Wydaje się, że niezawodną receptą na ów nadmiar będzie wolny rynek, który przez zmianę cen zmusza do ograniczenia produkcji artykułów mniej poszukiwanych i poszerzenia produkcji tych, na które konsumenci zgłaszają większe zapotrzebowanie. Tak jednak się nie dzieje, ponieważ sami konsumenci do końca nie wiedzą, czego chcą i wysyłają do przedsiębiorców fałszywe sygnały.
Papież Jan Paweł II zinterpretował zjawisko konsumpcjonizmu jako błąd mentalny, który nie ma ścisłego związku z określonym systemem ekonomicznym. W encyklice społecznej Centesimus annus wyraźnie wskazał, że w określaniu i kreowaniu potrzeb konsumpcyjnych wyraża się określona kultura jako ogólna koncepcja życia. Problem tkwi więc w kulturze, która jest często oderwana od zdrowej etyki. Większość ludzi absolutyzuje sferę ekonomii i kreuje quasi-kulturę ekonomizmu. Człowiek jest jednak wolny i nawet w takim świecie może sobie poradzić.
Asceza, czyli ćwiczenie
Bóg wyposażył ludzi w wolną wolę i rozum. Jednocześnie jednak człowiek nie trwa w stanie, w którym niczego nie potrzebuje. Trzy razy dziennie odczuwa głód i sięga po jedzenie. Jeszcze częściej odczuwa pragnienie. To są ekonomiczne wybory, z których w dużej mierze składa się nasze codzienne życie – wybory wolnej woli i rozumu, zatem podlegające ocenie moralnej.
Dzisiaj wielu chrześcijan zrezygnowało z ascezy. Słowo „asceza” wywodzi się od greckiego czasownika askein, czyli „pracować, ćwiczyć się”. Nikt nie przebiegnie maratonu bez uprzedniego odpowiedniego treningu: w ten sposób do życia muszą podchodzić również chrześcijanie, jeśli chcą być w stanie walczyć z pożądliwościami, które powstają w ich głowach. Ważne jest właśnie to: pożądliwość rodzi się w głowie. Zazwyczaj myślimy, że to świat wokół nas jest pełen pożądliwości, w rzeczywistości jednak jest na odwrót. Dobra materialne są z moralnego punktu widzenia obojętne, a problem tkwi w człowieku. To człowiek nadaje wartość rzeczom dostępnym mu w tym świecie, porządkuje je jako środki do osiągnięcia wyznaczonego celu i dlatego potrzebuje stworzyć sobie własną piramidę wartości.
Piramida wartości
Zwróćmy uwagę, że nie chodzi tutaj wyłącznie o piramidę wartości, utożsamianą z hierarchią potrzeb stworzoną przez amerykańskiego psychologa Abrahama Maslowa. Istnieje oczywiście pewna sekwencja potrzeb, która wynika z funkcji życiowych człowieka. Wspominał o tym już św. Tomasz z Akwinu, który twierdził, że niedostatek materialnych warunków wiąże się z niebezpieczeństwem oderwania człowieka od jego właściwego powołania i sprowadzenia go do istoty czysto biologicznej. Istotna jest tu jednak ta piramida, którą każdy człowiek buduje sobie sam.
Jak zatem zbudować tę własną skalę wartości, aby całego życia nie sprowadzić do wymiaru materialnego? Prakseologia, czyli nauka o sprawnym działaniu, która jest metodą austriackiej szkoły ekonomii, stwierdza, że człowiek przy podejmowaniu decyzji kieruje się własną skalą wartości. Na jej podstawie zaspokaja najpierw potrzeby o wartości najwyższej. Cele ostateczne człowieka nie podlegają ocenie z punktu widzenia osób trzecich: cele te są subiektywne i każdy sam musi je sobie wyznaczyć, nikt też nie ma prawa decydować o szczęściu drugiego.
Każdego dnia zatem człowiek dokonuje wielu różnych wyborów. Dochodzi w nim do niekończącej się nigdy walki o pierwsze miejsce na szczycie jego skali wartości. Chrześcijanin buduje ową skalę w oparciu o Dekalog i przykazanie miłości i wie, że „nikt nie może dwom panom służyć”. Istnieje oczywiście niebezpieczeństwo, że sam stworzy sobie własny punkt odniesienia i zamknie się we własnym świecie. Taka jest jednak cena wolności, ale jak pisał Benedykt XVI, świat bez wolności nie będzie nigdy światem dobrym.
Gra o sumie zerowej?
Człowiek jest jednością duchowo-cielesną. Nie może w ciągu tygodnia myśleć jako homo oeconomicus, a w niedzielę jako homo religiosus. W dialogu z diabłem kuszony Chrystus mówi, że „nie samym chlebem żyje człowiek”, a u św. Mateusza dodaje, że „każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”. W naszym życiu istnieje realna pokusa, że może ono zostać sprowadzone wyłącznie do materialnego i horyzontalnego wymiaru. Z tego powodu bardzo wielu katolików nie radzi sobie w świecie rzeczy materialnych, widząc w nich zagrożenie. Przekonani są, że dla świętości odrzucić trzeba całkowicie świat rzeczy.
Roger Scruton, współczesny brytyjski filozof, trafnie zauważa, że duża część ludzi kieruje się tu fałszywymi stereotypami. Wymiana handlowa jest przez nich rozumiana jako gra o sumie zerowej, w której zysk jednej strony oznacza stratę drugiej. Brak elementarnej wiedzy z ekonomii prowadzi zawsze na manowce, a fałszywe stereotypy dotyczące ekonomii są często przeszkodą w życiu duchowym. W rzeczywistości wymiana rynkowa między dwoma podmiotami jest zawsze grą o sumie dodatniej, w której zyskują obie strony. W przeciwnym wypadku na wolnym rynku nigdy by do niej nie doszło, nie byłaby opłacalna. Oznacza to, że również chrześcijanin nie musi rezygnować z dóbr tego świata: w tej grze on również może zyskiwać i budować swoją świętość. Do takich wniosków prowadzi nas nauczanie Jezusa, kiedy mówi On, że nic, co wchodzi do człowieka, nie czyni go nieczystym, ale to, co wychodzi z jego serca. Wszystko zależy jednak od celów, jakie nadaje rzeczom – i ten cel powinien być metafizyczny.
Minimalizm
Konsumpcjonizm jest błędem mentalnym. Jeżeli człowiek nie upora się z fałszywymi stereotypami, to nigdy nie popatrzy na ten świat z dystansu. Rola Kościoła w przeciwstawianiu się konsumpcjonizmowi jest istotna i polega na wychowaniu do właściwych wyborów poprzez budowanie cywilizacji miłości. Jest jednak pewna trudność: Kościół odgrywa już coraz mniejszą rolę w życiu społecznym w zachodniej cywilizacji i dla wielu nie jest już autorytetem. W powstającej niszy pojawia się coś nowego: filozofia minimalistyczna.
Minimaliści rezygnują z gromadzenia przedmiotów, konsumpcji i robienia zbędnych zakupów, rezygnują z własnych samochodów i przerzucają się na komunikację miejską, poszukują zdrowej żywności i rezygnują z jedzenia mięsa, odkrywają, że nie potrzebują tak dużej liczby ubrań i wietrzą swoje szafy. Kolejni blogerzy promujący minimalizm opisują, jak dzięki uproszczeniu swojego życia podwoili swoje przychody, zaczęli spłacać długi, pozbyli się nałogów. To oni stają się nowymi przewodnikami dla ludzi zagubionych w dzisiejszym konsumpcyjnym świecie. Oni również są wyzwaniem dla chrześcijan, którzy przestali praktykować ascezę.
Chrześcijańska asceza to nic innego jak kształtowanie cnoty umiarkowania, dzięki której wszystkie ludzkie instynkty i pragnienia ukierunkowane są na cel metafizyczny. Dobrobyt społeczny, kulturowy, duchowy i ekonomiczny powstanie tylko wtedy, kiedy odejdziemy od nieumiarkowanej konsumpcji dóbr doczesnych i będziemy unikać mnożenia sztucznych potrzeb: takie wnioski płyną nie tylko z nauki Kościoła, ale również z ekonomii. Dlatego umiarkowanie i prostota muszą stać się na nowo kryterium naszego codziennego życia.
Cieszyć się tym, co istotne
Narzekamy dzisiaj, że konsumpcjonizm zabija w nas ducha pokuty. Jednocześnie nie widzimy, że jest to skutek porzucenia ascezy, która prowadziła nas kiedyś do cnoty umiarkowania. Bez ascezy i umiarkowania niemożliwe jest zachowanie wewnętrznego porządku i dokonywanie właściwych wyborów. Do pracy nad sobą, by nie pogrążyć się w chaosie niepohamowanej konsumpcji, wzywa niestrudzenie papież Franciszek, który sam umiłował prostotę i której symbolem stały się jego zwykłe czarne buty. W komentarzu do Kazania na górze podczas modlitwy Anioł Pański 29 stycznia 2017 r. mówił: „Gdy chodzi o dobra, o dobra materialne, owo ubóstwo w duchu oznacza umiarkowanie; niekoniecznie wyrzeczenie, ale zdolność cieszenia się tym, co istotne”