Logo Przewdonik Katolicki

Życiodajne obumieranie

bp Damian Muskus OFM
il. A. Robakowska/PK

A Jezus dał im taką odpowiedź: „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy”

Chcemy ujrzeć Jezusa!”– mówią Grecy do apostołów. Wieść o niezwykłym Nauczycielu, głoszącym Ewangelię, wypędzającym złe duchy, uzdrawiającym i wskrzeszającym zmarłych, dotarła do pogan. Czego tak naprawdę szukali ci, którzy zapragnęli Go zobaczyć? Chcieli zaspokoić zwykłą ludzką ciekawość? Popatrzeć na cudotwórcę i uzdrowiciela? Posłuchać charyzmatycznego mówcy? A może dotarły do nich słowa, które poruszyły ich serca i obudziły pragnienie poznania jedynego Boga? 
Droga, którą przygotował Pan dla tych, którzy chcą Go spotkać i związać z Nim swoje losy na dobre i na złe, jest radykalna i wymagająca. To nie jest droga sukcesu i poklasku. Bardzo wyraźnie mówi o tym Zbawiciel w odpowiedzi na wołanie Greków. Wspomina On o samotności, o umieraniu, wyznaje, że doświadcza lęku. To wszystko nie brzmi optymistycznie. Zarazem jednak Nauczyciel otwiera perspektywę nadziei, obiecując, że kto pójdzie za Nim, kto wyrzeknie się świata i będzie Mu służył, zostanie uczczony przez Ojca i zyska najcenniejszy skarb – życie wieczne.
Jezus nie składa łatwych i prostych obietnic. Jego propozycja jest uczciwa: nie ma miłości bez cierpienia, a do życia wiecznego prowadzi tylko jedna droga – przez śmierć, przez obumieranie, nieraz bardzo bolesne, wszystkich tych pragnień w nas, które są zaprzeczeniem ewangelicznych ideałów i uniemożliwiają naśladowanie Pana. „Gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa” – mówi. A więc nie tylko w chwale i triumfie, w radości i nadziei, lecz również w żmudnej służbie człowiekowi, w braniu odpowiedzialności za wspólnotę, wreszcie tam, gdzie najtrudniej – na Krzyżu, w ciemnościach odrzucenia, osamotnienia i bólu. Droga do wiecznego szczęścia prowadzi przez konsekwentne i jednoznaczne wyrzeczenie się tego, co świat oferuje w nadmiarze. Nie można żyć Ewangelią tylko trochę, iść za Jezusem od czasu do czasu, wybierać sobie, co jest wygodne i opłacalne, i odrzucać to, co wymaga wysiłku, poświęcenia, łez. Wszystko albo nic. Życie albo śmierć. Tu nie ma miejsca na kompromisy.
Trwająca wciąż pandemia, która weryfikuje również nasze relacje z Bogiem i zaangażowanie w życie Kościoła offline i online, kryzys wspólnoty, z którym wciąż się zmagamy, nie znając jeszcze rozmiarów jego konsekwencji, dylematy i wątpliwości, ale także tęsknoty i pragnienie powrotu do ewangelicznych korzeni – tak, Kościół jako wspólnota uczniów Jezusa jest dziś głęboko ukryty w ziemi, jak obumierające ziarno. Myli się jednak ten, kto uważa, że to wyjątkowa sytuacja. Nie jesteśmy zagrożeni kryzysem, jakiego chrześcijaństwo dotąd nie znało, bo wszyscy żyjemy w rytmie obumierania i odrodzenia, śmierci i powstawania do życia. Jak uczy Jezus w dzisiejszej Ewangelii, ziarno, które nie obumrze, pozostanie samo, to znaczy – nie zmartwychwstaniemy, jeśli nie zacznie umierać w nas to, co zatrzymuje w dążeniu do Życia, to wszystko, co nie-Boże, nie-Jezusowe, nie-ludzkie. 
Źródłem niegasnącej nadziei na odrodzenie jest obietnica Pana, który mówi, że gdy zostanie wywyższony na krzyżu, wszystkich przyciągnie do siebie. Wystarczy nasza decyzja: tak, chcemy ujrzeć Jezusa, chcemy iść za Nim, być tam, gdzie On jest, czyli wcale nie tam, gdzie chętnie sami siebie byśmy zobaczyli. Ta jedna decyzja wystarczy, by Jego miłość pociągnęła nas ku górze. A wtedy spełni się to największe pragnienie, które od V Niedzieli Wielkiego Postu symbolicznie jest wyrażone zasłonami przykrywającymi krzyże w kościołach. Zobaczymy Pana.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki