Logo Przewdonik Katolicki

Miłość jest zawsze za darmo

ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny
fot. Ksenia Shaushyshvili

Tylko Kościół, który stanie się głęboko miłosierny, ocali swoją mocno nadwyrężoną wiarygodność

Zacznę od cytatu dość skomplikowanego jak na przyzwyczajenia prasowe. W tę niedzielę chciałbym jednak, aby treść, którą on niesie, mocno wybrzmiała. Otóż Jan Paweł II w encyklice Dives in misericordia, czyli o Bożym miłosierdziu, z 1980 r., napisał: „Boski wymiar Odkupienia nie urzeczywistnia się w samym wymierzeniu sprawiedliwości grzechowi, ale w przywróceniu miłości, tej twórczej mocy w człowieku, dzięki której ma on znów przystęp do owej pełni życia i świętości, jaka jest z Boga”. No i jeśli ktoś teraz postanowił dalej nie czytać, to ja jednak bardzo poproszę: spróbujmy przemyśleć to jedno zdanie krok po kroku, a wszystko okaże się bardzo jasne. I zapewniam: naprawdę ważne.
„Boski wymiar Odkupienia…” – czyli to, co w Odkupieniu pokazuje nam Boga, wyraża najpełniej Jego działanie. A samo Odkupienie znaczy tu po prostu cenę, jaką zapłacił Chrystus na krzyżu za nasze grzechy, aby dać nam życie wieczne. „Boski wymiar…” to nic innego jak sam Bóg, który w cierpiącym za nas Chrystusie odkrywa swoją twarz.
Rozumiem, to już wiemy. Ale idziemy cierpliwie dalej.
„Boski wymiar Odkupienia nie urzeczywistnia się w samym wymierzeniu sprawiedliwości grzechowi…” – czyli, mówiąc inaczej, Bóg nie odkrywa swojej twarzy w cierpiącym Chrystusie tylko przez to, że Syn Boży płaci Ojcu za zniewagę ludzkiego grzechu. Jeśli byłoby tylko tak, twarz Boga, jaka się z tej sceny odsłaniała, to zwykły sędzia, który nie tylko sam rozstrzyga winę człowieka i żąda kary, ale sam uznaje siebie za najbardziej poszkodowanego. I stąd domaga się aż takiej satysfakcji, że poświęca Syna. Czy za tak interpretowaną sceną ukrzyżowania nie kryje się po prostu okrutny Bóg, który przebacza tylko dlatego, że otrzymał wystarczająco cenną zapłatę? Czy to jest rzeczywiście Bóg objawiony przez Jezusa Chrystusa? Jan Paweł II mówi wprost: „Boski wymiar Odkupienia nie urzeczywistnia się w samym wymierzeniu sprawiedliwości grzechowi…” Jan Paweł II mówi obrazowi Boga – „urażonego sędziego” zwykłe i stanowcze „nie!”.
Gdzie się więc ów boski wymiar Odkupienia objawia? „(…) w przywróceniu miłości – wyjaśnia Wojtyła – w tej twórczej mocy w człowieku, dzięki której ma on znów przystęp do owej pełni życia i świętości, jaka jest z Boga”. Gdyby próbować ująć tę myśl najkrócej możliwie i najprościej, powiedziałbym: chodzi o „odbudowanie relacji”. Wiem, wiem… to brzmi dość antropomorficznie i trochę za bardzo wpisuje się w język spsychologizowanej współczesnej kultury. Tylko że inaczej chyba się nie da. Jeśli to, co rzeczywiście Jezus przeżywa na krzyżu, nie sprowadza się do cierpienia fizycznego, ale jest współprzeżywaniem z człowiekiem oddalonym od Boga ciemności jego osamotnienia, to faktycznie chodzić może tylko o odbudowanie relacji, a nie wyrównywanie rachunków. Jezus współcierpi z grzesznikiem, tzn. dzieli z nim ciemność niemiłości, poczucia bycia niekochanym i niezdolnym do kochania. Bo skutkiem grzechu jest ostatecznie zawsze to samo: oddalanie się od źródła miłości, tzn. od Boga, którego przestajemy w sercu odczuwać jako kogoś bliskiego, obecnego, przebaczającego i podnoszącego. Grzech, który nie spotyka się z miłosierdziem Boga, prowadzi zawsze do rozpaczy: jestem niekochany, jestem nikim, nie jestem w stanie naprawić zadanego przeze mnie zła, chcę uciekać daleko od tych, których skrzywdziłem. Czy nie to tak bardzo ludzkie odczucie obrazuje scena chowającego się przed Bogiem Adama, który zgrzeszył? A z kolei, czy Bóg pytający „Adamie, gdzie jesteś?” nie jest wciąż kochającym Ojcem, który tęskni za synem?
Umierający na krzyżu Syn Boży wziął na siebie ciemność niemiłości. Przyjął każdą ludzką niemiłość, każdego człowieka sprzed i po jego historycznym ukrzyżowaniu. Stąd taki jej ogrom, który On sam wyraził w krzyku: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił…” I stąd też nasze słuszne poczucie o współuczestnictwie w uśmierceniu Boga.
Jeśli rzeczywiście dobrze zrozumiałem przesłanie encykliki Dives in misericordia, Jan Paweł II chciał w niej powiedzieć, że Jezus na krzyżu – po prostu i aż – odbudował relację każdego grzesznego człowieka z Bogiem. W sobie pokonał to, co oddziela kochające się osoby, jeśli między nimi powstała jakaś krzywda. Właśnie dlatego każdy grzech to krzywda zadana relacji człowieka z Bogiem. Ale to też znaczy – nawet jeśli nie umiemy ani zrozumieć, ani wyjaśnić, jak się to rzeczywiście w sercu Jezusa dokonało – że to współprzeżywanie Jezusa z człowiekiem ciemności niemiłości uobecniającej się w grzechu i śmierci, jest najgłębszym sensem słowa Odkupienie.
Boski wymiar Odkupienia to sam Bóg, który tak bardzo tęskni za utraconą z człowiekiem relacją – i to każdym człowiekiem z osobna i jakoś razem – że postanawia ją przywrócić, w swoim ukrzyżowanym Synu okazać człowiekowi darmową i niczym nieuwarunkowaną miłość, stanąć obok, a nawet w miejsce człowieka grzesznego, przeżyć z nim poczucie odrzucenia i rozczarowania sobą, aby w końcu razem z ukrzyżowanym Synem, który się z tym człowiekiem zjednoczył, przyprowadzić go na nowo do siebie. Właśnie dlatego Odkupienie nie kończy się sceną przelania krwi, ale zmartwychwstaniem i wniebowstąpieniem, czyli powrotem do Ojca.
„To uobecnianie Ojca: miłości i miłosierdzia, jest w świadomości samego Chrystusa podstawowym dowodem Jego mesjańskiego posłannictwa – pisze Jan Paweł II. (…) W oparciu o takie uobecnianie Boga, który jest Ojcem: miłością i miłosierdziem, Jezus czyni miłosierdzie jednym z głównych tematów swojego nauczania”.
Dlaczego tak bardzo chciałem, aby właśnie ten cytat z nauczania Jana Pawła II wybrzmiał w „Przewodniku” w Niedzielę Miłosierdzia Bożego? Ponieważ przełamuje on w samym sercu chrześcijaństwa religijne stereotypy i teologiczne spłaszczenia, które wciąż umacniają w naszej zbiorowej wyobraźni obraz Boga sędziego. Siostra Faustyna Kowalska, która miała ogromny wpływ na Jana Pawła II, w swoim duchowym poszukiwaniu zrozumiała, że pierwszym przymiotem Boga jest miłosierdzie. Pierwszym – znaczy, że wyprzedzającym wszystkie inne, że dopiero przez miłosierdzie można Boga, Jego intencje i sposób działania zrozumieć. Jeśli natomiast pierwszym obrazem będzie sędzia, nic z Boga Jezusa Chrystusa nie zrozumiemy.
Bo to nie Bóg oddziela się od człowieka. Może to zrobić tylko człowiek. A że człowiek realnie się od Boga oddziela przez grzech, może on również odkryć – a na pewno do tego odkrycia w pełni dojdzie na sądzie ostatecznym – miłość Ojca, która kontrastuje z jego brakami miłości. Krzyż Chrystusa jest więc sądem nad światem. Jest lustrem, które obnaża nagość ludzkiego serca. Trudno wyobrazić sobie inny sąd niż ten właśnie: Baranek zabity, zasiadający na tronie, który człowieka może tylko kochać, tylko kochać!
Światłem bezgranicznej pokory i wierności człowiekowi osądza jego ciemne czyny, odsłania je przed nim samym. To człowiek może powiedzieć „przepraszam”, „Panie, Ty wiesz, że Cię kocham…” albo uciec. Jest możliwe, aby człowiek grzeszny nie przyjął przebaczenia, ale czując się osądzony, chciał już tylko oddalenia. Trudno nam to sobie wyobrazić, pytamy jak to możliwe. A jednak jest możliwe. Czy nie bywa tak w naszym życiu, kiedy wyrządzonego zła nie chcemy naprawić, ale postanawiamy po prostu zranionych przez nas ludzi z naszego życia całkowicie wykluczyć? Czy nie zrywamy z nimi relacji także z powodu niewiary, że miłość może wszystko naprawić? Czy nie jest przedsmakiem piekła brak woli pojednania? Tak, piekło wynikające z pychy człowieka odrzucającego Boga jest możliwe. W tradycji Kościoła to niezrozumiałe niczym zło określa się terminem misterium iniquitatis, tajemnicą nieprawości. Tyle że to wciąż nie Bóg się złości i odpycha, ale człowiek się na Boga obraża.
Dopiero więc wiara w Boga, kochającego Ojca, który nigdy nas nie skrzywdzi, nigdy nie powie, nawet po drugiej stronie życia: „teraz za późno, miałeś czas, żeby się zmienić…”, ocali żywą wiarę w Kościele. Tylko wiara w Tego, który zrobi wszystko, żebyśmy Go dokładnie wszyscy na nowo odnaleźli i w Nim odnaleźli siebie, uratuje chrześcijaństwo przed zalewem sekularyzacji. I tylko Kościół, który stanie się głęboko miłosierny, ocali swoją mocno nadwyrężoną wiarygodność.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki