Logo Przewdonik Katolicki

Wątpliwości wokół tragedii w Pszczynie

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Drastyczne, nietypowe historie to taran torujący drogę całkowitej legalizacji aborcji

Trudno mi jest o tym pisać, tak gwałtowne i złe emocje budzi ten temat. Odmówiłem odniesienia się do niego w innych mediach, w konwencji zwykłego tekstu politycznego, bo dla mnie on wykracza poza polityczne dylematy. Z wielkim wahaniem usiadłem do zajęcia stanowiska w „Przewodniku Katolickim”.
Wahanie wynika stąd, że nie mam wcale pewności, czy moje stanowisko jest poprawne z katolickiego punktu widzenia. Czy nim kogoś nie urażę. A prawdę powiedziawszy, składam się w tym momencie głównie z wątpliwości.
Chodzi o historię 30-letniej mieszkanki Pszczyny, która zmarła, bo podobno lekarze w porę nie dokonali aborcji, żeby ratować jej życie. Piszę „podobno”, bo sprawa nie jest do końca jasna. Adwokatka rodziny zmarłej wypowiedziała się, że jej mocodawcy nie twierdzą, jakoby orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego ograniczające dodatkowo aborcję było jedynym czy głównym powodem tej śmierci. Ale manifestanci spod znaku Strajku Kobiet wydali już wyrok. Idą pod transparentami „Ani jednej więcej”. Piszą i mówią, że politycy obozu rządzącego „mają krew na rękach”.
Podobno lekarze zwlekali, bo bali się konsekwencji, skoro aborcja jest „mniej dozwolona” niż przed wyrokiem TK. Zarazem przepis pozwalający na usunięcie ciąży, aby ratować życie czy zdrowie kobiety, obowiązuje tak jak obowiązywał. Oczywiście można dowodzić, że winna jest „atmosfera” pomnożona przez ignorancję. Możliwe, że resort zdrowia zaniedbał odpowiednich instrukcji dla medyków – zabiera się za nie dopiero teraz. Zarazem to są zawsze sytuacje graniczne, skazane na płynne interpretacje. Nie da się każdej z nich przewidzieć i opisać jak w instrukcji pralki.
Kiedy zapadało orzeczenie TK, byłem sceptyczny. Pisałem, że konsekwencją będzie odrzucenie aborcyjnego kompromisu, który może się wydawać brzydki, ale ratuje przynajmniej ileś żyć ludzkich, bo jest uznawany przez znaczną część społeczeństwa. Na dokładkę będzie też do zapłacenia cena polityczna. I nie chodzi tu tylko o słupki poparcia dla prawicy, ale o perspektywę gwałtownego odrzucenia przez wielu Polaków, szczególnie młodszych, podstawowych zasad tradycyjnego społeczeństwa. O pogłębienie kryzysu religijności.
Tak się też stało. Tylko że… Kiedy przekonywałem przy stole moich przyjaciół, zresztą artystów, ale reprezentujących mniejszość swojego środowiska, że moment jest też niedobry (pandemia, potrzeba jedności), odpowiedzieli: „Na to każdy moment jest niedobry”. I mówili o wartości życia dzieci z zespołem Downa. Czułem, że to też mocny argument.
Zapewne wielu manifestantów wierzy, że ratuje kobiety w sytuacjach naprawdę trudnych. Ale kiedy czytam, jak aktywistka Strajku Kobiet beszta TVN za używanie – wobec tej historii – pojęcia nienarodzonego dziecka, widzę, że chodzi o coś więcej. Drastyczne, nietypowe historie to taran torujący drogę całkowitej legalizacji aborcji. Trzeba mówić „płód”, więc totalnie się znieczulić. A przecież bardzo rzadko mamy prosty wybór: życie matki albo jej dziecka.
I na koniec jeszcze jedna, bolesna dla mnie, uwaga. Nawet publicyści katoliccy  wzywają dziś, aby środowiska pro-life zamiast nawoływać do kolejnych zaostrzeń antyaborcyjnych przepisów, zadbały o opiekę władz publicznych nad matkami w trudnych warunkach. Pod takim rozumowaniem skłonny byłbym się podpisać. Ale widzę też co innego: niektóre, również katolickie, kręgi zaczynają budować swoją tożsamość na apelach o otwarcie szerzej dostępu „do zabiegów”. I tego, przyznam, pojąć nie mogę. Może jestem już na to za stary, choć wzywają do tego również starsi ode mnie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki