Logo Przewdonik Katolicki

Igrzyska mimo wszystko

Szymon Bojdo
Na zdjęciu amerykańska gimnastyczka Simone Biles, która po fantastycznym starcie w kilku konkurencjach, zrezygnowała z dalszego udziału w olimpiadzie fot. Laurence Griffiths/Getty Images

Olimpijska rywalizacja w Tokio przechodzi do historii. Igrzyska odbyły się wbrew wszelkim przeciwnościom, dzięki czemu idea sportowej rywalizacji w duchu pokoju pozostaje nieprzerwana.

Starożytni Grecy przez wieki wypracowali kształt odbywających się w Olimpii igrzysk. Pięć głównych dyscyplin, tak zwany penthalon, obejmował biegi (na krótkich i długich dystansach), skoki, zapasy oraz rzuty dyskiem i oszczepem. Rywalizowano również w wyścigach rydwanów oraz pankriatonie – połączeniu zapasów i walki na pięści. Same zapasy, choć nie w tak grzecznej, jak w znanej nam współcześnie formie, też były częścią rywalizacji: zawodnicy mogli jednak kopać, podcinać nogi, a nawet ciągnąć za nos czy uszy. Z czasem obok rywalizacji sportowej odbywały się także zawody artystyczne, w śpiewie czy rzeźbie. Wszystko to miało wymiar religijny – same zawody poświęcone były najwyższemu z greckich bóstw – Zeusowi, dlatego rozpoczynała je ceremonia złożona z ofiarowania mu mięsa dzika, a także przyrzeczenie sportowców. Nadawało ono sportowi wymiar świętych zmagań, a co ciekawe, w ich centrum wynoszona była uczciwość.
To właśnie ją przyrzekali uczestnicy zawodów, a jej nieprzestrzeganie surowo karano – nie tylko publicznym poniżeniem, rodzajem społecznego wykluczenia, ale także finansowo – niegodziwcy musieli postawić rzeźbę ku czci Zeusa, wypisując na niej swoją przewinę. W ten sposób dowiedzieliśmy się o kilku takich przewinieniach, po odkryciu inskrypcji o przekupywaniu innych zawodników albo łamaniu zasad gry. Igrzyska uświęcały też czas: to właśnie czteroletnia przerwa między nimi nazwana została olimpiadą. Na czas trwania starożytnych igrzysk olimpijskich ustanawiano „pokój boży” (grec. ekechejria), którego żaden obywatel lub państwo nie mogli w jakikolwiek sposób zakłócić lub zerwać. Trwał on nawet dwa miesiące, bo choć same igrzyska odbywały się na przestrzeni kilku dni, uwzględniano czas dotarcia na miejsce z odległych zakątków. Sport stał się więc świętem wolności i pokoju. Wolności, bo brali w nim udział tylko wolni Grecy, zarówno rywalizując w dyscyplinach sportowych, jak i dopingując sportowców na trybunach (ze względu na to, że zawodnicy występowali nago). Choć najdzielniejsi greccy młodzieńcy w normalnych warunkach swoje umiejętności wykazywali w częstych wojnach, w tym wyjątkowym czasie grali dla pokoju – w zamian za sławę, opiewanie zwycięzców w pieśniach i tworzenie na ich cześć posągów.

Igrzyska artystów
Kiedy w 1888 r. wielki marzyciel, historyk i pedagog baron Pierre de Coubertin przedstawił w Paryżu założenia współczesnego olimpizmu, przyświecające mu idee były podobne, ale świat diametralnie różny. Nie był zresztą pierwszym, który do starożytnych idei nawiązywał. Przed nim fascynowali się nimi twórcy renesansu, nawet nasz wielki poeta, Jan Kochanowski, pisze o tym dwa utwory, opiewając np. rywalizację zapaśników: „nie przy pomocy broni, nieuczciwości czy podstępu, ale samą tylko siłą mięśni” (Z greckiego).
Moda na wspominanie pierwszych olimpiad zawładnęła wyobraźnią ludzi w całym XIX w., rozpaliły ją tym bardziej archeologiczne wykopaliska, dzięki którym o sportowych rywalizacjach Greków można było dowiedzieć się więcej. Doprowadziło to także do organizacji pierwszych rywalizacji w tym stylu – dwa razy, w 1834 i 1836 r., odbyły się Igrzyska Skandynawskie. Z kolei sami Grecy rozegrali trzy igrzyska (1859, 1870 i 1875), a ich fundatorem był filantrop i grecki patriota Evangelos Zappas.
Bardzo ciekawą ideą, obecną niemal od początku nowożytnych igrzysk, była także rywalizacja artystów. Na ten pomysł wpadł sam de Coubertin i uzasadniał go w następujący sposób: „chodzi o połączenie legalnym związkiem małżeńskim dwu rozwiedzionych od dawna stron: mięśni i ducha”. Architektura, literatura, muzyka, malarstwo i rzeźba – były to dziedziny, w których do boju stawali artyści, nagradzani medalami, dokładnie tak samo jak sportowcy. Pierwsze takie zawody rozegrano w 1912 r. w Sztokholmie. Złoty medal w dziedzinie literatury otrzymał wiersz Oda do Sportu autorstwa Francuza G. Hohroda i Niemca M. Eschbacha. Wspólne francusko-niemieckie autorstwo Ody… pisarzy wywodzących się z dwóch narodów, pomiędzy którymi historycznie i współcześnie występowało wiele napięć, miało pokazać, jak olimpijskie idee potrafią jednoczyć ponad podziałami.
Wówczas jednak po raz pierwszy bodaj okazało się, że igrzyska potrafią zaskakiwać – prawdziwym autorem wiersza był bowiem sam baron de Coubertin, który swój udział w zawodach tłumaczył tym, że pisał pod pseudonimem. Tym razem wierszem wyraził swoją marzycielską myśl: „O Sporcie, ty jesteś Piękno! Tyś architektem tej budowli ludzkiego ciała,/które oddane niskim żądzom warte jest pogardy,/ a rzeźbione szlachetnym wysiłkiem staje się czarą wzniosłości”. Fascynacja ruchem fizycznym, jako będącym ucieleśnieniem piękna – to charakterystyczna myśl nowożytnych igrzysk. Oddaje je także towarzyszące igrzyskom łacińskie motto „Citius, Altius, Fortius”, czyli „Szybciej, Wyżej, Mocniej”. Zawody artystyczne w dziedzinach sztuki rozegrano w trakcie siedmiu kolejnych olimpiad i ostatecznie zaprzestano ich organizacji po II wojnie światowej – ostatni raz medale przyznano w 1948 r., w tym złoty za Symfonię olimpijską dla Zbigniewa Turskiego. Zwyciężaliśmy też w dziedzinie rzeźby (Józef Klukowski w 1932 r. w Los Angeles) i literatury. W 1928 r. Polskę reprezentował Kazimierz Wierzyński, poeta i redaktor „Przeglądu Sportowego”, który zachwycił tomem wierszy Laur Olimpijski. W niezwykle misternych wierszach sławił on sam sport, ruch zawodników, ale też odnotowywał kolejne spektakularne sukcesy sportowców, wnosząc je dzięki językowi poezji na poziom wielkiej metafory. Chyba nikt tak trafnie nie ubrał w słowa całego sportowego wysiłku sportowców: „Świat uderza wraz z nami jednym pulsem rytmu,/ w ramionach drzemie rozmach katapult i proc,/ z naszych mięśni wywodzi się, jak z logarytmu,/ wola w kleszczach zamknięta, wysiłek i moc” (Defilada atletów).

Piękno sportu
Tej mocy jednak nie przeczuwaliśmy, gdy rozpoczynały się XXXII Letnie Igrzyska Olimpijskie. Wręcz przeciwnie, przeniesienie ich o rok, z powodu pandemii koronawirusa, a do ostatniej chwili niewiadoma, czy w ogóle się odbędą, wymęczyły psychicznie przede wszystkim sportowców, którzy latami czekają i trenują do tej najważniejszej sportowej imprezy. Sami Japończycy pozostali również w niezadowoleniu – sondaże wskazywały, że u progu olimpiady nawet 80 proc. z nich nie chciało kosztownej organizacji. Znicz olimpijski jednak zapłonął pod koniec widowiska, które w normalnych warunkach pewnie zrobiłoby ogromne wrażenie – oklaskiwane przez możliwą na stadionie liczbę prawie 70 tys. ludzi. Z tysiącem, złożonym z głów państw i dziennikarzy tego efektu już nie było. Organizatorzy uwzględnili jednak ten fakt w programie artystycznym – opierał się on na podkreślaniu samotności sportowców w trakcie przygotowań i na stadionie oraz upamiętnił ofiary pandemii. Symbolicznie został oddany także hołd sportowcom, którzy ponieśli śmierć w czasie okrytych niesławą pamiętnych igrzysk w Monachium (1972).
Nie miejsce tu na wymienianie medalistów – wzorem starożytnych igrzysk jeszcze przez wiele tygodni będziemy opiewać zwycięzców. Nie trzeba też nam mówić, jak wiele szyków poprzestawiały testy, badania, nieoczekiwane sytuacje. Piękno ludzkich ciał w ruchu jednak mogliśmy podziwiać, choć dla naszej strefy czasowej w trudnych do śledzenia godzinach. Nowoczesna technologia pozwala nam mimo wszystko wpatrzyć się w każdy szczegół.
Cóż jeszcze w olimpijskim spadku pozostawili nam starożytni? Nieuczciwi wciąż pozostają ukarani, Rosja po raz kolejny nie występuje w barwach swojego kraju. Z kolei ci, którzy nie mają głosu, zyskują go – po raz kolejny mogliśmy podziwiać determinację i wolę walki reprezentacji uchodźców.
Igrzyska znów, mimo tych wszystkich przeciwności, zjednoczyły wszystkich, którzy kochają piękno sportu. Już nie tylko kasowe przygotowania, dążenie do bycia wyżej, mocniej i dalej łączyły sportowców – także gotowość do okazania słabości, czasem rezygnacja z rywalizacji dla innego dobra. Symbolem tych igrzysk pozostanie niewątpliwie gest amerykańskiej gimnastyczki Simone Biles, która po fantastycznym starcie w kilku konkurencjach, zrezygnowała z dalszego udziału w olimpiadzie. Przyznała, że to z powodu strachu, iż w czasie wymagających konkurencji może jej się coś stać. Gest ten miał wzmocnić koleżanki z jej drużyny – wszakże jej błąd mógł pozbawić je medalu. Dyskusja o granicach sportowego poświęcenia trwa. Tokio pokazało po raz kolejny znaną skądinąd, bo biblijną prawdę, że w słabości doskonali się moc. Po tych dziwnych igrzyskach, w 2024 r. w Paryżu możemy spotkać się z zupełnie innym podejściem do tej imprezy. Oby tylko dalej płonął olimpijski znicz, a wraz z nim idee starożytnych i barona de Coubertina.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki