Logo Przewdonik Katolicki

Uciszeni mówią

Agata Bobryk
Londyn 7 luty 2019 r., oznaczania z czasu aparthaidu prezentowane na wystawie poświęconej postaci Nelsona Mandeli fot. Leon Neal/Getty Images

Współczesna literatura afroamerykańska pomaga zrozumieć, jak złożonym i rozległym problemem jest amerykański rasizm.

Książki. Muzyka. Filmy. Ostatnio ze względu na wydarzenia w USA wokół śmierci George’a Floyda również artykuły prasowe. W Polsce wiedzy na temat amerykańskiego rasizmu nie czerpiemy z lekcji historii czy WOS-u. Wciąż jest ich zbyt mało i prawdę powiedziawszy, zawsze będzie, bo nigdy nie zdołamy opowiedzieć wyczerpująco kilkutysiącletniej historii ludzkości. Źródłem naszej wiedzy i wyobrażeń o rasizmie są wytwory kultury. Czy dobrym?

Prawda czy fałsz?
Z jednej strony tak. To głównie dzięki filmom Zabić drozda (1962), Zielona mila (1999) czy przepięknemu Gdyby ulica Beale umiała mówić (2018) dowiadujemy się o istnieniu stereotypu czarnego mężczyzny gwałciciela. Ukształtowały go XIX- i XX-wieczne „badania” rasizmu, które dowodziły, że Afrykanie ze względu na południowe pochodzenie są obarczeni wrodzoną seksualną nadpobudliwością. Jej szczególnie silnym przejawem miała być zaś obsesja czarnych na punkcie białych kobiet. Żniwo tego fantazmatu było krwawe. Dość wspomnieć, że najmłodszym skazanym na śmierć w historii USA był George Junius Stinney, 14-letni Afroamerykanin oskarżony o gwałt i morderstwo dwóch białych dziewczynek, zrehabilitowany w roku 2014. Z drugiej strony nie wolno zapominać, że kultura sama uwikłana jest w rasizm. W ostatnich dniach z platformy streamingowej HBO Max zniknął film Przeminęło z wiatrem. HBO zdecydowało się go tymczasowo usunąć z powodu utrwalania rasistowskich stereotypów i gloryfikowania Południa. Klasyk ma powrócić z komentarzem wyjaśniającym jego kontekst historyczny i krytykującym zawarte w nim rasistowskie treści. Cenzura? Brak wiary w intelekt widzów? Przypominają mi się emocje, które wzbudził w Polsce niemiecki serial Nasze matki, nasi ojcowie (2013). Bolało nas, że jego twórcy pokazali żołnierzy Armii Krajowej jako współwinnych zbrodni na Żydach, Niemców zaś przedstawili de facto jako ofiary wojny. Obawialiśmy się, że właśnie taki, fałszywy, przekaz historii „pójdzie w świat”. Czy trudno dziwić się Afroamerykanom, że oni także chcą uchronić się przed takim zagrożeniem?

Amerykańskie Auschwitz
Ocalić historię przed zapomnieniem – obojętnie jak bardzo wstydliwa by była – to cel, który wydaje się przyświecać Colsonowi Whiteheadowi, autorowi obsypanej nagrodami powieści Kolej podziemna. Whitehead po raz pierwszy usłyszał o kolei podziemnej, stworzonej przez wolnych czarnych i abolicjonistów sieci pomocy niewolnikom, gdy był w podstawówce. Nauczycielka opowiadała o „konduktorach” przerzucających do kolejnych „stacji” zbiegłych z niewoli „pasażerów”, a on wyobrażał sobie lśniące wagony sekretnego metra sunące pod plantacjami bawełny. Wiele lat później uznał swoją dziecięcą fantazję, owoc dosłownego zrozumienia przenośni, za świetny koncept literacki. Jego opowieść o tułaczce Cory, zbiegłej niewolnicy, niesie nas wartkim nurtem, ale jednocześnie wdziera się do płuc, dusi. Pod pewnymi względami przypomina literaturę obozową. Na plantacji jak w Auschwitzu – praca, bicie, publiczne egzekucje, przemoc od panów i współtowarzyszy niedoli. To całkowite przeciwieństwo tego, co widzimy na kadrach Przeminęło z wiatrem. „Jeśli ktoś chce zrozumieć ten kraj, musi pojechać koleją. Pędząc przed siebie, wyjrzycie z wagonu, a zobaczycie prawdziwą twarz Ameryki” – słyszy Cora od maszynisty pociągu kolei podziemnej. Dziewczyna uznaje to za żart, gdyż tunel spowija mrok. Może ta uwaga nie jest jednak skierowana do bohaterki, ale do nas, czytelników? Jaka jest prawdziwa twarz Ameryki oglądana z wagonów kolei podziemnej?

Mapy rasizmu
Stacja pierwsza – Karolina Południowa. Tu biali są mili. Przydzielą ci opiekuna, znajdą pracę, dadzą łóżko w domu noclegowym, zabiorą do lekarza. Doktor z uśmiechem zaproponuje sterylizację. Jesteś zdrowa, możesz odmówić. Kobiety cierpiące na problemy psychiczne, matki, które urodziły więcej niż dwójkę dzieci i przestępczynie – już nie. Zaprzyjaźniony barman-abolicjonista powtarza słowa podpitego lekarza. W szpitalu zarażają czarnych kiłą i obserwują, jak choroba się rozwija. Tak się robi postęp. Literacka fikcja? Bynajmniej. Whitehead odnosi się tu do eksperymentów medycznych z Tuskegee w Alabamie. Przez 40 lat, począwszy od 1932 r. prowadzono tam badania nad przebiegiem nieleczonej kiły u Afroamerykanów, doprowadzając do śmierci ponad połowy grupy badawczej. 
Jedziemy dalej. Stacja druga – Karolina Północna. Tutaj nie ma niewolnictwa, bo nie ma czarnych. Zostali zdelegalizowani, a za przekroczenie granicy stanu grozi śmierć. Atmosfera orwellowska. Patrole nocnych jeźdźców regularnie rewidują domy mieszkańców. Za ukrywanie czarnych grozi śmierć. W parku co tydzień widowisko rodzinne. Muzyka, występ minstreli z uczernionymi twarzami, egzekucja. I znów literatura nie przewyższa rzeczywistości. W 1857 r. stan Oregon uchwalił klauzulę w konstytucji zakazującą czarnym przebywania na terytorium stanu. Oregon miał stać się „białą utopią”, ziemią czystą od „pośledniego elementu”. W Karolinie Północnej Cora ukrywa się przez wiele miesięcy na stryszku domu tak niskim, że nie mogła się wyprostować. Na takim samym stryszku przez siedem lat ukrywała się Harriet Jacobs, która później opisała swoje doświadczenia w autobiografii Przypadki z życia niewolnicy.

Od „Murzyna” do czarnego
Cora odzyska wolność, gdy zaneguje swoją tożsamość niewolnicy. Nie jest niczyją własnością i nigdy nie była. Pytanie o czarną tożsamość zajmuje centralne miejsce w książce innego amerykańskiego autora. Sprzedawczyk Paula Beatty’ego to prowokacyjna, niepoprawna politycznie satyra na społeczeństwo afroamerykańskie i stosunki rasowe. Gdy Dickens, czarne getto pośrodku Los Angeles, traci status miasta i dosłownie znika z map Ameryki, farmer Drops postanawia przywrócić je, wprowadzając segregację rasową. To, co zaczęło się jako żart, okazuje się działać. Autobus z nalepką oznaczającą miejsce tylko dla białych staje się najbezpieczniejszym miejscem w ogarniętym przemocą getcie. Baner reklamowy zapowiadający budowę ultranowoczesnej szkoły tylko dla białych sprawia, że czarni uczniowie uczą się lepiej. W obliczu zagrożenia mieszkańcy się jednoczą. Bohater Sprzedawczyka dochodzi do smutnej konstatacji. Niewolnictwo i segregacja rasowa to wciąż dwa najważniejsze doświadczenia definiujące czarną wspólnotę. Każdy najmniejszy nawet element czarnej tożsamości jest podejrzany o rasistowską proweniencję. Jazz? To pierwotnie pieśni niewolników. Ulubione danie – pieczony kurczak? Stereotyp rozpowszechniany przez białe kino. Stand-up? „Dawniej, żeby uniknąć pułapek zastawianych przez białych, czarni musieli ciągle patrzeć pod nogi. Musiałeś mieć zawsze w zanadrzu ciętą ripostę albo kumpelski frazes, który by rozbroił albo zawstydził białego prowokatora. Jeśli twoje poczucie humoru przypomniało mu, że pod tym afro kryje się coś na kształt człowieczeństwa, mogłeś uniknąć pobicia albo dostać część zaległej pensji” – odpowiada Beatty. Czy wobec wszechobecności rasizmu możliwe jest zbudowanie przez Afroamerykanów zdrowej, pozytywnej tożsamości? Beatty pozostawia to pytanie bez odpowiedzi.

Własna opowieść
W eseju Niewypowiedziane niewypowiadalne Toni Morrison, amerykańska pisarka i noblistka, pisząc o nieobecności Afroamerykanów w literaturze Młodej Ameryki, korzysta z pojęcia kultur uciszonych. Przez lata biali opowiadali nie-białych. Tworzyli opisy i własne wyobrażenia plemion Indian czy ludów afrykańskich, nie dopuszczając do tego, aby przedmioty ich opowiadań same przemówiły, lub uważając te opowieści za niegodne uwagi. Obecnie, gdy temat rasizmu odżywa, warto szczególnie posłuchać, co Afroamerykanie mówią sami o sobie również za pośrednictwem dzieł kultury. Na całe szczęście jest ich w Polsce coraz więcej.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki