Logo Przewdonik Katolicki

Dotyk Boga

bp Damian Muskus OFM
il. Agnieszka Robakowska/PK

Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa -Mk 5, 21–43

Czytamy dziś historie dwóch kobiet. Jedna, będąca u progu dorosłości dziewczynka, umiera. Jej ojciec Jair jest wpływowym człowiekiem, przełożonym synagogi, ale wobec nieuleczalnej choroby córki żadne wpływy nie mają znaczenia. Druga z kobiet z pewnością była bogata, skoro ewangelista zapisał, że cały majątek przeznaczyła na walkę z trwającym od 12 lat krwotokiem. W obu przypadkach medycyna okazała się bezradna. Pieniądze i pozycja społeczna nie odmieniły ich losów. 
Tym, co łączy kobietę cierpiącą na krwotok i ojca nieżyjącej dziewczynki, jest nadzieja. Ta nadzieja każe im przekraczać granice społecznie akceptowalnych reguł i błagać o pomoc nawet wbrew oczywistym faktom. Córeczka Jaira umarła. Cierpiąca kobieta, w tłumie napierającym na Jezusa, z pewnością nie miała sił, by zwrócić na siebie Jego uwagę. A jednak oboje, żarliwie, z determinacją i wiarą szukali u Niego ratunku. 
Te dwie historie mają więcej podobieństw. Dostrzegamy je w postawie Jezusa. Gdy cierpiąca na krwotok kobieta dotknęła Jego szaty, mógł przecież nie zareagować i pójść dalej. W końcu otaczały Go wielkie tłumy. Każdy chciał być jak najbliżej słynnego Nauczyciela i Cudotwórcy. W takich okolicznościach fizyczny kontakt z napierającymi zewsząd ludźmi był czymś nieuniknionym. A jednak Jezus wyodrębnił z anonimowego tłumu kobietę, która szukała cudu uzdrowienia. On też jej szukał. Rozglądał się za nią, pytał, kto dotknął Jego płaszcza. A gdy, zalękniona i drżąca, podeszła do Niego i wyznała Mu całą prawdę – nazwał ją córką. Nawiązał z nią relację. Natomiast córeczkę Jaira mógł z łatwością wskrzesić na odległość, bo przecież nie chodziło o magiczne gesty, tylko o przywrócenie życia zmarłej. A jednak zależało Mu na tym, żeby pójść do domu przełożonego synagogi, zobaczyć dziewczynkę i ująć ją za rękę. 
Taki jest Bóg. Dociera ze swoją uzdrawiającą mocą przez konkret – dotyk, słowo, spojrzenie. Cudów dokonuje w realnym, autentycznym spotkaniu z człowiekiem. Jest bliski. To jest Bóg, który dotyka, jak córkę Jaira, i pozwala się dotknąć, jak cierpiącej od lat kobiecie. Tej bliskości w dodatku doświadczają osoby, które według panujących wówczas przepisów były nieczyste. Jednak Jego miłość jest większa niż wymyślone przez ludzi zasady rytuałów religijnych. Przekraczając tę granicę, Jezus uczy, że w każdej sytuacji człowiek jest najważniejszy. Nawet jeśli on sam czuje się zbrukany, niegodny spojrzenia i dotyku Pana. Nawet wtedy, gdy skazany jest na ostracyzm przez ludzi, wśród których żyje.
Taka bliskość może być nie do pojęcia dla tych, którzy wolą trzymać się sztywnych reguł i zasad i oddzielają miejsce dla Boga od reszty swojego życia. Takie odgradzanie od Niego bywa praktykowane paradoksalnie również w Kościele, gdy większą wagę przywiązujemy do uroczystych, pobożnych celebracji niż do stworzenia przestrzeni spotkania z Panem.
Bóg dąży do bliskości i zaufania. Ale my budujemy dystans, nie bliskość, być może z lęku, że intymne doświadczenie miłości Boga radykalnie zmieni nasze życie, każe wyjść poza krąg pobożności i rytualnych gestów i przebudzić się w rzeczywistości, która jest inna od naszych dotychczasowych przyzwyczajeń. Może łatwiej, wygodniej, bezpieczniej pozostać w anonimowym tłumie ludzi, którzy wprawdzie są dość blisko, słuchają słów Pana, idą za Nim, ale niek mają dość odwagi, by Go dotknąć czy zaprosić do siebie, by nas przebudził? Usłyszeć i uwierzyć słowom: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju”, „Nie bój się, wierz tylko”, „Dziewczynko, mówię ci, wstań!” to znaczy przyjąć, że Jezus naprawdę jest Panem życia i śmierci. A to z kolei oznacza przemianę, nowy początek, nadzieję, która jest silniejsza od lęków i ludzkich ograniczeń.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki