Johny Depp był jednym z moich ulubionych aktorów amerykańskich. W zasadzie to jest nim nadal, ze względu na stare role, choć dawno w niczym nie zagrał. Po jego właśnie zamkniętym, sławetnym procesie z byłą żoną Amber Heard ta sympatia jest może odrobinę trudniejsza. Choć przecież wiedziałem, że Depp żyje według reguł celebryty, a na dokładkę zawsze odróżniałem dorobek artysty od bilansu człowieka.
To sądowe starcie pokazywane w youtubowym streamingu „Law and Crime” to jakby kwintesencja brzydkich stron naszej cywilizacji. Obraz toksycznego, bezsensownego związku trwającego ledwie 15 miesięcy. Wzajemna nienawiść. Obsceniczne szczegóły z prywatnego życia wywlekane na światło dzienne ku uciesze gawiedzi. Bez wątpienia żadna ze stron nie wyszła tu obronną ręką. Kiedy się pomyśli w przyszłości o Deppie, obraz „kupy w łóżku”, o której mówiono w sądzie, może przyćmić jego wspaniałe role, tak ładnie pochylające się nad istotą człowieczeństwa.
Aktorka przegrała proces z aktorem i, powtórzę, nikt nie pozostał po tym spektaklu czysty. A jednak sprawa ma jeszcze jeden wymiar. Heard powiedziała do swego męża: „Nikt ci nie uwierzy, bo jesteś mężczyzną”. Tymczasem chociaż on także nie zachowywał się dobrze, to przecież nie ma dowodów, że ją maltretował. Okazało się za to, że ona potrafiła zaatakować i zranić jego – w sensie czysto fizycznym. Po czym napisała tekst jako „ofiara przemocy domowej”, co spowodowało sprawę sądową.
Lewicowe portale są zaniepokojone. Narzekają, że teraz trudniej będzie ukarać kolejnych sprawców domowej przemocy, bo powstało wrażenie, że takie historie to fikcja, wymysły. Niektórzy komentatorzy sugerują, że Depp miał lepszy PR, za to Heard wypadła gorzej, ale tylko wizerunkowo. Ona sama żali się na sympatię opinii publicznej wobec aktora.
No tak, tylko zwrócę uwagę na jedno. Choć żyjemy w epoce, kiedy to „wszystko wolno”, co poniekąd ujawniło się i w tym procesie, on walczył o swoją reputację, która jest kluczem do jego dalszej kariery. W ostatnich latach nie dostawał ról, jako oprawca kobiety. Działała polityczna poprawność. Więc potrzebne być powinny niezbite dowody, żeby komuś zafundować cywilną śmierć.
Wyjątkowo posłużę się dłuższym cytatem. Oto, co napisał bloger Zbigniew Szczęsny, liberał i ateista, coraz częściej przyznający rację konserwatystom. „Wygrana Johnny’ego Deppa w procesie przeciw Amber Heard stanowi jakąś nadzieję, że żenująca próba odrzucenia zasad prawa rzymskiego, jaką przypuściły środowiska lewicowe, jednak się nie uda. Według „progresywistów” mężczyzna miał być z zasady na straconej pozycji, jako „oprawca”. Głos kobiety miał być traktowany literalnie jako wersja prawdziwa i to mężczyzna musiałby udowodnić, że jest – niczym przysłowiowy wielbłąd – niewinny”.
Zgadzam się z opiniami o „wielowiekowej krzywdzie kobiet”. O konsekwencjach patriarchatu. Wiem, że kobieta jest zwykle fizycznie słabsza od mężczyzny. Rzecz w tym, że teraz przychodzi pora odwetu. A odwet bywa ślepy i niesprawiedliwy. Spójrzmy na starcie kobiet i mężczyzn w popkulturze. To JEGO, a nie JĄ obsadza się z reguły w roli opresora. Tymczasem prawda bywa bardziej różnorodna. A w takich sferach jak te, w których obracała się ta para, już dawno mamy do czynienia z „symetrią sił i środków”.
Możliwe więc, że zasądzenie ponad 10 milionów dolarów na rzecz Deppa wpłynie jakoś na sądowe praktyki. Ale czy istotnie w złym, niesprawiedliwym kierunku? A może w stronę prawdy, że każda historia jest inna? Jedyna i niepowtarzalna? Zobaczymy.