Katolicy lubią czasem używać przymiotnika „socjologiczny” jako „zsekularyzowany”. Tak jakby wszystkie inne dyscypliny naukowe były bliższe Kościołowi, bardziej obiektywne... Skąd te uprzedzenia?
– Jest to rezultat dwóch nieporozumień. Pierwsze sięga połowy XIX w., kiedy to filozof August Comte zaproponował nazwę „socjologia” dla nauki opisującej miejsce człowieka w społeczeństwie. Od mojej mamy wiem, jakim zdziwieniem jej koleżanki z pracy zareagowały na wiadomość, że syn pani Kosełowej wybiera się na studia o… socjalizmie. Socjologia, socjalizm – te słowa mają wspólny rdzeń, więc nietrudno pomyśleć, że socjologia niesie światu socjalizm. Comte mógłby zaproponować równie trafną nazwę dla nowej nauki o ludzkich wspólnotach – komunologia. Nieporozumienie byłoby nie mniejsze.
Rzekoma wrogość tkwi chyba w nietrafnych skojarzeniach. Łacińskie communio znaczy nie tylko „komunia”, ale też „wspólnota”. Komunia i komuna też mają ze sobą sporo wspólnego.
A drugi powód?
– Drugim nieporozumieniem jest dostrzeganie emancypacyjnej, tj. wyzwolicielskiej misji tej nauki. Rzeczywiście, niektórzy socjologowie uważają, że powinni nie tylko wyjaśniać i przewidywać społeczne zachowania ludzi, ale również podpowiadać, jak uwalniać ludzi od niektórych ciężarów nakładanych przez społeczeństwo (w tym – od ciężaru chrześcijaństwa). Metodologia badań socjologicznych jest neutralna, może być jednak użyta do różnych celów, w zależności od systemu wartości badacza. Celem nauki jest wyjaśnianie i przewidywanie.
W protestach po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji brali udział m.in. naukowcy i studenci, wspierani przez swoje uczelnie. Łódzki oddział Polskiego Towarzystwa Socjologicznego (PTS) wydał oświadczenie, w którym czytamy, że orzeczenie „łamie prawa człowieka i […] artykuł 40 Konstytucji RP, zgodnie z którym: «nikt nie może być poddany torturom ani okrutnemu, nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu i karaniu»”.
– Smutno mi się zrobiło, gdy pod oświadczeniem łódzkiego PTS zobaczyłem podpisy koleżanek i kolegów cenionych za naukowe dokonania. Na szczęście nie znalazłem tam kilku ważnych dla mnie nazwisk. Gdy zatem widzę, że wnikliwie myślący socjologowie gotowi są akceptować zabijanie najsłabszych ludzkich istot, nadal mogę brać przykład z innych mądrych osób jednoznacznie potępiających politykę zapoczątkowaną przed stu laty przez bolszewików. Nie zgadzam się z przeciwstawianiem Kościoła – który podobno tylko zakazuje przyjemności życia – z socjologią, która podpowiada, jak nas wyzwalać od dźwigania ciężarów, jakimi są kościelne nakazy i zakazy.
Kościół też prowadzi badania socjologiczne, choć głównie religijności. Narastają problemy społeczne, ludzie protestują, młodzież się sekularyzuje... Pojawia się pokusa łatwego oceniania. Dlaczego Kościół nie używa naukowych narzędzi do słuchania potrzeb „dzieci” z peryferii i tych utraconych?
– Kościół diagnozuje te potrzeby, sięgając do laboratorium historii, analizując różnorodne doświadczenia przeszłości. Jest to świetne źródło wiedzy, choć nie zawsze pozwala rozumieć współczesne problemy. Myślę, że księżom dają do myślenia słowa penitentów w konfesjonałach. Trudno jednak na tej podstawie wnioskować, co się obecnie dzieje z osobami będącymi poza Kościołem.
Kościół powinien uważnie słuchać tego, co mówią socjologowie – rzetelni badacze, neutralni aksjologicznie ludzie nauki; eksperci. Dobrze przeprowadzone badania socjologiczne (nie tylko ilościowe, statystyczne) pomagają rozumieć procesy społeczne, które zachodzą w świecie, czy tego chcemy, czy nie. Mają one wpływ na ludzkie decyzje; stosunek do Boga oraz do samego Kościoła.
Krzysztof Koseła
Socjolog, profesor nauk humanistycznych. Pracuje w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego na stanowisku kierownika Zakładu Metodologii Badań Socjologicznych. Były dziekan Wydziału Filozofii i Socjologii UW