Sporządzając nekrolog, powrócić trzeba do początku, a więc nomen omen do źródła. To właściwie też nasze określenie, bo przecież nie da się wbić jednego patyka wyznaczającego początek, czy też narysować poziomej linii, i powiedzieć: „oto źródło”. Nic z tych rzeczy: małe strużki, wodne cieki płynące po policzkach skał spotykają się, by wreszcie rozpocząć wspólny bieg. Jak to z młodością bywa, początki są wartkie i bystre, często niezbyt proste, wręcz wymykające się konkretnym określeniom. Dopiero pewien czasowy dystans pozwala jej się ustabilizować, utrzymać w brzegach nurt życia. Potem bywa przeróżnie: są płycizny i głębiny, meandry i niemal proste trasy, i tak aż do ujścia, które może być rozległe i dostojne, lub, jak życie, niepostrzeżenie zmieniać może swoją postać.
U źródła
To my nasze początki identyfikujemy z rzekami. „Z Edenu zaś wypływała rzeka, aby nawadniać ów ogród, i stamtąd się rozdzielała, dając początek czterem rzekom. Nazwa pierwszej – Piszon; jest to ta, która okrąża cały kraj Chawila, gdzie się znajduje złoto. A złoto owej krainy jest znakomite; tam jest także wonna żywica i kamień czerwony. Nazwa drugiej rzeki – Gichon; okrąża ona cały kraj – Kusz. Nazwa rzeki trzeciej – Chiddekel; płynie ona na wschód od Aszszuru. Rzeka czwarta – to Perat” (Rdz 2, 10–15). Niemal od początku świata ogromną rolę odgrywały w nim rzeki, a rozpoczynając naukę historii powszechnej, zaczynamy właśnie od tych dwóch orientalnych rzek, które zidentyfikować możemy w tym fragmencie Biblii: Chiddekel i Perat to Tygrys i Eufrat, które użyźniając ziemie Mezopotamii (z greckiego to znaczy „międzyrzecze”), wydały z siebie starożytne kultury: od Sumerów po Chaldejczyków (również z Biblii znanych). Dość powiedzieć o potężnym Nilu, z jego żyzną deltą, kolebką cywilizacji egipskiej, a kulturotwórczą rolę wielkiej Amazonki odkrywamy dopiero teraz. Nawet wielki Rzym zbudowano w dolinie Tybru, a nie kto inny jak Rzymianie siecią akweduktów rzeki przybliżali nawet w najdalsze zakątki Imperium.
Dostęp do wody był celem strategicznym i warunkiem przetrwania ludności, a sąsiedztwo rzeki – elementem wzmacniającym obronność. Nie mówiąc już o źródle pokarmu, bo przecież słodkowodne ryby, niczego nieświadome, dla rzecznych rybaków były źródłem utrzymania i, chyba w ostatnich dekadach już coraz bardziej, źródłem rozrywki. To wszystko sami sobie odebraliśmy, wierząc ułudzie tego, że rzeka sama się oczyszcza i przez postępujące zmiany klimatu, które zauważamy teraz w skali globalnej.
Jednak już w średniowieczu dostrzegano, że człowiek ma wpływ na czystość wody: we Fryburgu, przez centrum miasta przepływają miniaturowe kanały Bächle. Historia fryburskich kanałów sięga XIII wieku. Kanały te stanowiły źródło zaopatrzenia w wodę z przepływającej nieco poniżej miasta rzeki Dreisam i stosowane były zarówno w życiu codziennym mieszkańców, jak i też do gaszenia pożarów. Gdy jednak ktoś do Bächle próbował wrzucić śmieci, był bardzo surowo karany. Trzeba brać przecież odpowiedzialność za swoje źródła.
Prądy i nurty
Jej majestat i piękno napawały strachem, chociaż człowiek szybko ją sobie oswoił. W biegu rzeki stawiał mosty, tamy i napędzane rzecznymi falami młyny. Coś jednak od wieków poza samą wodą w rzece fascynowało. Słowianie nazywali wodę „siostrą Boga”, „najstarszą caryczką” bądź „mateczką-wodą”. Często rzeki występujące na terenach dawnych Słowian mają nazwę w rodzaju żeńskim, gdyż rzekę wiązano z pierwiastkiem kobiecym. Twierdzono, że jest siedzibą Diabła, zaś księżyc pełni rolę szafarza ziemskich wód. Zgodnie z ludowymi mitami woda istniała jako pierwszy z żywiołów i poprzedziła kreację świata (co i znajduje się w wyobrażeniu biblijnym, Duch unosił się wszakże nad wodami). Uważano, że cieki są żyłami Matki Ziemi. Rzeka kojarzyła się z przemijaniem, a od starożytnej Grecji wierzono, że za nią znajdują się zaświaty, a dusza musiała przeprawić się przez Rzekę Zapomnienia, za którą wyzbywała się wszelkich związków z poprzednim życiem (przewodnikiem w tej wędrówce miał być mityczny Charon).
Rzeka towarzyszyła ludziom cały rok: na wiosnę topiono w niej Marzannę – symbol śmierci i zimy, a znad niej przynoszono do wsi „gaik” – ozdobioną choinkę, która (zza rzeki, czyli z zaświatów!) przynosiła nowe życie. Podczas sobótek, nazywanych również kupałą (od „kąpania się”), w rzekach odbywały się oczyszczające i zdrowotne rytualne obmycia. Kąpieli oznaczających ponowne narodziny zażywano także w okresie świąt Bożego Narodzenia, w Wielki Czwartek i Wielkanoc. Krążyło przekonanie o leczniczych korzyściach kąpieli nocnej dokonanej w czasie świąt. Tego ludowego wykorzystania wody, przy której toczyło się po prostu życie pierwotnych ludów, można by wymieniać wiele.
Rzeka jednak zapisała się także w kulturze – wszakże zbiór podobnych kulturowych upodobań, wyrażonych podobnymi środkami, przez określoną grupę osób, w danym czasie nazywamy prądem lub nurtem: literackim, muzycznym, plastycznym… Mówi on bowiem o tym, co niesie współczesnych, niczym nurt czy prąd rzeki. Jak często rzeka staje się motywem – od Styksu, owej rzeki umarłych, w Boskiej Komedii, mroczna i tajemnicza jest w Jądrze ciemności Josepha Conrada, niczym lekka chmura u Mickiewicza („Tam z dala błyszczy obłok? tam jutrzenka wschodzi?/ To błyszczy Dniestr, to weszła lampa Akermanu”). Któż z nas z kolei nie wzruszył się opisem rzeki, który wielokrotnie podała nam Eliza Orzeszkowa w Nad Niemnem, i nie zadziwił pomysłom inżyniera Baryki z Przedwiośnia, który chciał koryta rzeki wykładać, jak to on, szklanymi taflami? Dla poetów szemrząca, szumiąca, o skały waląca rzeka to skarbnica wersów i strof. Weźmy choćby Baczyńskiego („Rzeka pachnie jak ryba./Ryba jest liściem deszczu/ oderwanym od białej gałęzi szelestu, od zbuntowanych okrętów chmur”), który osobność rzeki widzi w jej oderwaniu: od chmur, od deszczu – odrywa ona też w jakiś sposób od siebie płaty ziemi.
Ujście
Czy już nigdy nie będziemy mogli wędkować na Odrze i spływać kajakiem po innych rzekach? Gdy opadną polityczne i niepolityczne emocje, będziemy musieli się do niej zabrać. Ale to przecież nie jedyna z rzek w stanie postępującego rozkładu – czy to przez nasze ścieki, czy przez suszę. Umiera Loara, Ganges, wielkie rzeki Chin. W naszym kraju, tak niegdyś bogatym w wodę, straszą wyschnięte koryta. Może niepotrzebnie odpuściliśmy, może nie dość szybko powróciliśmy nad ich brzegi, by jak nasi przodkowie wypoczywać w rzecznych łazienkach, by spławiać nimi łodzie. Może za mało kontroli w naszych społecznościach, naszych gminach, naszych okolicach, za mało uważności nad tym, czy nasze nawet najmniejsze rzeki są czyste (bo raczej bagatelizowaliśmy, że mały ciek wodny stał się tzw. śmierdziawką). Rzeki chcieliśmy regulować po to, by nie występowały z brzegów, ale niedługo nie będzie miało co występować.
One same dają nam mocne i konkretne ostrzeżenia. Znad powierzchni wody w Renie i Łabie wyłoniły się tzw. kamienie głodu lub też kamienie głodowe. Ich widok budził lęk wśród mieszkańców, zwiastował bowiem klęskę głodu. „Kiedy mnie widzisz, płacz” – głosi napis na jednym z nich, pochodzącym 1616 r. Co prawda są w nich wyryte napisy i z 1934 r. (rok po dojściu do władzy Hitlera) i z lat 2015 i 2018… Naukowcy mówią jednak, że susza w tym roku jest tak poważna, jak nie była jeszcze od pięciu wieków. Może czas wylać rzekę łez i poważniej zadbać o te miejsca, w których swe źródło ma nasza cywilizacja – prędzej niż wyimaginowane ideologie zniszczy ją brak ożywczej wody.