Obraz księdza Szymon Bojdo fot. Sony Pictures/materiały prasowe Filmowe przedstawienia kapłanów katolickich bywają groteskowe, często wrogie Kościołowi. Są jednak produkcje, które idą w poprzek tym tendencjom. Postać księdza w naszej kulturze ma wyjątkowy status. W kraju, który określał sam siebie jako zawsze wierny Kościołowi, przywiązany do pewnych tradycji czy wartości, zawsze pojawienie się dzieła filmowego, w którym bohaterem jest prezbiter, wywoływało emocje. Emocje te były nasilone w różnym stopniu. Za granicą i w Polsce Na przykład Ptaki ciernistych krzewów z 1983 r., w Polsce pokazane oczywiście z opóźnieniem, stały się hitem. A to dlatego, że Richarda Chamberlaina w tamtych czasach po prostu nie sposób nie kochać (panie za niebywałą urodę, panowie za bycie wzorem, do którego chce się dążyć). I choć powieść Colleen McCullough, na której podstawie film powstał, ukazała się w 1977 r., to była ubrana w pewien sztafaż historyczny, co dodatkowo osłabiało wydźwięk „skandaliczny”. No i do tego, tu ważna uwaga, kim innym jest postać księdza dla kinomanów na Zachodzie, a kim innym u nas. Tam prezbiter to dziwak, ktoś kto poświęcił całe życie jednej idei, może czasem podziwiany za swoją niezłomność, ale często przedstawiany jak ktoś, kto żyje zupełnie inaczej niż my wszyscy. Na tej bazie fascynowano się też posługą egzorcysty, stąd liczne filmy z gatunku horroru, z klasycznym Egzorcystą z 1973 r. czy Egzorcyzmami Emily Rose z 2005 r. czy ostatnio produkcją Netflixa Czarna msza. W Polsce wytworzyło nam się w tym względzie kino gatunkowe, mianowicie biografie niezłomnych kapłanów: bardzo dobra historia o ks. Janie Zieji w reżyserii Roberta Glińskiego, Popiełuszko. Wolność jest w nas Rafała Wieczyńskiego; czekamy też na film Klecha o ks. Romanie Kotlarzu (jego premiera miała się odbyć w marcu, ale wciąż nie podano, kiedy film pojawi się w dystrybucji kinowej). Jednym zdaniem wspomnimy o niesławnym Klerze Wojciecha Smarzowskiego, obnażającym wady duchowieństwa. Tę myśl zamknę też klamrą na temat kontrowersyjnych dla Polaków postaci księży w filmach. Falą protestów pod kinami zakończyła się sama zapowiedź wyświetlania filmu Priest (Ksiądz) z 1994 r. o młodym, borykającym się ze swoim homoseksualizmem księdzu (fala ta była, jak to w przypadku takich oburzeń bezzasadna, bo film ten mówił o dramacie człowieka i był naprawdę dobry). Z kolei szeroką dyskusję w świecie filmowym wywołał film Wątpliwość z 2008 r. Johna Patricka Shanleya, z Meryl Streep w roli głównej. Grała ona kierującą katolicką szkołą zakonnicę, która oskarża księdza o niestosowne kontakty z uczniem. Nie mając dowodów, opiera się wyłącznie na własnym przeczuciu. Father Stu – jak niewierzący został księdzem Stuart Long był z kolei zwykłym amerykańskim nastolatkiem. Zdarzały mu się chuligańskie wybryki – taki po prostu chłopak z krwi i kości. Nie będąc katolikiem, poszedł na katolicki Carroll College, co w wielu krajach na Zachodzie nie jest takie znowu dziwne (po prostu Kościół ma bardzo dobre szkoły). Szczególną pasją był dla niego boks, do którego został zachęcony przez jednego z księży pracujących naukowo na uczelni. Ta relacja właśnie doprowadziła go do wiary. Ale zanim to się stało, prowadził normalne, studenckie imprezowe życie, z sukcesami sportowymi – choć te musiał na pewien czas porzucić, ze wzglądu na kontuzję. Próbował nawet szczęścia w filmie. Punktem zwrotnym w życiu Stuarta Longa był wypadek – jadąc motocyklem zderzył się z samochodem. Już miał się żenić, jednak by wziąć ślub w kościele, musiał przystąpić do sakramentów, a nie był przecież nawet ochrzczony! W czasie katechumenatu dręczyła go jednak myśl, że zostanie księdzem. To niewyobrażalne, ale tak rzeczywiście się stało. Niestety, podczas przygotowywania się do kapłaństwa, zdiagnozowano u niego guza znajdującego się w okolicy biodra. Potem wykryto kolejne schorzenia, związane z chorobą autoimmunologiczną, która z czasem przykuła go do wózka. Choroba nie przeszkodziła mu w realizacji celu, czyli otrzymaniu święceń kapłańskich. Stuart Long został księdzem, świetnie rozumiejącym chorych i cierpiących. Historię tę właśnie możemy oglądać w kinach. W filmie Father Stu w tytułową rolę wcielił się Mark Wahlberg, ostatnio dość otwarcie mówiący o swoim katolicyzmie. W produkcji zobaczymy też Mela Gibsona. – Czułem, że Mel zrobił to z Pasją, więc może spróbuję. A gdybym znalazł kogoś do sfinansowania, to byłaby to zupełnie inna rozmowa, ponieważ zazwyczaj osoba wypisuje czek i również ma notatki i chce być zaangażowana w proces. Więc poczułem, że lepiej, jeśli po prostu będę miał pełną kontrolę – mówi Wahlberg, który był także producentem tego filmu. Film wyszedł może ckliwy, ale bardzo autentyczny. Sam Wahlberg musiał do niego sporo przytyć i wykonać protetykę. Ale historia jest poruszająca i przekonująca. Powołany – dokument z fabułą Sporym zaskoczeniem z kolei była dla mnie polska produkcja Powołany. To film sfinansowany z datków ludzi, wpłacających na internetową zrzutkę. Ma on znakomite zdjęcia i w ogóle cały pomysł jest oryginalny. Otóż ksiądz przychodzi na wizytę duszpasterską do domu, w którym wyraźnie mama jest praktykująca, ojciec obojętny, a syn już wrogi wobec Kościoła. I tak historia się toczy, przeplatana świadectwami (autentycznymi historiami) ludzi, którzy w różnych aspektach przekonują do kolejnych prawd wiary. Staje się to więc film dokumentalny z fabułą. W części dokumentalnej zobaczymy niezwykłe historie nawróceń takich osób jak: Marta Przybyła, Paweł Martyniuk, Joanna Nowacka, Marcin Ostrowski, Dawid Cmok, Adam Szymkowski oraz Joanna i Marek Klękowie .W trakcie tej niecodziennej kolędy dochodzi do mocnej wymiany zdań i zderzenia światopoglądów. Tematy oscylują wokół siedmiu głównych posług zleconych kapłanom, takich jak: sakrament Eucharystii, sakrament pojednania i pokuty, chrztu świętego, głoszenie słowa Bożego, modlitwy o uzdrowienie, egzorcyzmy oraz towarzyszenie osobie umierającej. Inicjatorem filmu jest ks. Piotr Śliżewski, sam bardzo zaangażowany kapłan. Reżyserią zajęli się Andrzej Kocuba i Jan Sobierajski. Obraz opublikowano nieodpłatnie na kanale YouTube / Fundacja Filmowa Powołany w kilku językach świata w Wielki Czwartek. Do dziś możemy oglądać tę ciekawa produkcję. Ja osobiście może nie zacząłbym rozmowy, która ma przekonać do Kościoła od opisywania cudów eucharystycznych, ale ogólnie, pod wieloma względami to po prostu nieźle zrobiony film. Ksiądz bywa w naszej kulturze wyśmiewany, wyzywany i trzeba niestety przyznać, że czasami duchowieństwo zasłużyło sobie swoimi postawami na takie traktowanie. Jednak dobrze, że powstają takie obrazy, które pokazują ich autentyczne dramaty i przeżycia, a także motywacje, dla których poświęcili całe swoje życie Chrystusowi. Mnie to bardziej przekonuje, niż wpajanie na siłę dogmatów.