckich poza ruchami i wspólnotami przyparafialnymi, najlepiej w formie dostępnej dla każdego. Pojawiła się też grupa małżonków, która chciała działać na rzecz innych. I tak stopniowo rodził się pomysł na rozszerzenie programu duszpasterskiego.

Można więc powiedzieć, że u podstaw modułu programu dla całego Kościoła leży potrzeba upodmiotowienia świeckich w polskim Kościele?
– Właśnie tak. To się rodziło „na dole”, w naszych różnych rozmowach. Nieoficjalnych pomiędzy doradcami, z naszymi znajomymi, przyjaciółmi. Potem się okazało, że podobnie myślą inni świeccy, z dalekich diecezji od katowickiej. To było spontaniczne – ktoś się nagle odzywał: u nas też jest ktoś, kto myśli podobnie i chciałby się włączyć, ma taką samą potrzebę podmiotowości jak wy. Teraz to grono na pewno jeszcze się poszerzy. Kiedy zaczynamy o tym mówić publicznie, odzywają się kolejne osoby świeckie. Oczywiście nad samym programem bezpośrednio pracowało węższe grono, pięć małżeństw. Nie każdy z nas ma zdolność pisania materiałów programowych. Ale jeśli chodzi o treść, ona zawiera wnioski z dyskusji nas wszystkich. W materiałach dzielimy się tym, co jest dla nas wartościowe i wydaje nam się potrzebne. Poza tym mieliśmy świeckich współpracowników, bo ktoś to przejrzał merytorycznie, ktoś inny zrobił korektę językową, itd.

Wasza postawa jest trochę efektem synodu?
– Zasadniczo tak. Mogliśmy wypowiedzieć swoje zdanie. Teraz chcemy przejść do działania, robienia tego, do czego czujemy się powołani przez Boga.

Ile osób jest w tej chwili zaangażowanych w tę inicjatywę?
– Kilkanaście małżeństw z całej Polski. Kilkadziesiąt osób świeckich. A nawet więcej, bo włączają się ich znajomi, krewni, itp. Coraz więcej ludzi nam kibicuje. Sympatyzują z szukaniem podmiotowości.

Czemu jest to moduł „dla rodzin”, a nie dla małżeństw? Rodzina to czasem spora grupa, nawet model nuklearny, czyli dwupokoleniowy. Decyzje podejmują tu jednak tylko dorośli, małżonkowie. Poza tym to oni mają sakrament małżeństwa, który nie jest mniej ważny od sakramentu święceń. Na czym polega „podmiotowość rodzin”?
– Przedmiotowość rozumiemy jako bierność: słuchajcie księży, wykonujcie wszystkie ich polecenia. Podmiotowość natomiast: bierzcie odpowiedzialność za Kościół. Wychowujcie po katolicku dzieci, ale też głoście Pana Jezusa w środowisku, w którym na co dzień żyjecie. W dalszej rodzinie, wśród znajomych, sąsiadów, w pracy zawodowej itp. Jesteśmy posłani do ludzi, można do nich trafić również przez media. Nie chcemy jednak wyłączać z tego dzieci.
Uczę w szkole i sama widzę, jak ważne jest to, aby docenić młodych ludzi, którzy mają odwagę chodzić w swojej szkole pod prąd. Kiedy koledzy i koleżanki wypisują się z lekcji religii, on zostaje i mówi o swojej wierze w Chrystusa. Takie postawy już dziś wymagają odwagi, kosztują ich. Kościół jest wyśmiewany, krytykowany, a to, jaką ma opinię, spada na nich. Znam rodzinę, w której dziewczyna chodzi do kościoła, ale jest za to wyszydzana przez partnera mamy. Kiedy ona wykazała siłę charakteru, on też zmienił nastawienie – podwozi ją samochodem na Mszę, choć sam na nią nie chodzi. Czasem młodzieży jest naprawdę ciężko. Jeśli ich nie wesprzemy, nie docenimy, nie poradzą sobie. Są jako katolicy w mniejszości i będzie im coraz trudniej. Jeśli dziecko ma odwagę powiedzieć w grupie rówieśniczej (na akceptacji której bardzo mu zależy, bardziej niż dorosłym!): wierzę w Boga; wierzę w Kościół, który prowadzi mnie do Niego i mimo ciężkich grzechów wciąż się nawraca – trzeba je podziwiać. Bywa i tak, że jest jedyną wierzącą osobą w swojej rodzinie. Kościół jest wspólnotą, oni nie mogą być z tym sami. Jeśli my tej wspólnoty nie zmienimy, nikt jej nie zmieni… Zamiast czekać na wybitnego lidera na miarę kard. Stefana Wyszyńskiego lub kolejnego papieża Polaka, zacznijmy być aktywnymi podmiotami. Teraz decyduje się nasza przyszłość. Wiele zależy dziś od nas, zwyczajnych ludzi świeckich.

---

Dr Ewa Porada
Archidiecezjalny doradca życia rodzinnego w Katowicach. Jest absolwentką Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, gdzie obroniła doktorat z teologii dogmatycznej. Ukończyła studia podyplomowe na Papieskim Instytucie Teologicznym Jana Pawła II dla Nauk o Małżeństwie i Rodzinie w Rzymie. Jest współautorką programów formacyjnych dla narzeczonych oraz cyklu programów dla małżonków. Opublikowała kilkadziesiąt artykułów i recenzji z zakresu eklezjologii, duchowości małżeńskiej i duszpasterstwa rodzin. Jej główny obszar zainteresowań naukowo-duszpasterskich to wpływ przemian społeczno-kulturowych na rodziny oraz poszukiwanie adekwatnych rozwiązań duszpasterskich umacniających trwałość małżeństwa i zapewniających rozwój rodzin

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki