Kiedy mówi się o faszyzmie czy nazizmie nie trzeba dodawać, że to ideologie. Podobnie jest z komunizmem. W każdej próbie nowej konstrukcji życia społecznego jest odrobina prawdy czy dobra, ale doszukiwanie się ich w totalitaryzmach – mówiąc bardzo delikatnie – trąci brakiem szacunku dla milionów ofiar tych systemów.
Czy tak samo jest w przypadku ideologii LGBT+? Czy używanie pojęcia ideologii pasuje tutaj dokładnie tak samo jak w przypadku totalitaryzmów? Nie, nie pasuje. To nie jest to samo. Nie może być tak samo, ponieważ totalitaryzmy rodziły się z chęci dominacji jednych nad drugimi, nawet jeśli w teorii ta chęć nie zawsze dawała od początku o sobie znać. Była jednak ukrytą intencją totalitarnych władz. Natomiast postulaty środowisk LGBT+ nie zakładają – zdaniem ich autorów – ograniczania praw obywatelskich, nie zmierzają do podporządkowania jednych drugim, ale do całkowitego uwolnienia jednych spod presji drugich. Ich zdaniem społeczeństwo wywołuje ową presję, kiedy na przykład nie pozwala osobom homoseksualnym publicznie manifestować swojej orientacji seksualnej oraz tworzyć prawa, które chroniłoby ich związki.
Tutaj zaczyna się poważny problem: jak pogodzić tradycyjne rozumienie małżeństwa i rodziny jako związku mężczyzny i kobiety wychowujących dzieci z możliwością prawnego sankcjonowania związków tej samej płci i ewentualnego wychowywania przez nie dzieci? Czy wyrażanie poglądu tradycyjnego będzie w tym przypadku wywieraniem szkodliwej i nieuprawnionej presji, czy wyrazem wolności przekonań i wolności słowa? Czy poszukiwanie ze strony środowisk LGBT+ uwolnienia od presji społecznej nie prowadzi w ten sposób do wprowadzenia również presji, tyle że odwróconej: nie masz prawa publicznie manifestować poglądu ani prawnie chronić małżeństwa rozumianego jako związek mężczyzny i kobiety, nawet jeśli jesteś do tego przekonany i to nawet wtedy, gdy tak wnioskujesz nie tylko z twojej religii, ale z prawa naturalnego! Inaczej mówiąc: środowiska LGBT+ w swoich wolnościowych postulatach zbliżają się paradoksalnie do chęci dominacji jednych nad drugimi, do niepozwalania na publiczne manifestowanie i wychowywanie dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Czy istnieje więc jakieś rozsądne rozwiązanie?
Ksiądz Tomasz Grysa, dyplomata watykański, w rozmowie dla „Przewodnika” mówi o możliwości ustanowienia takiego prawa, które pozwalałoby przeróżnym związkom ludzi, nie zawężając go do osób homoseksualnych, zabezpieczać ich podstawowe prawa, na przykład do dziedziczenia. Takie prawo nie wpływałoby bowiem na zmianę struktury społecznej, która za fundament stawia małżeństwo mężczyzny i kobiety, zwykle wychowujące dzieci: biologicznie poczęte bądź adopcyjne. Zdaniem ks. Grysy możliwe jest więc pogodzenie tradycyjnego modelu społecznego z postulatami środowisk LGBT+ w takim zakresie, w jakim ochrona ich związków nie ingerowałaby w wolność osób trzecich: nie zakazywałaby publicznego wyrażania tradycyjnych poglądów dotyczących rodziny oraz projektowania edukacji tak, aby uszanować wolność myślenia i postępowania osób LGBT+, ale bez konieczności uważania ich przekonań za obowiązujące każdego. Związki osób inne niż małżeństwo nie miałyby też prawa do adopcji dzieci, czyli de facto do tworzenia modelu alternatywnej „rodziny”. Jest to oczywiste ograniczenie, ale tylko dlatego jest ono konieczne, ponieważ ewentualna adopcja nie dotyczy tylko tych, którzy związek tworzą, lecz dotyczy osób trzecich, dotyczy dzieci. W tym sensie można powiedzieć, że ten jeden punkt mógłby być postrzegany jako akt nierówności, ale nie da się rozstrzygnąć dobra dzieci, jednocześnie stając po stronie LGBT+ i tradycyjnego modelu. Tutaj rozstrzygać może tylko odwołanie się do prawa naturalnego, które w naszym państwie odczytywane jest tak, że pokrywa się ono z chrześcijańską wizją małżeństwa i rodziny, a więc z modelem tradycyjnym.
Oczywiście – tak przynajmniej twierdzi mój rozmówca, ks. Tomasz Grysa – za działaniami rozpowszechniającymi przekonania tych środowisk nie stoi grupka niewinnych osób, ale ludzie, którzy działają planowo i przeznaczają na realizację swojej strategii ogromne środki finansowe. I że celem tych działań – mówi dalej ks. Grysa – jest realna zmiana struktury społecznej tak, aby wszelkie związki zrównać z tradycyjnie pojmowanym małżeństwem. Właśnie dlatego uprawnione wydaje się stosowanie w tym kontekście pojęcia obcej ideologii. „Obcej” – i to również wyjaśnia ks. Grysa – nie z racji ich zagranicznej proweniencji, ale z powodu obcości ideowej wobec tradycyjnego modelu rodziny. To nie znaczy jednak, że w każdym przypadku mamy do czynienia z takimi samymi intencjami, jakie stały u podstaw systemów totalitarnych. Ideologia jest tam, gdzie ktoś może zostać skrzywdzony. A rzeczywiście może być skrzywdzone dziecko, które jest zmuszone do bycia wychowankiem osób żyjących w związku homoseksualnym. Nie mamy prawa, aby świadomie działać wbrew prawu naturalnemu. Byłoby to również jaskrawe naruszenie praw człowieka. Nie mamy też prawa, wbrew tej samej naturalnie i ewangelicznie umocowanej moralności, zmieniać definicji prawnych, które mają w sobie moc kształtowania sumień i poglądów. Nie można zmieniać pojęcia małżeństwa i rodziny tylko dlatego, że jakieś grupy społeczne się tego domagają. Nie można edukować dzieci tak, że najważniejsze pojęcia dotyczące ludzkiego życia stają się płynne. Dzieci mają prawo wzrastać w świecie wartości wypływających z prawa naturalnego. Mają też prawo do wychowania religijnego, które temu prawu nie przeczy, a raczej rozświetla je i pogłębia w rozumieniu ostatecznego celu, dla jakiego zostało ono ustanowione przez Stwórcę.
Zupełnie inną kwestią jest jednak ta, gdy dwie osoby dorosłe – nawet jeśli nie jest to zgodne z przekonaniami niektórych czy nawet większości – chcą zabezpieczyć swój status prawny. Czy powinny być tego z gruntu pozbawione? Wydaje się, że odpowiedź ks. Grysy jest tutaj klarowna: jeśli nie jest to promocja jednej grupy społecznej – a tym bardziej jeśli nie jest jawną promocją ideologii – ale otwartą formułą dla wszystkich, jest to możliwe. Jeśli tak, to przynajmniej niektórych postulatów środowisk LGBT+ nie należy uznawać za ideologiczne. Nie wszystkich też, którzy się z tymi środowiskami identyfikują, podejrzewać należy o ukryte dążenie do promocji ideologii i trwałej zmiany struktury społecznej. Nawet jeśli za manifestacjami osób LGBT+ stoją działania zorganizowane i finansowane przez określone ośrodki ideowe, to nadal są w Polsce ludzie, którzy definiują się jako osoby homoseksualne, ale nie chcą nikogo krzywdzić i nie wydaje się stosowne, aby wobec nich również używać pojęcia ideologii. I to nie znaczy, że trzeba się z nimi zgadzać. Można, a nawet należy, uważać współżycie osób poza małżeństwem za niezgodne z prawem moralnym naturalnym i wartościami chrześcijańskimi. Jednocześnie jednak nie trzeba obarczać ciężarem totalitarnej ideologii i dążeniem do krzywdzenia dzieci tych, którzy nie mają złych intencji.
Napisałem ten tekst zainspirowany rozmową z ks. Tomaszem Grysą, który prezentuje bardzo katechizmowy sposób patrzenia na małżeństwo i rodzinę oraz wyraźnie dostrzega niebezpieczne i zamierzone wpływy ideologii LGBT+ tam, gdzie one zagrażają tradycyjnemu i ewangelicznemu modelowi rodziny oraz strukturze społecznej opartej na dobru osoby ludzkiej. Jednocześnie jednak wskazuje on drogę, która pozwala – również zgodnie z Katechizmem – okazywać osobom określającym się jako homoseksualne większego „szacunku, współczucia i delikatności”. Wierzę, że w ten sposób będziemy też lepiej potrafili towarzyszyć osobom o skłonnościach homoseksualnych, które pragną żyć w Kościele, znajdować w nim swój dom i przyjazną przestrzeń do wypełniania wymagań Ewangelii, także w obszarze życia seksualnego.
Wiem, temat jest bardzo złożony. Ale właśnie dlatego wymaga on o wiele większej delikatności i wysublimowania myśli. Nawet jeśli z tego powodu nie będzie już można w kontekście LGBT+ tak klarownie podzielić ludzi na dobrych i złych. Jestem jednak pewny, że większa delikatność wyjdzie nam wszystkim na dobre. Bo uproszczenia zawsze szkodzą, także jasności przesłania, jakie w tym temacie wyraża Katechizm Kościoła katolickiego.