Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży weszła w życie 7 stycznia 1993 r.
Premierem rządu była wówczas Hanna Suchocka. Przyjęcie tej ustawy poprzedzone było długim i ostrym sporem.
Zanim doszło do dyskusji, w Polsce obowiązywało prawo zezwalające na
aborcję ze względów medycznych (zdrowie matki lub dziecka), ze względu na podejrzenie popełnienia przestępstwa lub ze względu na trudne warunki życiowe kobiety.
Próba zmiany tego prawa w 1993 r.
wywołała sprzeciw głównie w środowiskach lewicy. Już wtedy zarzucano ustawodawcy, że niedostatecznie wysłuchany został głos kobiet. Społeczeństwo, przez wiele lat przyzwyczajone do powszechnej niemal dostępności aborcji, również nie było zmianom przychylne. Długo prowadzona debata publiczna doprowadziła do tego, że ustalony został kształt ustawy. Przerwanie ciąży miało być dopuszczalne, gdy jest ona zagrożeniem dla życia lub zdrowia kobiety – gdy badania wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu lub nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu – gdy jest podejrzenie, że ciąża jest wynikiem gwałtu. Ustawa przegłosowana została większością 42 głosów. Uczestnicy tamtych wydarzeń mówią, że kształt ustawy był optymalny jak na tamten czas: wszyscy zrezygnowali z części swoich oczekiwań, nikt nie był do końca zadowolony, ale osiągnięto kompromis. Obrońcy życia przyznawali wówczas, że to lewica poszła na większe ustępstwa niż oni sami.
W 1996 r. próbowano ustawę zmienić
przez poszerzenie dopuszczalności aborcji: jej nowelizacja (przegłosowana przez ówczesną większość, z klubem SLD na czele) wprowadzała możliwość przerwania ciąży z powodu ciężkich warunków życiowych lub trudnej sytuacji kobiety (tzw. przesłanka społeczna). Znowelizowana ustawa obowiązywała przez rok i została zakwestionowana przez Trybunał Konstytucyjny, który orzekł, że jest ona niezgodna z konstytucją.
Kompromis z 1993 r.
był kompromisem politycznym. Jego stosowanie jest zgodne z nauką Kościoła, jeśli godzący się na niego politycy dążą do stopniowej zmiany prawa w kierunku coraz większej ochrony życia nienarodzonych. Inaczej mówiąc, starają się o coraz większe możliwe dobro. Informują przy tym publicznie, że mimo akceptacji kompromisu, oni sami uważają każdą aborcję za zło. Wartością bowiem nie jest samo uchwalenie prawa, ale także jego trwałość. Rozsądne przesuwanie granicy prawa zmierzające do coraz większej obrony życia jest działaniem moralnie usprawiedliwionym i rozsądnym.
Kompromis polityczny należy odróżnić od kompromisu moralnego, który byłby uznaniem, że to, co prawo dopuszcza jest z zasady dobre. W tym przypadku za dobre ktoś miałby uznać to, że aborcja jest w pewnych okolicznościach moralnie usprawiedliwiona tylko dlatego, że aktualne prawo tego nie penalizuje. Twierdzenie, że aborcja nie zawsze jest złem, jest niedopuszczalnym etycznie kompromisem moralnym. Jest nim również głosowanie za liberalizacją tego prawa lub udział w kompromisie politycznym bez wyraźnego poinformowania opinii publicznej o swoim braku akceptacji dla jakiejkolwiek aborcji.
Przy tym warto też przypomnieć, że polskie prawo dopuszcza bowiem aborcję, ale nie mówi, że jest ono moralnie dobre. Wręcz przeciwnie: to nie jest „prawo do aborcji”, ale tylko jego „dopuszczalność” w określonych przypadkach.
Prawo natomiast do zakończenia ciąży w przypadku zagrożenia życia matki jest rzeczywiście jej prawem, bo jej intencją nie jest usuwanie dziecka, ale ratowanie życia. Trudno ten akt nazwać aborcją, mimo że może prowadzić do utraty życia dziecka. Jest raczej nieuniknionym wyborem życia: jednego z dwóch zagrożonych. Ale i w tym przypadku decyzja matki, aby ratować dziecko kosztem własnego zdrowia i życia, jest większym dobrem niż ratowanie własnego. Zawsze jednak matka ma prawo dokonać wyboru własnego bezpieczeństwa i nie powinna być z tego powodu ani penalizowana, ani obwiniana. Tak zresztą jak matka dokonująca aborcji (dlatego, że ona też jest ofiarą aborcji: i przed i po jej dokonaniu), ona również nigdy nie powinna podlegać penalizacji. Mogą jej podlegać jedynie ci, którzy aborcji bezpośrednio dokonują lub do niej namawiają.
„Chociaż władza państwowa może niekiedy powstrzymać się od zakazania czegoś, co – gdyby zostało zabronione – spowodowałoby jeszcze poważniejsze szkody, nigdy jednak nie może uznać, że jest prawem jednostek – nawet jeśli stanowiłyby one większość społeczeństwa – znieważanie innych osób przez łamanie ich tak podstawowego prawa, jakim jest prawo do życia. (…)
Szczególny problem sumienia mógłby powstać w przypadku, w którym głosowanie w parlamencie miałoby zdecydować o wprowadzeniu prawa bardziej restryktywnego, to znaczy zmierzającego do ograniczenia liczby legalnych aborcji, a stanowiącego alternatywę dla prawa bardziej permisywnego, już obowiązującego lub poddanego głosowaniu. Takie przypadki nie są rzadkie. Można bowiem zauważyć, że podczas gdy w niektórych częściach świata nadal prowadzi się kampanie na rzecz wprowadzenia ustaw dopuszczających przerywanie ciąży, popierane nierzadko przez potężne organizacje międzynarodowe, w innych natomiast krajach – zwłaszcza tych, które doświadczyły już gorzkich konsekwencji takiego permisywnego ustawodawstwa – pojawia się coraz więcej oznak ponownego przemyślenia sprawy. W omawianej tu sytuacji, jeśli nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzającym w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej. Tak postępując bowiem, nie współdziała się w sposób niedozwolony w uchwalaniu niesprawiedliwego prawa, ale raczej podejmuje się słuszną i godziwą próbę ograniczenia jego szkodliwych aspektów”.
Jan Paweł II
encyklika Evangelium vitae
„(…) prawo cywilne nie obejmuje całej dziedziny obyczajów ani nie karze wszelkiego zła; nikt tego od prawa nie żąda. Często nawet musi tolerować to, co jest ostatecznie mniejszym złem, by uniknąć większego. Należy jednak strzec się tego, co może spowodować zmiana prawa”.
Kongregacja Nauki Wiary,
Deklaracja o przerywaniu ciąży z 1974 r.