Prawie godzinę zajęło rosyjskiemu prezydentowi wygłoszenie na szczycie przywódców WNP w Petersburgu historycznego wykładu na temat współpracy władz II RP z Hitlerem i współodpowiedzialności Zachodu w ogóle – a Polski w szczególności – za wybuch II wojny. Sądząc z malującego się na twarzach słuchaczy zaskoczenia, nie był to z góry ustalony punkt programu. Głównym wydarzeniem spotkania miało być ostatecznie podpisanie umowy integracyjnej z Białorusią. Bolesny dla Moskwy fakt, że do niego nie doszło, wydaje się jednym z powodów zadziwiającej kremlowskiej krucjaty historycznej.
Tworzenie „ruskiego miru” przegrało na Ukrainie i przynajmniej na razie przegrywa na Białorusi. W tej sytuacji Moskwa mogła uznać, że warto odwołać się do ciągle mającego duże znaczenie na terytorium postsowieckim mitu wielkiej wojny ojczyźnianej i ZSRR jako głównego zwycięzcy nad faszyzmem. Alarm, że umoczony w kolaborację z Hitlerem Zachód chce odebrać „naszej wspólnej Armii Czerwonej” zwycięstwo, może okazać się skuteczny, zwłaszcza na Białorusi.
Pilecki solą w oku
Polska jest w tej narracji celem oczywistym, jako ewidentny dowód ścisłego współdziałania w 1939 r. dwóch dyktatur, sowieckiej i hitlerowskiej, a więc plama na nieskazitelnym wizerunku unicestwiającego „hitlerowskiego gada” Kraju Rad. Tym bardziej że to polscy i litewscy eurodeputowani doprowadzili do przyjęcia przez Parlament Europejski 19 września 2019 r. rezolucji „ w sprawie znaczenia europejskiej pamięci historycznej dla przyszłości Europy”. Nie tylko zrównano w niej komunizm z nazizmem, ale ustalono, że 25 maja będzie obchodzony Międzynarodowy Dzień Bohaterów Walki z Totalitaryzmem. Datę wybrano nieprzypadkowo. 25 maja został bowiem zamordowany przez komunistyczne władze PRL rotmistrz Witold Pilecki. Były doradca Putina, a obecnie jego krytyk Andriej Iłłarionow twierdzi, że Pilecki szczególnie działa na nerwy Kremlowi, jako człowiek nieposzkalowany i niekwestionowany bohater, ratujący w czasie okupacji zarówno Polaków, jak i Żydów.
W tej sytuacji rosyjskie władze mogły uznać, że trzeba spróbować przekonać cały świat, iż tak naprawdę wszystkiemu winna jest Warszawa. Że II RP wzięła udział w rozbiorze Czechosłowacji (Zaolzie to rzeczywiście sprawa niezbyt chwalebna, ale warto przypomnieć, że chodziło o ziemie zabrane Polsce przez Czechosłowację w latach 1920–1921, w czasie wojny polsko-bolszewickiej), a polski ambasador Józef Lipski zainspirował Hitlera w sprawie „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” itp.
Putin szykuje się na rocznice
Występ Putina w Petersburgu był być może wynikiem potrzeby chwili, natomiast cała antypolska krucjata wydaje się efektem szerszej strategii. Przypomnijmy, że początek dała jej odpowiedź na wyraźnie ustawione pytanie, zadane przez dziennikarkę rządowej „Rosyjskiej Gazety” podczas dorocznej konferencji rosyjskiego prezydenta 19 grudnia. Dzień później doszło do wspomnianego „wykładu” Putina na petersburskim szczycie WNP. Ostatnim akordem stało się spotkanie z kolegium dowódców MON, gdzie rosyjski prezydent nazwał polskiego przedwojennego ambasadora w Berlinie Józefa Lipskiego bydlęciem, antysemicką świnią oraz swołoczą i zarzucił władzom II RP, że to po rozmowach z nimi Hitler wpadł na pomysł „ostatecznego rozwiązania”.
Ten ostatni występ i podkreślanie polskiego antysemityzmu jest najprawdopodobniej dodatkowo obliczony na zbliżającą się rocznicę wyzwolenia obozu w Auschwitz, którą rosyjski prezydent będzie obchodził na specjalnej konferencji w Izraelu.
To właśnie tegoroczne rocznice są przypuszczalnie kolejną przyczyną rosyjskiej walki z historią. Przede wszystkim chodzi 75-lecie zakończenia II wojny światowej. Putin już zapowiedział zorganizowanie z tej okazji 9 maja w Moskwie ogromnych uroczystości, z udziałem zachodnich przywódców. Emmanuel Macron obiecał swój przyjazd, ale z innymi może być kłopot. W tej sytuacji dobrze byłoby przekonać świat, że ZSRR został na skutek działań państw zachodnich – w tym Polski – po prostu zmuszony do zawarcia porozumienia z hitlerowskimi Niemcami.
Co więcej, w tym roku będziemy obchodzić również 100-lecie Cudu nad Wisłą, czyli polskiego zwycięstwa nad bolszewicką Rosją. To sprawa międzynarodowo mniej głośna, ale dla Moskwy bardzo nieprzyjemna.
Rosjanie mają dosyć
Jakiś wpływ na historyczną narrację Putina mogą mieć także kłopoty wewnętrzne. Rosjanie są coraz bardziej zmęczeni pogarszającą się sytuacją ekonomiczną. Końca sankcji nie widać, Stany Zjednoczone boleśnie uderzyły w czołowy projekt czyli Nord Stream 2, pokojowe wciąganie Białorusi nie wychodzi. Pod tegorocznym orędziem Putina na forach internetowych „dyslajki” przeważały tak bardzo, że administratorzy publicznych stron szybko zablokowali możliwość oceny. Pytanie tylko, czy „historyczne” ataki na Zachód pomogą ponownie zmobilizować społeczeństwo i skupić je wokół prezydenta.
Notabene rosyjskie manipulacje nie są niczym nowym. Moskwa od dawna próbuje przepisywać historię II wojny światowej. W 2009 r. na Westerplatte Władimir Putin po raz pierwszy wspomniał o licznych zmowach i układach z Hitlerem, które doprowadziły do wybuchu konfliktu, i nawoływał kraje piętnujące pakt Ribbentrop-Mołotow, by potępiły także własne błędy. Po raz kolejny rosyjski prezydent obciążył Polskę i cały Zachód odpowiedzialnością za światowy konflikt w 2015 r., czyli już po ataku na Ukrainę.
Obecna rosyjska ofensywa historyczna jest niewątpliwie największa, ale jednocześnie wygląda na pospieszną i niedopracowaną. Przykład? Podczas swoich kolejnych wystąpień Władimir Putin cytował archiwalia dotyczące przedwojennych kontaktów Warszawy z Berlinem, jakoby tajne i właśnie wyjęte z rosyjskich archiwów. Polscy historycy natychmiast jednak sprostowali, że są to dokumenty od lat znane i ogólnie dostępne.
Błędem wydaje się także zbyt drastyczne zmienianie historii. Oskarżenia rosyjskich władz pod adresem Polski (bo do prezydenta szybko dołączyli inni politycy) spotkały się z ostrą reakcją zachodnich dyplomatów (np. ambasador USA w Polsce) oraz prasy, w tym brytyjskiej, izraelskiej i niemieckiej, która stanęła w obronie Warszawy.
Brońmy się… po angielsku
Na razie więc wiele wskazuje, że Moskwa osiągnęła efekt odwrotny od oczekiwanego, ale Putin nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Rosyjski przywódca obiecał napisać tekst poświęcony przyczynom wybuchu II wojny, no i ma przemawiać na wspomnianej już międzynarodowej konferencji w Izraelu. Został na nią zaproszony także polski prezydent. Warunkiem udziału Andrzeja Dudy jest jednak zgoda gospodarzy na publiczne wystąpienie głowy naszego państwa. Tymczasem zgoda ta nie jest wcale pewna, gdyż na czele głównego organizatora wydarzenia, fundacji World Holocaust Forum, stoi dr Mosze Kantor, rosyjski oligarcha, z podwójnym obywatelstwem izraelskim i rosyjskim.
Jak w tej sytuacji powinny zachować się polskie władze? Znany holenderski specjalista od rosyjskiej propagandy Marcel Van Herpen sugeruje zorganizowanie wspólnie z zachodnimi partnerami dużej międzynarodowej konferencji historycznej. Inni mówią o konieczności intensywnych działań polskiej dyplomacji, na wzór tego, co zrobił w ostatnim roku polski ambasador w Szwajcarii Jakub Kumoch, który nagłośnił i doprowadził do wydania tzw. listy Ładosia (grupa dyplomatów z poselstwa RP w Bernie dostarczająca fałszywe dokumenty w celu ratowania europejskich Żydów). Przy czym tego typu publikacje muszą ukazywać się w języku angielskim. To, że Parlament Europejski powiązał Międzynarodowy Dzień Bohaterów Walki z Totalitaryzmem z datą śmierci rotmistrza Pileckiego, jest w dużej mierze zasługą wydanej w zeszłym roku przez brytyjskiego dziennikarza biografii The Volunteer, która zdobyła za Zachodzie popularność, budząc zainteresowanie mediów polskim bohaterem