Jaki okres dokładnie obejmują Pani badania?
– Od 1989 do 2019 roku. W tym czasie nastąpiły wyraźne zmiany w funkcjonowaniu rodzin. Wiele zagrożeń z tym związanych było zauważalnych już wcześniej, ale obecnie wybrzmiewają one jeszcze bardziej i dotyczą znacznie większej liczby rodzin, niż to miało miejsce kiedyś. Pojawiają się też nowe zjawiska.
Z jakimi problemami rodziny wchodziły w rok 1989, czyli czas wielkich zmian politycznych, gospodarczych, ekonomicznych w Polsce?
– Najpoważniejszymi dysfunkcjami były alkoholizm i przemoc w rodzinie, co często wiązało się z ubóstwem. Dominujący model stanowiła rodzina opierająca się na małżeństwie z przynajmniej dwójką dzieci. Część nich to były rodziny wielopokoleniowe, choć już wtedy dawało się zauważyć zmiany w tym modelu.
Teraz wygląda to inaczej?
– Mamy wielką różnorodność rodzin. Mówimy o rodzinie nuklearnej, o rodzinie patchworkowej. Mamy rodziny samotnych matek z dziećmi, rodziny rozbite, mamy opiekę naprzemienną. Są nowe rozwiązania. Wcześniej mówiło się o matkach samotnie wychowujących dzieci, w tej chwili o rodzicach sprawujących opiekę, z tym że nie jest ona wspólna, gdyż nie mieszkają razem. Widać także rosnący trend odpowiedzialnego tacierzyństwa.
Jakie zagrożenia odziedziczyliśmy po poprzednich dziesięcioleciach, a z jakimi nowymi trudnościami borykają się rodziny obecnie?
– Nadal problemem jest przemoc, alkoholizm, niewydolność wychowawcza. Nowe zagrożenia, które pojawiły się wraz z cyfryzacją i rozwojem nowych technologii, mają związek z tym, jak rodziny spędzają wolny czas. Mamy także do czynienia z rosnącym indywidualizmem i dążeniem do własnego szczęścia, realizowania siebie. To powoduje, że dorośli są skupieni na realizacji swoich celów. W takich sytuacjach rodzina staje się często przeszkodą. Bardzo często dzieci popychane są do wielu aktywności, z myślą o ich wszechstronnym rozwoju i zapewnieniu im dobrego startu, co w konsekwencji może prowadzić do osamotnienia i zagubienia, gdyż nie mają czasu na budowanie więzi i relacji.
Dzieciństwo wypełnione zajęciami nie daje dzieciom poczucia szczęścia?
– Mamy obecnie dzieciństwo dobrobytu. Dzieci mają wszystko, ale coraz mniej mają rodziców. Tu pojawia się kwestia pracy. Kiedyś rodzice mieli taką pracę, która umożliwiała im spędzanie popołudnia w domu. Było to możliwie w wielu zawodach, natomiast obecnie pracuje się o różnych porach dnia, w weekendy. To powoduje rozluźnienie, a nawet rozpad więzi rodzinnych. Rodzice nie rozchodzą się, ale mają znacznie mniej czasu na wspólne aktywności. To jest bardzo niepokojące zjawisko, które ma znaczący wpływ na kondycję całej rodziny. Myślę, że jakość relacji w rodzinie staje się coraz większym problemem.
Czy pod tym względem lepiej jest w pełnych rodzinach?
– Obserwuję także rodziny pełne i okazuje się, że tu także nie zawsze jest dobrze. Posiadanie pełnej rodziny to nie zawsze jest szczyt szczęścia, jeśli nie ma w niej dobrych relacji. Pełna rodzina nie jest świadectwem tego, że wszystko jest w porządku. Dlatego moje badania mają na celu wskazanie, że rodzina boryka się z licznymi problemami i nie można o nich myśleć jedynie w kontekście patologii czy rozpadu. Nie chodzi wyłącznie o wielkie kryzysy, ale także o drobne, często marginalizowane sprawy, które ostatecznie prowadzą do rozpadu więzi rodzinnych. Codzienność często przesłania nam obraz tego, że pomimo że jesteśmy razem, to żyjemy osobno. Osamotnienie, poczucie pustki prędzej czy później da o sobie znać. Ciekawym przykładem jest badanie, podczas którego młodzież mając do wyboru liczne tematy do napisania pracy, podjęła temat osamotnienia w kontekście rodziców, nie rówieśników. Okazuje się, że brakuje im przede wszystkim uważności, zainteresowania się tym, co dla nich jest ważne, czym się interesują. Dotyczy to także nastolatków, którzy nadal potrzebują bliskości i troski ze strony rodziców.
Jak przebiegała praca badawcza, w jaki sposób zbierała Pani dane?
– Moje badania dotyczyły Leszna. Pierwszym etapem była analiza prasy lokalnej. Przejrzałam około trzech tysięcy egzemplarzy gazet, zwracając uwagę na artykuły poruszające tematykę rodzinną w bardzo różnych aspektach. To było niezwykle cenne doświadczenie. Na początku okresu badawczego, czyli w pierwszych latach transformacji ustrojowej aż do połowy pierwszego dziesięciolecia XXI wieku, najwięcej pisano o biedzie i bezrobociu. Bezrobocie było najpoważniejszym problemem, z jakim zmagały się rodziny, dlatego właśnie brak pracy, bieda, alkoholizm były najbardziej widoczne. Prasa dała mi szerokie rozeznanie w tym, jak żyły i z czym zmagały się rodziny w Lesznie na przestrzeni trzydziestu lat. To pozwoliło mi uchwycić najważniejsze zagadnienia.
Kolejnym etapem były wywiady, które przeprowadziłam z trzydziestoma osobami, które bądź to zajmowały się problemami rodzin systemowo, bądź też miały z nimi styczność w swojej pracy zawodowej lub działalności społecznej. To były wywiady nie tylko ze szkolnym pedagogiem, psychologiem czy pracownikiem socjalnym, ale także z policjantem czy księdzem. Byli to ludzie, którzy z perspektywy różnych doświadczeń mówili o rodzinach i ich problemach.
Zakończyła Pani badania w roku 2019, czyli tuż przed wybuchem pandemii. Na ile problemy rodzin w Lesznie są problemami, które dotykają rodzin w innych rejonach Polski?
– Jestem przekonana, że z większością z tych problemów borykały się rodziny w całym kraju, a nawet część z nich dotyczy rodzin w całej Europie. Globalizacja dotyka każdego, bez względu na miejsce, gdzie ktoś żyje. Należy jednak pamiętać, że badania dotyczą Leszna i skala pewnych zjawisk może być inna niż w innych środowiskach, np. w dużych miastach czy na wsiach położonych na wschodzie Polski. W skali kraju Leszno należy do przyjaznych dla rodzin miejscowości. Jesteśmy środowiskiem średniego miasta, które łączy zalety większych i mniejszych miejscowości. Uważam także, że jako lokalne środowisko staramy się radzić sobie z problemami dotykającymi rodziny. Mamy całą sieć instytucji i placówek, które temu służą.
Dlaczego rodzina jest tak istotnym problemem społecznym?
– To, czym zajmowałam się przez ostatnie lata i co zostało opublikowane w książce, to bardzo szeroka diagnoza rodziny i jej problemów z perspektywy potrzeb społeczeństwa jako całości, niektóre z nich nie muszą stanowić problemu dla samej rodziny, ale już dla społeczeństwa tak. Na przykład bezdzietność, która dla samej pary może być wyłącznie osobistym wyborem, ma ogromne znaczenie dla całego społeczeństwa. Malejąca liczba urodzeń przekłada się na problem starzenia się całej populacji, co w skali kraju czy kontynentu staje się poważnym problemem. Dlatego polityka prourodzeniowa jest najbardziej widoczną obecnie częścią polityki społecznej. Tymczasem rodzina boryka się z wieloma innymi zjawiskami.
Rodzina jest zadaniem, także zadaniem dla państwa, a nawet jeszcze szerzej. Na rodzinę należy także spojrzeć globalnie, bo to, jak się zmienia, ma wpływ na całe społeczności. Błędem jest dostrzeganie wyłącznie tych potrzeb i spraw, którymi zajmowaliśmy się do tej pory, bo umykają pewne ważne aspekty. Mam nadzieję, że moja książka przyczyni się do zainteresowania wszystkimi problemami rodziny, zwłaszcza tymi, które w tej chwili są bagatelizowane. Chyba największym z nich jest kwestia świadomości i umiejętności wychowawczych rodziców. Świat, w którym żyjemy, zmienia się tak szybko, że wzory wyniesione z domu nie mają już zastosowania. Jak powiedziała jedna z moich badanych, młodzi wzięli sobie do serca, że nie wolno bić dzieci, ale nie mają do końca pomysłu, jak je wychować. Potrzebujemy edukacji, która będzie wspierała rodziców w pełnieniu funkcji rodzicielskich. Począwszy od profilaktyki i wsparcia, po zmiany w systemie szkolnictwa. Dopóki szkoła będzie miejscem utrwalania różnic i marginalizacji społecznej, dopóty problemy i patologie wewnątrz rodziny będą wzrastały.
MARTA GRZEŚKO-NYCZKA
Doktor nauk społecznych w zakresie pedagogiki. Przedmiotem jej zainteresowań jest szeroko pojęta problematyka rodziny i szkoły jako podstawowych środowisk wychowawczych. Łączy pracę naukowo-badawczą z praktyką pedagogiczną i działalnością społeczną