O książce W marszu i w bitwie. Szlakiem Powstańców Wielkopolskich pisałam już w artykule Gotowy scenariusz na film, który ukazał się w dodatku do świątecznego numeru „Przewodnika” (52/2021). Tam też wspomniałam o jej autorach: Adamie Urlichu i Leonie Prauzińskim. Obaj zasługują jednak na coś więcej.
Środowisko powstańcze znał na wylot
Adam Urlich urodził się w 1891 r. w Rostworowie k. Rokietnicy. Uczestniczył w I wojnie światowej, w szeregach 6 pułku grenadierów, wielokrotnie ranny.
Był fachowcem opisu scen batalistycznych, wszak sam w nich uczestniczył. W dialogach i opowiadaniach zachowywał wielkopolską gwarę i żargon żołnierski. Gdy w pewnym momencie pojawiał się Ślązak, poznajemy go po języku. Ulrich był autorem oryginalnym, środowisko powstańcze znał na wylot, często pokpiwał sobie z cywilów i „Scheinwerferów”. Humor cechował również jego „Kaczmarków”. W najgroźniejszych sytuacjach dodają sobie werwy soczystymi epitetami i tym niespotykanym w życiu cywilnym humorem. Mawiał, że powstańcy „biją się dzielnie, klną na potęgę”.
W jedynej recenzji książki zaznaczono, że: „Styl Ulricha jest żywy i piękny w swej wojskowej zwartości, która przypomina komendę, rozkaz wojskowy. Bohaterowie książki, mówią nieraz monosylabami, uzupełniają luki wymowy wprawnym cmokaniem przez zęby. Cała narracja autora jest autentyczna. Autor niczego nie zmienia, przekazuje rzeczywiste wydarzenia, w których sam uczestniczył”. Walczył przecież pod Verdun, potem w grupie „Rawicz”, no i jeszcze w wojnie polsko-bolszewickiej.
Piechota z artylerią
Po bitwach i wojnach, w latach 30. XX w. nawiązał współpracę z artystą malarzem Leonem Prauzińskim i na łamach „Ilustracji Polskiej” publikował opowiadania żołnierskie związane z powstaniem, ilustrowane przez Prauzińskiego. W 1937 r., w formie dodatku do „Przewodnika Katolickiego”, ukazała się jego powieść Pod Verdun. W 1939 r. opublikował wspólnie z Prauzińskim książkę W marszu i w bitwie. Szlakiem Powstańców Wielkopolskich 1914–1920.
„Poznaliśmy się z racji Kumpla czwartej rezerwowej kampanii. Był to tytuł opowieści żołnierskiej z czasów powstańczych, którą w „Ilustracji Poznańskiej” ilustrował Prauziński – wspominał Adam Urlich. – Zaprzyjaźniliśmy się ze sobą i pracowaliśmy razem. Powstało, jak to mówił Leon, «współdziałanie piechoty z artylerią», jako współpraca pisarza piechura z batalistą kanonierem. Z czasem, oprócz szeregu opowieści z czasów żołnierskich wielkiej wojny i frontu wielkopolskiego, w 20. rocznicę powstania, ukazała się nasza wspólna praca historyczna z dziejów walk żołnierzy wielkopolskich W marszu i bitwie, w której Prauziński zamieścił swój cykl obrazów historycznych”.
Czas okupacji hitlerowskiej Urlich spędził na Suwalszczyźnie, potem zamieszkał w Warszawie. W 1946 r. publikował też opowiadania żołnierskie, dotyczące lat 1944–1945, a także opowiadania dla dzieci i młodzieży. Zmarł w Warszawie w 1955 r.
Do Poznania na powstanie
Leon Prauziński urodził się w 1895 r. w Poznaniu. Początkowo uczył się w gimnazjum w Ostrowie Wielkopolskim. Pan Stawski, szkolny przyjaciel malarza, w liście do żony Prauzińskiego, Ireny, pisał, że: „Leon pracował czynnie w tajnych kółkach konspiracyjnych im. Tomasza Zana, był członkiem gimnazjalnego klubu sportowego «Wenecja» i grywał w pierwszej drużynie jako bramkarz. Od młodych lat wykazywał zdolności malarskie. Jego podręczniki szkolne zawierały masę rysunków i karykatur profesorów i kolegów”.
W 1915 r. został powołany do armii niemieckiej. Walczył na froncie zachodnim w Ardenach, pod Verdun i w Lasach Argońskich, gdzie został ranny. Z polowego szpitala przewieziono go do szpitala w Wetzlar, a następnie do szpitala w Ostrowie Wielkopolskim. Na wiadomość o przygotowaniach do powstania przeciwko Prusakom Prauziński opuścił Ostrów Wielkopolski i przybył do Poznania, gdzie znalazł chwilowe zatrudnienie w aptece przy moście Chwaliszewskim.
27 grudnia 1918 r. brał udział w walkach w grupie Stanisława Nogaja, w szturmie na budynek Prezydium Policji. W czasie szturmu na Urząd Umundurowania Prusacy otoczyli powstańców i Prauziński razem z kolegami dostali się do niewoli. Osadzonych w więzieniu przy ul. Młyńskiej szybko odbili koledzy powstańcy. Brał udział także w zdobywaniu Wolsztyna, Zbąszyna i Miejskiej Górki. W powstaniu walczył do samego końca. Został uhonorowany Krzyżem Niepodległości i Krzyżem Walecznych. Później walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. Uzyskał maturę w Gimnazjum Marii Magdaleny w Poznaniu, a w 1921 r. ukończył Szkołę Podchorążych.
12 obrazów
W latach 1921–1923 Prauziński, na podstawie wykonanych w czasie powstania rysunków i szkiców, namalował 12 obrazów przedstawiających sceny z walk powstańczych. Z czasem wydano je na pocztówkach. W 1927 r. wyjechał na studia do Monachium, gdzie ukończył wydział malarstwa i sztuk pięknych. Po powrocie do kraju ilustrował czasopisma i książki.
Cykl obrazów umieszczonych w drugiej części książki W marszu i w bitwie pod nazwą „Od Zbąszynia do Kijowa” powstał na podstawie zrobionych przez niego frontowych szkiców. W obrazach artysta zachował nie tylko charakterystyczne cechy żołnierzy z owych czasów, nie tylko utrwala szczegóły umundurowania, lecz również uzbrojenie, oporządzenie i ówczesny typ konia.
Po powrocie do Poznania szybko nawiązał współpracę z „Kurierem Poznańskim”, „Ilustracją Wielkopolską”, „Ilustracją Polską”, „Orędownikiem”, „Przewodnikiem Katolickim” oraz „Żołnierzem Wielkopolskim”. Jego wielką miłością były konie. To dla nich, ze sztalugami, wędrował po hodowlach koni i torach wyścigowych i malował ukochane rumaki. Jego znajomości z poznańskimi twórcami często owocowały książkami, np. W marszu i w bitwie czy Jak dzieci wypędziły Niemców z Poznania.
W Forcie VII
Maciej Prauziński, syn malarza, wspomina, iż: „1 listopada 1939 roku o godzinie czternastej dwóch gestapowców aresztowało mojego ojca. Leżał na łóżku, gdyż źle się czuł. Oświadczył matce; iż «biorą» go na dwa do trzech dni na przesłuchanie. Matka szukała go jednak przez kilka dni po wszystkich więzieniach poznańskich, Cytadeli i w prezydium policji – jednak bezskutecznie. Dopiero przypadkowo dowiedziała się od żony dra Rydlewskiego, że mąż jej został także aresztowany i osadzony w Forcie VII. Matka pojechała do Fortu VII, gdzie oświadczono jej, że mąż znajduje się tam i może mu przynieść jedzenie i bieliznę. Po zawiezieniu bielizny, zwrócono jej brudną, koszula miała na plecach pręgi zaschłej krwi. Czekając przed biurem straży SS w Forcie VII, matka widziała ojca i dra Rydlewskiego ciągnących wóz z kamieniami. Przechodząc obok, podszedł do niej i zapytał o dzieci. Eskortujący SS-man uderzył go wówczas kolbą karabinu i kazał iść dalej”.
6 stycznia 1940 r. po parodii rozprawy w siedzibie Gestapo Leon Prauziński skazany został na śmierć i rozstrzelany w Forcie VII. W akcie zgonu napisano „zastrzelony podczas ucieczki”.
Pod koniec stycznia 1940 r. Irena Prauzińska otrzymała kartę pocztową wysłaną przez Leona z Fortu VII z datą 22 grudnia 1939 r., w której mąż pisał: „Kochana żono i dzieci. Dziękuję bardzo za wszystkie paczki i ostatnią paczkę z życzeniami. Bielizny mam wystarczająco. Obecnie oddają ci brudną bieliznę. Oczekuję pozytywnych wiadomości. W dniu 15 XII zostałem powiadomiony, że zostanę w najbliższym czasie zwolniony. Na ogół powodzi mi się dobrze i jestem zdrów. Życzę całej rodzinie zdrowych świąt i całuję was wszystkich. Wasz Leon”.
O jego rozstrzelaniu rodzina dowiedziała się w maju 1945 r.