Perelandra, drugi tom trylogii międzyplanetarnej C.S. Lewisa, opowiada o pierwszym kuszeniu. Autor Opowieści z Narnii przenosi czytelnika na Wenus, gdzie zielonoskóra Ewa zmaga się z pokusą przekroczenia boskiego nakazu. Opuszczenie ram biblijnej narracji pozwala czytelnikowi oderwać się od dosłowności obrazów towarzyszących nam od najmłodszych lat. Czytając, kibicujemy Ewie, niepokoimy się, czy aby nie ulegnie szatanowi, w końcu zadajemy sobie pytanie, co by było, gdyby pierwsi rodzice nie popełnili grzechu. Nie musimy pozostawać w sferze domysłów. Znamy dwie osoby, które nie niosą w sobie skutków pierwszego upadku.
Skutki grzechu pierworodnego
Zapytajmy jednak na początku, jakie to skutki. Można podać definicję katechizmową, nie rezygnując z niej, proponuję jednak opisać konsekwencje upadku w nieco innej perspektywie.
Pierwszy grzech był odwróceniem się od Boga, a więc zerwaniem z Nim więzi. Zanim do tego doszło, relacja z Bogiem była fundamentem ludzkiego szczęścia. Ludzie postrzegali siebie jako obdarowanych ciałem, sobą nawzajem i światem. Dzięki przyjaźni z Bogiem tworzyli harmonijną wspólnotę z przyrodą, między ludźmi i w samych sobie. Taki skutek przynosi postrzeganie świata i siebie samego przez pryzmat Bożych miłości i mądrości. Pozwala przyjąć z wdzięcznością i w zaufaniu to, kim się jest, i to, co nas spotyka. Z Jego ręki Adam i Ewa przyjmowali wszystko to, kim byli, co ich otaczało i w końcu, co działo się wokół nich i z nimi. Ufnie przyjmowali dar, ponieważ nie byli zdolni podejrzewać Stwórcy o jakiekolwiek złe zamiary. Nie znali zła. Człowiek, który nie doświadcza i nie dopuszcza się zła, nie jest zdolny do podejrzliwości. Wiedzieli jednak, co jest złe i szkodliwe, ponieważ znali Boże przykazanie. Niezdolni do podejrzliwości w stosunku do Boga, ufali również zmysłowi, który ostrzegał ich przed przekroczeniem Jego prawa. Wiedzieli, że złamanie Bożego nakazu jest bardzo groźne, wręcz grozi śmiercią.
Trudno nam wyobrazić sobie stan pierwotnej niewinności, w którym pierwsi rodzice postrzegali świat. Jesteśmy zranieni grzechem na tyle głęboko, że zło wydaje się wręcz nierozłącznym towarzyszem ludzkiej natury. Często słyszymy nawet, że trzeba doświadczyć zła, żeby stać się człowiekiem dojrzałym, pozbyć się naiwności i nabrać „życiowej mądrości”. To fałszywa perspektywa. Nic bardziej nie szkodzi człowiekowi niż działanie kierowane brakiem zaufania do Boga. A tym właśnie był pierwszy grzech: odrzuceniem zaufania do Boga i w konsekwencji złamaniem Jego nakazu. Gdy człowiek dopuścił się grzechu, zaczął postrzegać Boga przez pryzmat zła, które popełnił. Mierzył Boga swoją miarą. Jego pierwotna niewinność przepadła, a w konsekwencji zostały uszkodzone dotychczas harmonijne relacje. Człowiek popękał na wiele osobnych kawałków, które od tamtego dnia walczą między sobą: ciało obciąża duszę, rozum z trudem rozpoznaje dobro, a wola niechętnie je wybiera. Ludzie potrafią wykorzystywać siebie nawzajem, bo „zobaczyli, że są nadzy”, a więc, że można się użyć i dlatego należy się siebie nawzajem obawiać. Przyroda przestała być ogrodem uprawianym przez człowieka, a stała się kolejnym obszarem walki, światem do podbicia, ujarzmienia i wykorzystania. Zerwanie więzi z Bogiem poskutkowało pęknięciem wszystkich istotnych relacji w człowieku samym, między ludźmi i ze światem. Grzech był największym kataklizmem na ziemi, trwale uszkodził ludzką naturę, niewinnych uczynił winnymi. Takich też ludzi zrodziła Ewa, w takim stanie aż do dziś przychodzą na świat jej synowie i córki.
Niewinny rodzi się z niewinnej
Na opłakane położenie człowieka Bóg odpowiedział na dwa sposoby: przez dar śmierci, która skraca życie w rozbitym przez zło świecie, i przez Wcielenie swojego Syna. Chrystus Pan stał się człowiekiem, ale człowiekiem wyjątkowym – pozbawionym skutków grzechu pierworodnego. Nowy Adam, jak określa Go Biblia, miał stanąć w miejscu pierwszego Adama, a ten, gdy ulegał pierwszej pokusie, jeszcze nie nosił w sobie skutków zła. Dopiero grzesząc, utracił niewinność. Zbawiciel zajmuje miejsce swojego praojca, bezgrzeszny staje wobec cierpienia, pokusy i zła. Żeby to było możliwe, również Jego prawdziwa Matka została ochroniona od skutków grzechu, aby niewinna zrodziła niewinnego. Przyglądając się zatem Matce Bożej i Chrystusowi, możemy dostrzec, jakie jest człowieczeństwo pozbawione skutków grzechu pierworodnego. Widząc Ich, możemy się zatem dowiedzieć, czym jest prawdziwe człowieczeństwo i do czego możemy aspirować przez naśladowanie Pana i Jego Matki.
Z pewnością przesadą byłoby aspirować do Wniebowzięcia, które mówi o całkowitym usunięciu skutków grzechu pierworodnego. Kościół nie rozstrzyga, czy Matka Boża umarła, czy tylko zasnęła, ale tak czy inaczej, Jej ciało nie uległo rozkładowi i wraz z duszą zostało zabrane do nieba. Śmierć nie ma nad Nią władzy. Jako kobieta odkupiona i zbawiona przebywa w Bogu.
Życie Maryi i Chrystusa nie jest jednak opowieścią o superbohaterach, których omija smutek, cierpienie i pokusy. Przeciwnie, na wskroś niewinni są szczególnie wrażliwi na zło, a w związku z tym potrafią realnie współczuć ludziom. Poruszającym tego przykładem jest opowiadanie o Chrystusie, który dowiedział się o śmierci swojego poprzednika i kuzyna, Jana Chrzciciela. Po dotarciu wiadomości stara się usunąć na bok, aby przeżyć tę bolesną stratę, ale tłum nie pozwala Mu ani na chwilę samotności. Wobec tego zdjęty współczuciem leczy ich chorych i dla wszystkich rozmnaża chleb. Swój ból skrywa, a zmierzenie się z nim pozostawia na później, zamiast tego skupia się na cierpieniach innych. Podobnych przykładów można przywołać więcej. Matka Boża swoją największą próbę cierpienia przeżywa podczas męki Pańskiej. Towarzyszy Synowi, którego ból staje się Jej bólem, Jej duszę przebija miecz. Ale na współczuciu się nie kończy.
Zdumiewający jest sposób, w jaki niewinni ludzie potrafią przeżyć własne cierpienie. Matka Boża nie lamentuje, nie wygraża niebu pięścią, nie rzuca się na oprawców Syna. Zamiast tego w cichości poddaje się woli Ojca. Cierpienie jest największym sprawdzianem zaufania Bogu. Matka i Syn zamiast w zwątpieniu pytać „Dlaczego dopuszczasz na nas takie doświadczenia?”, w posłuszeństwie wypełniają Boże zamysły, których sens jedynie przeczuwają.
Uczyli się tego całe życie. Od zwiastowania Matka Pana podejmuje to, czego oczekuje od Niej Bóg. Nie oznacza to, że nie ma wątpliwości, albo że nie przeżywa lęku – oznaki pierwszego i drugiego pojawiają się w dialogu z aniołem. Mimo pytań i niepewności podejmuje się powołania, jakim wezwał Ją Bóg. Brak w Niej choć cienia podważania objawionej woli Boga. Skoro Pan mówi, służebnica słucha i wypełnia polecenia. Zresztą nie chodzi tylko o słowa, Maryja uczy się woli Boga i próbuje zrozumieć Jego zamysł, analizując wydarzenia, przez które przeprowadza Ją Pan historii. Pamiętamy: „Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2, 19). Dzięki tej postawie stała się doskonałą uczennicą swojego Syna. Do tego stopnia, że to Ona uruchamia proces objawienia się Chrystusa światu. Taki jest sens roli, jaką spełnia na weselu w Kanie Galilejskiej. Dobrze obrazuje to film The Chosen, zestawiając ze sobą opowieść o pracy kamieniarza z wahaniem Syna Bożego, który zastanawia się, czy aby na pewno nadeszła już Jego godzina. Dokonując cudu, Chrystus wejdzie na drogę, z której nie ma odwrotu, podobnie jak nie da się poprawić raz wyżłobionego kamienia. Matka Jezusa wie, że czas się dopełnił, wie, ponieważ czyta Boże znaki. Uczyła się je rozpoznawać od trzydziestu lat.
Kuszenie Maryi
Zarówno posłuszeństwo, a więc słuchanie tego, co mówi Pan, jak i zaufanie do Niego, a więc wypełnienie nakazu, nie sprawią, że Najświętsza Dziewica przestaje być prostą Żydówką, kobietą z krwi i kości, matką i wdową. Skoro tak, to domyślamy się, że doświadcza również pokus, i to pokus realnych. Podobnie jak realnymi były pokusy, które przyszły na Jej Syna na pustyni i w ogrodzie Getsemani. O pokusach Maryi Ewangelie nie wspominają, ale możemy się domyślić ich natury. Jezus jest kuszony dwukrotnie (przynajmniej o tych dwóch zdarzeniach postanowił opowiedzieć uczniom). Za pierwszym razem szatan próbuje odwieść Go od właściwego sposobu realizacji Synostwa Bożego. Próbuje nakłonić Pana, aby jako Syn był niezależny od Ojca. Za drugim razem kusi, aby odrzucił wolę Ojca i zrezygnował z Męki. Najświętsza Dziewica, Nowa Ewa, idzie krok w krok za swoim Synem, a więc prawdopodobnie również doświadczała kuszenia jako Matka Boża i Służebnica Pańska. Zwyciężyła je jednak podobnie jak Syn przez zaufanie do Słowa Bożego i Miłości Ojca.
Ideał Jezusa i Maryi nie jest nam dany jedynie po to, abyśmy go podziwiali. „Zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami” (1P 2, 21). W jaki sposób? Łaska chrztu usuwa winę grzechu pierworodnego, a dzięki temu pozwala łatwiej przekroczyć jego skutki. Jest jak klej na nasze popękanie. Im więcej ćwiczymy się w zaufaniu i posłuszeństwie Bogu, tym bardziej harmonijnymi się stajemy. Nie tylko łatwiej rozpoznajemy dobro, ale i chętniej je wybieramy. Ciało mniej ciąży duszy, a innych traktujemy na równi z sobą. W końcu i światem się opiekujemy, a nie tylko go używamy. Klucz do sukcesu polega na tym, by nie tyle czekać, aż łaska przyniesie skutek, ile już teraz podjąć działanie zgodne z jej celem. Im więcej działamy jako niewinni, tym bardziej niewinnymi się stajemy, a im bardziej niewinnymi się stajemy, tym bardziej działamy jako niewinni. Środowiskiem wzrostu łaski jest ćwiczenie się w cnocie. Tym łatwiej nam z nią współpracować, im więcej podejmujemy działania na jej miarę.
Choć ziemia nie stanie się Perelandrą, zanim nie nastąpi powtórne przyjście Chrystusa, już dziś możemy smakować sposobu życia Nowej Ewy w rosnącym zaufaniu i posłuszeństwie Bogu, w coraz głębszej harmonii z Nim, ze sobą, innymi i światem. Dlatego dobrze jest wpatrywać się w Wniebowziętą, żeby nie stracić odpowiedniego azymutu.
Tomasz Grabowski OP
Dominikanin, prezes Wydawnictwa W drodze, w latach 2005–2016 prezes Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny, twórca Warsztatów Muzyki Niezwykłej, rekolekcjonista, publicysta, autor książki Wiara w czasach zarazy