Logo Przewdonik Katolicki

Domniemana krzywda

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

W świecie pełnym biologicznej „wolnoamerykanki” możliwe będzie wszystko

Jestem zależny, ufam Tobie” – billboardy z tym napisem pojawiły się na ulicach polskich miast. Opatrzone są nim wizerunki ludzkiego płodu. To element cywilizacyjnej wojny, jaka ogarnęła nasz kraj.
Te billboardy, będące częścią kampanii pro-life, zorganizowanej przez jedną z fundacji, stały się z kolei celem wyjątkowo agresywnej kontrakcji. Aktywiści Strajku Kobiet rozwalają je ostentacyjnie na ulicach. A moi liberalni znajomi na Facebooku twierdzą, że to agresywne, demagogiczne billboardy i agresywna, demagogiczna kampania. 
Kiedy ruchy pro-life pokazywały szczątki płodów po aborcji, oskarżano je o epatowanie drastycznością, straszenie dzieci itd. Ale tu nie mamy z czymś takim do czynienia. 
Kiedy pytam moich liberalnych znajomych, gdzie tu agresja i demagogia, nie umieją odpowiedzieć. Po prostu nie chcą na to patrzeć. Nie chcą i już! A przecież wolny wybór (free choice) wymaga wolnej dyskusji. I kompletu informacji. Wygląd płodu to także informacja. 
Nie twierdzę, że debata o dopuszczalności aborcji eugenicznej jest łatwa i przyjemna. Nie jest. Do mnie samego trafiają po części argumenty o zmuszaniu kobiet, niektórych do heroizmu, o przypadkach traumy, o zagrożeniu dla zdrowia matek. Sam nie wiem, jak bym się zachował, gdybym jako ustawodawca miał wybierać między różnymi wartościami i dobrami. 
Ale zdawanie się na zwykłą operację na języku budzi mój opór. Wystarczy nazwać aborcję zwykłym zabiegiem, uznać ją za element „troski o zdrowotność kobiety” i wszystko zostanie załatwione? A padające na manifestacjach coraz częściej okrzyki „Aborcja jest OK?”. Przecież to część akcji pozbawiania siebie i innych elementarnej empatii. Budzą one wątpliwości nawet u części protestujących przeciw werdyktowi Trybunału Konstytucyjnego. 
Zwróciłem ostatnio uwagę na ciekawy szczegół. Oto ludzie LGBT tworzący ze Strajkiem Kobiet nieformalną koalicję „na rzecz postępu” zamiast rozbijać billboardy, zaczęli robić na nich własne dopiski. Wychodziło z tego coś takiego: „Jestem zależny, ufam Tobie. Jestem gejem”. Albo: „Jestem zależny, ufam Tobie. Jestem lesbijką”. 
Zamiarem było przedrzeźnianie, parodia, deformacja, a wyszło coś całkiem przeciwnego. Zdaje się, że na poziomie badań prenatalnych jest niemożliwe odkrycie zapisanych w genach skłonności gejowskich czy lesbijskich. Ale wyobraźmy sobie, że jednak jest możliwe. I zapytajmy, ilu rodziców podjęłoby decyzję: nie chcemy syna geja, córki lesbijki. 
Przecież eugenika polega w ostateczności na eliminacji tego, co niepożądane, uznane za ułomne, będące zagrożeniem dla „normalnego” rozwoju. W przypadku aborcji na życzenie, której te kręgi się domagają, nie trzeba by się nawet tłumaczyć z takich decyzji. Nie chcemy i już. 
Naprawdę taka wizja was nie przeraża?  Bo mnie jednak tak. Nie sądzę, aby aktywiści LGBT zauważyli, jak w tym przypadku osłabiają, a nie wzmacniają argumentację zwolenników „wolnej aborcji”. Ale co to zmienia? 
W świecie pełnym biologicznej „wolnoamerykanki” możliwe będzie wszystko. A przede wszystkim możliwa jest gorliwa praca na rzecz wyzbycia się elementarnej wrażliwości. A że nazwie się to „działaniami na rzecz zdrowia kobiety”, to inna sprawa. Manipulatorską naturę języka, używania pięknych, eleganckich słów na opisywanie ich przeciwieństwa, opisał już George Orwell. 
Pomyślcie Państwo o tym choć przez moment, nim się zabierzecie za dopisywanie własnej prawdziwej lub domniemanej krzywdy do protestu przeciw krzywdzie innych. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki