Zbiór tekstów poświęconych tożsamości europejskiej opublikowany został z okazji 50. rocznicy nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Unią Europejską a Stolicą Apostolską.
Największe zainteresowanie wzbudził nieopublikowany dotąd tekst Benedykta XVI, który stanowi wprowadzenie do całego tomu i nosi tytuł: „Oddać sprawiedliwość Bogu wobec zadania powierzonego nam dla ludzkości”. Ów krótki, ale głęboki w treść rozdział, przekazany przez autora w kwietniu bieżącego roku, podejmuje pozornie jeden problem: legalizacja „małżeństw homoseksualnych”. W rzeczywistości papież emeryt próbuje wydobyć na jaw prawdę o zatrutej glebie, która wydaje skażone owoce w dzisiejszym świecie.
Ku „małżeństwom homoseksualnym”
Papież emeryt, wbrew różnym krążącym dziś propozycjom, w odniesieniu do postulatu „małżeństw homoseksualnych” nie pyta ani „czy?”, ani „jak?”. Stwierdza jedynie, z mogącą cieszyć jasnością i prostotą – wydawałoby się – oczywiste dla wszystkich prawdy: że „istnienie człowieka – jako mężczyzny i kobiety – jest ukierunkowane na prokreację” oraz że „wspólnota mężczyzny i kobiety, a także otwartość na przekazywanie życia określają istotę tego, co nazywa się małżeństwem”. Papież nie pozostawia miejsca na jakiekolwiek próby dekonstrukcji i ponownego zdefiniowania pojęcia małżeństwa i rodziny. Pobieżna lektura całej książki nie pozwala na stwierdzenie, iż w którymś miejscu papież emeryt podejmuje się rozwiązania (w różnych miejscach świata głośno postulowanej) kwestii „osób homoseksualnych w Kościele”. Natomiast słusznie w ślad za nagłówkami niektórych serwisów informacyjnych można odważnie przyznać: „Benedykt XVI stanowczo potępia ideę «małżeństwa homoseksualnego»”.
Szesnaście z dwudziestu siedmiu państw Unii Europejskiej prawnie zalegalizowało „małżeństwa homoseksualne”, porzucając obronę tradycyjnego rozumienia małżeństwa i rodziny i rozmontowując podstawy, na których zrodziła się cywilizacja zachodnia. Papież-emeryt zadaje pytanie: dlaczego?
Jego zdaniem przełomowym momentem była chwila, kiedy zaczęto stosować pigułkę antykoncepcyjną, co doprowadziło do brzemiennego w skutkach „oddzielenia płodności i seksualności”. Wydarzenie to przemieniło ludzkie sumienia, zrównało różne formy seksualności i utorowało drogę do „płodności bez seksualności”. Dlatego ostatnim krokiem pozostało już tylko antropologiczne uznanie, że człowiek nie jest już darem, ale „produktem naszego działania”, a „to, co można zrobić, można także zniszczyć”. Słusznie zatem Benedykt konkluduje, że w odniesieniu do „małżeństw homoseksualnych” nie chodzi o to, żeby być bardziej otwartym i tolerancyjnym, ale chodzi tak naprawdę o odpowiedź na pytanie: Kim jest człowiek?
Sekularyzacja i powrót do Stworzyciela
Analiza tego jednego z wielu problemów ideologicznych, z jakimi dzisiaj zmaga się Kościół i Europa, odsłania właściwe źródła kryzysu, którego zrozumieniu poświęcone są właściwie wszystkie zamieszczone w niedawno wydanym tomie teksty. Sekularyzacja, z jaką mamy do czynienia, nie polega tylko na zaniku religijności czy postępującej wrogości wobec chrześcijaństwa. Chodzi tak naprawdę o coś znaczenie bardziej radykalnego: o odrzucenie naturalnego boskiego porządku, a co za tym idzie, o redefinicję człowieka, pozwalającą nam ustalać, bez żadnych ograniczeń (w tym biologicznych), czym i kim jesteśmy.
Właściwie jak refren emerytowany papież przypomina, że człowiek nie jest produktem własnej nieujarzmionej twórczości, ale jest Bożym stworzeniem: „albo człowiek jest stworzeniem Bożym, jest obrazem Boga, jest darem Boga, albo człowiek jest produktem, który sam potrafi siebie stworzyć”. I dalej Benedykt przestrzega: „Kiedy ktoś wyrzeka się idei stworzenia, wyrzeka się wielkości człowieka, wyrzeka się tego, że nie można nim dysponować, i jego godności, która jest ponad wszelkim planowaniem”.
Człowiek jest stworzeniem, a zatem posiada Stworzyciela, który go obdarzył niezmienną i niemodyfikowalną naturą – granicami, które zabezpieczają jego godność i nadają, jak brzegi nurtom rzeki, właściwy kierunek całemu jego życiu. Współczesna sekularyzacja polega właśnie na pogwałceniu i zanegowaniu tej miary, jaką określa nadana mu przez Boga natura, co prowadzi ostatecznie do człowieka odczłowieczonego, człowieka w próżni, albo – jak twierdzi Benedykt XVI – do jego samozniszczenia.
Obronić człowieka i Europę
Jaka, w związku z zarysowaną przez Benedykta XVI sytuacją, powinna być odpowiedź katolika-Europejczyka? Po pierwsze, stanowczy i odważny sprzeciw wobec „projektów zrównywania związków osób homoseksualnych z małżeństwem”, gdyż „nie istnieje żadna podstawa do porównywania czy zakładania analogii, nawet dalekiej, między związkami homoseksualnymi a planem Bożym dotyczącym małżeństwa i rodziny” (Franciszek, Amoris laetitia, p. 251). Oczywiście nie usuwa, a wręcz potwierdza to konieczność podejmowania wysiłków na rzecz pomocy osobom o skłonnościach homoseksualnych, by mogli cieszyć się życiem w łasce uświęcającej, w pełnej jedności z Bogiem i Kościołem.
Jednak papież-emeryt, nawiązując do modnego dziś ruchu ekologicznego na rzecz ochrony przyrody i środowiska naturalnego, idzie głębiej i proponuje pewne lekarstwo, które może jego zdaniem uratować cywilizację europejską przed upadkiem. Wzywa mianowicie do zaangażowania się w swoisty ruch na rzecz „ekologii człowieka”, który, jak sam ze smutkiem przyznaje, „niestety jeszcze się nie skonkretyzował”. Taki ruch miałby na celu afirmację i ochronę nieprzekraczalnych i obiektywnych granic natury ludzkiej, czyli niezmiennych prawd definiujących człowieka i ukazujących jego właściwe powołanie oraz reguły postępowania. Jednym z tych niepodważalnych praw natury ludzkiej – jak podkreśla Benedykt – jest właśnie prawda o „stworzeniu człowieka jako mężczyzny i kobiety, co jest lekceważone w postulacie «małżeństwa homoseksualnego»”.
W istocie „ekologia człowieka” nie może zmierzać do niczego innego, jak do powrotu człowieka do swoich korzeni. Korzeniami kultury europejskiej jest spotkanie dziedzictwa i wiary chrześcijańskiej z filozoficzną myślą grecką: „Ateny, Jerozolima, Rzym”. Korzeniami człowieka jest wolny akt Stworzyciela, który obdarzył go nienaruszalną godnością. Odcinając się od korzeni, odrzucamy wszystko, co ukształtowało naszą kulturę, co było jej rdzeniem. Odcinając się od korzeni, odrzucamy prawdę o człowieku, jaką dotychczas znaliśmy i jaką Bóg nam zechciał objawić.