Troska o osoby doświadczające bezdomności to zasadniczy rys pontyfikatu Franciszka. To oczywiście nie jest dla chrześcijan rzeczą nową. Papieżowi chodzi o powrót do źródeł miłosierdzia i stawianie w centrum najuboższych bliźnich, a nie o rewolucyjne wyznaczanie nowatorskich dróg. Dlatego cieszy ogromna liczba inicjatyw wspierających osoby bezdomne, a jeszcze bardziej – ich różnorodność.
Jeden z ciekawszych przykładów dała Rodzina św. Wincentego à Paulo, która od 2018 r. realizuje kampanię „13 domów”. W Polsce w jej ramach rozbudowywany i remontowany jest Dom Samotnej Matki w Żaganiu.
Sojusz w rocznicę charyzmatu
Rodzina Wincentyńska obejmuje wszystkie zgromadzenia, organizacje, ruchy i grupy działające w oparciu o inspiracje duchowością i sposobem myślenia św. Wincentego à Paulo. W Polsce najbardziej znane są: Zgromadzenie Księży Misjonarzy, Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo (szarytki) i Stowarzyszenie Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, które stanowi kontynuację Bractw Miłosierdzia założonych przez francuskiego świętego dla osób świeckich. Cała Rodzina liczy ponad 150 gałęzi, które łączy wincentyński charyzmat, czyli ukierunkowanie na służbę ubogim „ze szczególnym akcentem na miłość konkretną i praktyczną, podejmowaną w duchu prostoty i pokory”. Sojusz i kampania narodziły się w jubileuszowym 2017 r., kiedy świętowano 400-lecie charyzmatu św. Wincentego.
Czym różni się on choćby od duchowości franciszkańskiej, także w dużej mierze zogniskowanej na opiekę nad ubogimi i osobami w kryzysie bezdomności? Św. Wincenty przeszedł interesującą ewolucję w rozumieniu własnego kapłaństwa i powołania. Początkowo otaczał troską duszpasterską raczej elity, ówczesną arystokrację. Jubileusz charyzmatu odnosi się do jego dwóch kazań, które rozpoczęły zupełnie nową erę w posłudze i stały się genezą powstania całej Rodziny Wincentyńskiej, nie tylko – co warto podkreślić – zakonnej.
Pierwsze z nich, pod wpływem impulsu i osobistego doświadczenia wiary, wygłosił w styczniu 1617 r. Jak opowiada ks. Jerzy Górny, krajowy moderator Stowarzyszenia Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, pewien młynarz na łożu śmierci wyznał mu, że przez kilkadziesiąt lat… zatajał swoje grzechy podczas spowiedzi. Popełniał w ten sposób grzech śmiertelny. Dzięki otwartości i zachęcie ks. Wincentego w ostatnim momencie uniknął wiecznego potępienia, bo wcześniejsze jego spowiedzi były świętokradcze. Poruszony ks. Wincenty kilka dni później wygłosił w Folleville pełne żaru kazanie na temat spowiedzi generalnej. Był przy tym tak przekonujący, że wszyscy nagle stanęli w kolejce do konfesjonału. Bez uzyskania rozgrzeszenia nikt nie chciał wyjść z kościoła. Ksiądz musiał ściągnąć posiłki jezuitów, którzy przyjechali, aby mu pomóc w spowiadaniu parafian.
Drugie płomienne kazanie zostało wygłoszone 15 sierpnia w Châtillon-les-Dombes. Tym razem dotyczyło ubogich oraz miłosierdzia. Po nim słuchacze od razu udali się z pomocą do wielodzietnej, głodującej rodziny mieszkającej na skraju wsi. Św. Wincenty szybko zagospodarował dobrą wolę sąsiadów i zorganizował bardziej fachową pomoc. Tak powstało Bractwo Miłosierdzia. Dziś Rodzina Wincentyńska liczy ponad 2 mln osób w 158 krajach świata (samo stowarzyszenie działa w pięćdziesięciu).
W czasie międzynarodowego sympozjum, jakie odbyło się w Rzymie z okazji 400-lecia charyzmatu w październiku 2017 r., zainicjowano światowy Sojusz Rodziny Wincentyńskiej na rzecz Bezdomnych (Famvin Homeless Alliance). Na placu św. Piotra był obecny sam papież Franciszek. Celem Sojuszu jest zjednoczenie działań pomocowych wobec wszystkich osób na świecie doświadczających bezdomności, w tym uchodźców, imigrantów, więźniów opuszczających zakłady karne czy rodzin bez domu, z problemami.
Jednym z owoców sympozjum jest globalna kampania „13 domów”, która w 2019 r. dotarła także do Polski. Skąd wzięła się liczba 13? Jak wyjaśnia Irena Mitura, prezes Stowarzyszenia Miłosierdzia w Polsce, św. Wincenty miał łatwość pozyskiwania sponsorów i był geniuszem organizacji. W 1643 r. hojnością dla jego podopiecznych „wykazał się” król Francji Ludwik XIII, który przekazał mu kwotę stanowiącą równowartość miliona dolarów amerykańskich. Ks. à Paulo przeznaczył dar na pomoc bezdomnym dzieciom. W pobliżu opactwa św. Łazarza, macierzystego domu Zgromadzenia Misji, zbudował dla nich 13 domów. Dziećmi opiekowały się szarytki, a środki na bieżące potrzeby spływały od dam nazywanych Paniami Miłosierdzia. Tysiące dzieci ocalono od głodu, zimna, bólu i śmierci.
Dom matki (Polki) w Żaganiu
Rodzina Wincentyńska odwołuje się do własnej tradycji, interpretowanej w zgodzie ze znakami czasu. W kampanijnej ulotce czytamy m.in.: „Dziś borykamy się z tymi samymi problemami, z którymi zmagał się św. Wincenty, ale w skali globalnej. Spośród 7 miliardów ludzi na tej planecie prawie 1,2 miliarda to bezdomni: zostali wysiedleni bądź to mieszkają w slumsach lub na ulicach naszych miast. Wielu z tych ludzi zostaje odrzuconych w chwili największej potrzeby, co stanowi bolesne przypomnienie słów, które tłumią radość z opowiadania o narodzeniu Jezusa według św. Łukasza: «Nie było dla nich miejsca w gospodzie» (Łk 2, 7)”.
27 września 2019 r. ks. Tomaž Mavrič CM, generał Zgromadzenia Księży Misjonarzy, wystosował do Rodziny list z ponagleniem i zachętą do uczestnictwa wszystkich bez wyjątku w kampanii „13 domów”. Napisał, że „liczba domów albo kreatywne sposoby znalezienia zakwaterowania dla bezdomnych będą różne w zależności od kraju. W niektórych krajach Rodzina Wincentyńska może zbudować dwa lub dziesięć domów, w innych – ponad trzynaście”. W zależności od lokalnych potrzeb można realizować wezwanie na rozmaite sposoby. Kampania ma potrwać od 3 do 5 lat. Ma zasięg globalny, ale jest realizowana lokalnie.
Według Ireny Mitury polskie Stowarzyszenie nieco zwlekało z przyłączeniem się do kampanii, bo ani nie ma środków na nowe domy, ani nawet wystarczającej liczby wolontariuszy. Przełomem okazał się pomysł, by wyremontować i rozbudować istniejący od 1991 r. Dom Samotnej Matki w Żaganiu (diecezja zielonogórsko-gorzowska). Najwyższa kondygnacja starego, poniemieckiego budynku nigdy nie została zaadaptowana i od początku stoi pusta. Brakowało środków... Do dyspozycji bezdomnych rodzin (matek z dziećmi) było osiem dużych pokoi. Irena Mitura podkreśla, że „kobiety wychodzą tam na prostą”. W 2019 r. pięć z nich otrzymało mieszkania komunalne lub socjalne. To jedyna taka placówka w Żaganiu. Dom jest rotacyjny. Część rodzin mieszka tu po kilka lat, ale większość – pół roku lub rok. Pobyt pomaga im w osiągnięciu samodzielności. Uczy, jak sobie w życiu radzić.
Po adaptacji piętra pokoi będzie… 13. Z pomocy będzie mogło więc korzystać 13 rodzin; 13 bezdomnych matek z bezdomnymi dziećmi. Rok temu w Światowy Dzień Ubogiego rozpoczęła się kwesta na remont i rozbudowę. Prace już trwają. Gdyby darczyńcy wsparli projekt, można by wyremontować nie tylko cieknący dach, ale też wnętrza. Jest co prawda nowa instalacja elektryczna, wymieniono okna, ale sanitariaty i łazienki wymagają nakładów finansowych. Wyposażenie ośrodka jest bardzo skromne, pochodzi od darczyńców.
Każda rodzina to inny dramat
Dom Samotnej Matki w Żaganiu jest jedynym ośrodkiem tego typu prowadzonym przez Stowarzyszenie Miłosierdzia w naszym kraju. Niezmiennie od początku prowadzi go Grażyna Kurzeja, razem z pięcioma wolontariuszami. Trzy osoby odpowiadają za administrację i finanse, jest też księgowa i „złota rączka”. Tylko Grażyna Kurzeja należy do Rodziny Wincentyńskiej. Do lat 50. XX w. w Żaganiu byli księża misjonarze, potem jeszcze siostry szarytki, dlatego pani Grażyna ma duchowość wincentyńską, choć od dawna nie ma tam jednostki terenowej stowarzyszenia. Za pobyt rodzin, zgodnie z prawem, płaci opieka społeczna, na wniosek złożony przez pracownika socjalnego. Wyjątkowe jest to, że trafiają tu osoby z całej Polski.
Jakie są najczęstsze powody, dla których rodziny znajdują tu schronienie? – To nie tylko brak pracy i domu. Czasem powodem jest przemoc w rodzinie, a czasem niepożądana ciąża i brak akceptacji rodziny – wymienia Grażyna Kurzeja. – Wiele naszych mieszkanek pochodzi z trudnych gniazd rodzinnych (nie lubię słowa „patologiczne”). Szukają przytulenia, bliskości, których nie dostały od rodziców. Poznają kogoś, w kim się zakochują. Mają nadzieję, że ich mąż będzie inny, lepszy. Najpierw jest pięknie. A potem wszystko się wali. Pojawia się choroba alkoholowa, przemoc. Gruzowisko domu. Nie ma gdzie się szukać pomocy, a matka dzieci nie zostawi – mówi.
Bezdomne mieszkanki mają różne wykształcenie, zdarza się i wyższe. Nie ma sytuacji modelowej, każda rodzina to inny dramat. Każde dziecko – inna tragedia. Pani Grażyna podkreśla, że Dom daje wszelką niezbędną pomoc, w tym opiekę psychologiczną i lekarską. Pomaga czasem umieścić dziecko w specjalistycznej placówce (były przypadki samookaleczeń itd.). Tylko w uzyskaniu rozwodu członkowie Rodziny Wincentyńskiej nie pomagają; walczą jednak o oddzielenie ofiar przemocy od jej sprawcy.
Zdarzają się dobre zakończenia, tak jak w historii Janiny (imię zmienione) spod Warszawy, która zamieszkała w Domu z dwiema córkami. – Mąż pił, stosował przemoc. Mama znalazła sobie mieszkanie, pomogliśmy jej załatwić alimenty. Czekaliśmy na ruch ojca dzieci – opowiada pani Grażyna. – Najpierw zaczął się nimi interesować, przysyłać kartki. Przyjeżdżał, przywoził prezenty. Walka o rodzinę trwała dwa lata. Włączyła się poradnia rodzinna i… jego mama. Poszedł na terapię. Janina postanowiła pojechać i spróbować. Okazało się, że mieszkanie jest wyremontowane, wyposażone, a to, co zostało wyprzedane – wróciło. Radość w sercu potężna. Rodzina dziś dobrze funkcjonuje – cieszy się pani Grażyna.
Mieszkanki same gotują, robią zakupy i sprzątają, przygotowując się do samodzielnego życia. Jeśli znajdą pracę i mają z kim zostawić dzieci – pracują. Telefony z prośbą o miejsce dla kolejnej bezdomnej rodziny wciąż dzwonią. Projekt adaptacji piętra od dawna jest gotowy, są też konieczne zezwolenia. Koszt prac to około 260 tys. złotych. Od tego, czy uda się zebrać całą kwotę do wiosny, zależy, kiedy rodziny doświadczające bezdomności będą mogły skorzystać z pomocy, jaką Dom oferuje. To może jedyna szansa dla tych rodzin na nowe życie. Dla dzieci – na życie normalne, bez strachu, przemocy, wstydu i upokorzeń.
Za bezdomną rodziną, czyli za życiem!
Nie wszyscy rozumieją, jak ważne jest pomaganie bezdomnym rodzinom. Istnieje dziwny przesąd, że mówienie o problemach i dysfunkcjach rodzin szkodzi… dobru rodziny, czy też rodzinie jako takiej: trwałości instytucji, pojmowaniu rodziny jako wartości.
Domy samotnej matki wspierane są m.in. przez ruch pro-life. Zapytałam więc Jakuba Bałtroszewicza, prezesa Fundacji „Jeden z Nas” i Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia, dlaczego według niego taka pomoc jest w orbicie ich zadań statutowych. – Bylibyśmy obłudni, gdybyśmy walczyli o życie nienarodzonych, a zapominali o tych, którzy się już narodzili. Jeżeli ruch pro-life nie tworzyłby placówek takich jak domy samotnych matek, to delegitymizowałby swoje własne działania. Nie można sprowadzać ruchu do walki o życie nienarodzonych, a po urodzeniu zostawiać dzieci same sobie. W takim ruchu nie chciałbym uczestniczyć. Federacja rozdaje pieluchy dla dzieci, prowadzi hospicja perinatalne i prenatalne, domy samotnych matek itp. Ze smutkiem mówię, że ruch pro-life często zastępuje dzieciom ojca. Ojciec zostawia matkę, porzuca ją, nie zapewnia jej opieki, która jej się należy. Dlatego ruch musi jej pomagać. Inaczej byłby nieprawdziwy – mówi prezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia.
Dlaczego zatem wciąż niektórzy katolicy boją się mówić o przypadkach przemocy w rodzinie? Jakub Bałtroszewicz nie ma wątpliwości, że mówienie o problemie jest przejawem elementarnej troski wierzącego chrześcijanina o potrzebujących. – Twierdzenie, że każda rodzina jest idealna, jest chore. Jest po prostu nieprawdą – podkreśla stanowczo. – Ja sam dorastałem w rodzinie kompletnie dysfunkcyjnej. Nie miałem żadnego oparcia ani w mamie, ani w tacie. Musiałem go szukać gdzieś indziej… Znalazłem je w Kościele: we wspaniałych kapłanach, którzy mnie wspierali przy dorastaniu. I w mojej kochanej babci. Ludzie zaangażowani we wspieranie życia muszą być otwarci na to, że są sytuacje, które zmuszają matki do zamieszkania w takich domach. Bo gdzie indziej, czyli od swojego męża, ojca dzieci lub rodziców, nie otrzymały pomocy. To jest dla mnie jasne jak słońce. Jeśli ktoś twierdzi, że nie powinno się mówić o problemach w rodzinie, to tak jakby zakazywał katolikom mówić o grzechu. A człowiek upada, ma słabości. To byłaby kompletna herezja – mówi.
Może do tej pory za mało (u)wagi przywiązywaliśmy do cierpienia rodzin zawinionego przez samych jej członków? Bezdomność kojarzymy z samotnością, z noclegowniami, z żebraniem na ulicy. A domu nie mają też rodziny… Niepełne, ale rodziny. Szacunek dla rodzin typowy dla św. Jana Pawła II nie wyklucza się absolutnie z troską o rodziny doświadczające bezdomności, cechującą papieża Franciszka. Skoro Jezus urodził się w stajni, a Bóg Ojciec obdarzył Go doświadczeniem bezdomności, czy to nie wystarczająco mocny powód do zmiany naszego nastawienia?