Rola Ananiasza jest nawet nie tyle drugoplanowa, ile wręcz epizodyczna – prawie go w Biblii nie ma. Ale to, co zrobił, stawia go w gronie najciekawszych postaci wczesnego chrześcijaństwa. Patrzę ze zdumieniem, ile jest modlitw za wstawiennictwem świętych, najlepiej cudotwórców; ile ołtarzy i figurek mają oni w świątyniach. A ci, którzy tworzyli Kościół od początku, heroicznie zmieniali życie swoje i ludzi wokół, nie interesują nas nawet na tyle, żeby czegokolwiek się o nich dowiedzieć. Trudno się dziwić, że Kościół współczesny przeżywa kryzys, skoro nie docenia takich skarbów. W którym miejscu historii i Dziejów Apostolskich na scenę wchodzi Ananiasz?
– Ananiasz pojawia się w dwóch relacjach dotyczących nawrócenia Szawła. Są trzy relacje o tym wydarzeniu, w dziewiątym, dwudziestym drugim i dwudziestym szóstym rozdziale Dziejów Apostolskich. Trzecia jest opowieścią Pawła o swoim nawróceniu przed królem Herodem Agryppą II, wnukiem Heroda Wielkiego. W tym tekście Ananiasza nie ma, ale też pewnie nie było ku temu potrzeby. W dwóch pozostałych historiach jego postać jest bardzo istotna. To, co o nim wiemy, pochodzi z tego źródła. W innych miejscach Biblii już go nie ma. (…)
Ważne jest to, że obecność Ananiasza w Biblii została wprowadzona słowem „uczeń”. To jest pierwsza rzecz, której się o nim dowiadujemy: „W Damaszku znajdował się pewien uczeń imieniem Ananiasz” (Dz 9, 10).W tamtym czasie słowo „uczniowie” było najważniejszym, właściwym określeniem wyznawców Chrystusa, ponieważ nie powstała jeszcze nazwa chrześcijanie. Ona pojawi się później.
Do czego przyczynił się walnie mistrz Barnaba.
– Jezus wysyła Ananiasza do Szawła. Uczeń nie chce oczywiście iść. Ze strachu. Boi się, że Szaweł może go pojmać, uwięzić i postawić przed sąd Sanhedrynu. To robił wcześniej w Jerozolimie i w innych miejscach z takimi jak on – z wyznawcami Jezusa Chrystusa. Uczeń ma pełną świadomość, że Szaweł przybył do Damaszku właśnie w tym celu. Więc jest wręcz przerażony perspektywą spotkania! Ale Jezus go uspokaja, pięknymi zresztą słowami: „Wybrałem go sobie jako naczynie, w którym moje imię zostanie zaniesione do wszystkich narodów”. I dalej: „Będzie musiał bardzo wiele wycierpieć dla mojego imienia” (zob. Dz 9, 15–16). Ale najważniejszy jest tu obraz naczynia. Szaweł będzie naczyniem, które zostanie wypełnione rzeczywistością Jezusową.
Wiem, że Ksiądz Arcybiskup woli tłumaczyć to z oryginału jako „naczynie”, ale w dużej liczbie przekładów, m.in. w Biblii Poznańskiej, jest słowo „narzędzie”.
– Naczynie jest w tłumaczeniu Hieronima, które rzeczywiście bardzo lubię. Greckie słowo w dosłownym przekładzie na język polski to „narzędzie wybrania”. Można więc użyć różnych synonimów. Ale naczynie jest obrazem głęboko biblijnym. U proroków są obrazy, w których Pan Bóg, kiedy nas stwarza, jest jak garncarz lepiący naczynia. I już w chwili, gdy je formuje, wie, do czego kto jest przeznaczony. Ale też czasami, kiedy Mu się przy lepieniu przydarzy jakaś przygoda, to potrafi naczynie poprawić i przeznaczyć do innego celu. To jest bardzo piękny obraz. Mówi o zaufaniu i poddaniu się Panu Bogu; ulepiony garnek nie może przecież mówić do garncarza: co ty ze mną zrobiłeś?
Do mnie, przyznam, bardziej przemawia narzędzie. Jest aktywne. Naczynie stoi puste, ktoś coś do niego nalewa. I tyle.
– Narzędzie brzmi bardziej instrumentalnie niż naczynie. Każdy ma swoje ulubione przekłady. W każdym razie Ananiasz daje się przekonać i idzie pod wskazany adres – na ulicę Prostą. Słowa, które wypowiada tam do Szawła, są według mnie esencją całej Ewangelii: „Szawle, bracie” (Dz 9, 17). To jest najpiękniejsze zdanie Nowego Testamentu. Towarzyszy temu ważny gest – Ananiasz włożył na niego ręce. A potem go ochrzcił.
Włożenie na kogoś rąk jest gestem przekazywania Ducha Świętego. To, w połączeniu ze słowami wyrażającymi miłość nieprzyjaciela, bo Szaweł niewątpliwie nim był, jest komunikatem, który otwiera Szawłowi oczy. To niesamowite, że po trzech dniach niewidzenia, pierwsze, co Szaweł zobaczył, to była twarz ucznia Chrystusa, który odważnie okazał miłość do nieprzyjaciela. Takie doświadczenie musi być bardzo uzdrawiające. Gesty Ananiasza są z jednej strony głęboko osobiste, z drugiej zaś – są językiem Kościoła.
Włożenie rąk to nadal ważny gest.
– Ten gest może być praktykowany przez wszystkich. Ananiasz nie był kapłanem, miał natomiast Ducha Świętego i przekazał go Szawłowi. Jest to też sposób modlitwy.
Fakt, że Ananiasz stał się postacią drugiego planu, marnie świadczy o nas jako kolejnych pokoleniach uczniów. Chrześcijanach. I to wszystkich możliwych planów.
– On został wybrany przez Jezusa. To Jezus chciał, aby przywrócił wzrok Szawłowi.
Miłość nieprzyjaciół jest wymagającym wyzwaniem. Mimo upływu dwóch tysięcy lat nadal pozostaje „zgorszeniem i głupstwem”. Skandalem większym niż miłosierdzie, o którym Ksiądz Arcybiskup napisał książkę. Chrześcijan miało się rozpoznawać po tym, że umieją kochać. Radykalnie i odważnie.
– To źródłowe doświadczenie Boga mamy właśnie w rozważanym wydarzeniu. Ono uczy nas dyscypliny, która jest wpisana w wiarę chrześcijańską. Mamy tu głęboko osobiste spotkanie z Jezusem. Takie, od którego można wręcz oślepnąć, jak Szaweł. Ale ono prowadzi do spotkania z Kościołem. Dopiero jedno z drugim stanowi całość. Kościół w starożytności, prowadząc ludzi do chrztu, używał jako jednej z kilku ważnych perykop tę o wskrzeszeniu Łazarza. Nikt nie potrafi wyprowadzić zmarłego z grobu. To może zrobić jedynie Jezus. Ale kiedy Łazarz wychodzi z grobu, to Jezus mówi do uczniów: rozwiążcie go, pozwólcie mu chodzić. To jest właśnie ten moment, w którym jest coś do zrobienia przez ludzi Kościoła. I Jezus to Kościołowi zostawia. Nie robi wszystkiego sam. Nie rzucił się do Łazarza, nie zaczął go rozwiązywać.
Zostawił nam miejsce dla naszych działań, woli, odpowiedzialności.
– Tu jest jeszcze jeden bardzo ważny moment, jeśli chodzi o Ananiasza. Dochodzimy do drugiego fragmentu w dwudziestym drugim rozdziale. Paweł opowiada o swoim nawróceniu w świątyni w Jerozolimie. To taka duża apologia Pawła wobec jego pobratymców, ziomków. I mówi o Ananiaszu bardzo ładnie: „Niejaki Ananiasz, człowiek przestrzegający wiernie prawa, o którym wszyscy tamtejsi Żydzi wydawali dobre świadectwo”. Chociaż nic więcej o nim nie wiemy, możemy być pewni, że w Damaszku był znany. I chociaż był uczniem Chrystusa, to Żydzi wydawali o nim dobre świadectwo. Wiernie przestrzegał prawa mojżeszowego.
W tej apologii w Jerozolimie Ananiasz był bardzo ważny. Paweł powiedział im w ten sposób: to jeden z was. Jest wiarygodny, zawsze był wierny Bogu. Być może dokładnie z tego samego powodu uczeń nie pojawił się w narracji wygłoszonej przed Herodem Agryppą. Tam nie było sensu powoływać się na świadectwo jakiegoś Żyda z Damaszku. W Jerozolimie natomiast widać, że Ananiasz ma być swoistym mostem między Szawłem a całą wspólnotą żydowską. Kluczowe dla mnie jest to, że kiedy się otwiera ten dziewiąty rozdział Dziejów, czytamy, że Paweł wręcz oddycha nienawiścią. Dlatego jego nawrócenie dokonuje się także dzięki Ananiaszowi, który jest wcieleniem miłości nie tylko bliźniego, ale właśnie nieprzyjaciela. W zasadzie można śmiało powiedzieć, że pod Damaszkiem i w Damaszku dokonało się nie tylko nawrócenie Szawła, ale tam zaczęło się absolutnie wszystko, co on potem zrobił, powiedział i napisał jako chrześcijanin. Również Hymn o miłości narodził się w Damaszku.
---
Rozmowa pochodzi z książki Mistrzowie drugiego planu Wydawnictwa Świętego Wojciecha. Premiera już 24 października.