Logo Przewdonik Katolicki

Józef Lipski: ambasador bez złudzeń

Agata i Krzysztof Jankowiakowie
fot. archiwum prywatne

Był ostatnim polskim ambasadorem w III Rzeszy. Władimir Putin zarzucił mu antysemityzm i współdziałanie z Hitlerem. Wielokrotnie wykazano absurdalność tych zarzutów, a głos w obronie Józefa Lipskiego zabrały m.in. polskie środowiska żydowskie.

Józef Lipski był Wielkopolaninem. Pochodził z rodziny ogromnie zasłużonej dla obrony polskości. Rok 1918, w którym Polska odzyskała niepodległość, był zarazem rokiem ukończenia przez Józefa Lipskiego studiów w zakresie nauk społecznych na uniwersytecie w Lozannie. W grudniu tamtego roku Lipski rozpoczął służbę w tworzącej się dyplomacji młodego państwa. Służbę tę pełnił przez cały okres międzywojenny, był bowiem urzędnikiem zawsze lojalnym wobec państwa, nieuwikłanym w żadne zależności partyjne. W pierwszych latach pracował jako sekretarz w ambasadach, by w 1925 r. otrzymać eksponowane stanowisko naczelnika wydziału zachodniego w ministerstwie spraw zagranicznych.
W lipcu 1933 r. Józefowi Lipskiemu powierzono zadanie, które było wówczas jednym z najważniejszych w polskiej dyplomacji – został ambasadorem w Berlinie. Miał wtedy 38 lat i był najmłodszym polskim przedstawicielem dyplomatycznym tej rangi. W Niemczech od kilku miesięcy rządził Hitler, nieukrywający swoich rewanżystowskich zamiarów, które w oczywisty sposób musiały prędzej czy później skierować się przeciw Polsce. Misja więc była z jednej strony niesłychanie odpowiedzialna, z drugiej ogromnie trudna – ambasador stawał bowiem wobec nieobliczalnego, rosnącego w siłę przeciwnika. To, że powierzono ją właśnie Lipskiemu, wynikało zarówno z jego znakomitej znajomości języka niemieckiego, znajomości problemów tego kraju, jak i z opinii doskonałego negocjatora, jaką się cieszył.
 
„To są poganie i mordercy”
Pierwszym zadaniem Józefa Lipskiego było wynegocjowanie porozumienia, które zapewniłoby bezpieczeństwo Polski. Owocem rokowań, jakie trwały od listopada 1933 r. do stycznia 1934 r., była deklaracja o niestosowaniu przemocy podpisana w Berlinie 26 stycznia 1934 r. przez Lipskiego i ówczesnego ministra spraw zagranicznych Rzeszy Konstantina von Neuratha. Deklaracja potocznie nazywana jest paktem o nieagresji, ale nie miała charakteru formalnej umowy, która byłaby obowiązująca prawnie i precyzyjnie regulowania wszystkie kwestie. Józef Lipski nie był zadowolony ani z formy, ani z treści deklaracji, przestrzegał przez nią Józefa Becka, polskiego ministra spraw zagranicznych. Ostatecznie przesądziło zdanie marszałka Piłsudskiego, który do formy nie przywiązywał wielkiej wagi, nie znosił „paragrafów”, wobec czego nie zgłosił zastrzeżeń.
Pierwsze lata misji Józefa Lipskiego w Berlinie przebiegały w atmosferze dużej życzliwości. Hitler bowiem chciał przeciągnąć Polskę na swoją stronę, uczynić z niej państwo uzależnione od Niemiec i służące ich interesom. Nie przejawiał więc żadnej wrogości, wręcz przeciwnie – polski ambasador miał do niego łatwiejszy dostęp niż inni dyplomaci, do bezpośrednich kontaktów z Lipskim został wyznaczony jeden z najbliższych współpracowników Hitlera Herman Göring.
Józef Lipski jednak nie miał żadnych złudzeń co do prawdziwego oblicza narodowych socjalistów. Po „nocy długich noży”, gdy w czerwcu 1934 r. wymordowano przeciwników Hitlera wewnątrz ruchu faszystowskiego, mówił w rozmowie ze swoim kuzynem: „To są poganie i mordercy. Gdyby Röhm [dowódca SA, którego wówczas zamordowano – przyp. KJ] zdołał zaskoczyć pozostałych, zrobiłby dokładnie to samo”. Na pytanie, co powie świat, odpowiedział: „A świat w tym czasie – będzie milczał”.
Niemiecka życzliwość skończyła się w 1938 r., gdy jasnym się stało, że Polska nie ustąpi wobec żądań Hitlera i nie stanie się satelickim państwem III Rzeszy. Józef Lipski prowadził wówczas beznadziejne negocjacje, kursując między Warszawą a Berlinem. Nie miał złudzeń co do wybuchu wojny, w przeciwieństwie do ministra Józefa Becka, który prawie do końca w wybuch wojny nie wierzył.
Po wybuchu wojny Lipski przez Danię, Szwecję i Łotwę udał się do Polski, by złożyć ostatni raport ministrowi spraw zagranicznych. Po wkroczeniu do Polski wojsk sowieckich, przez Bukareszt i Belgrad udał się do Francji. Był obecny w Paryżu przy objęciu funkcji prezydenta RP przez Władysława Raczkiewicza oraz powołaniu premiera Władysława Sikorskiego. Warto to podkreślić, bowiem polskie władze na uchodźctwie raczej eliminowały polityków sanacyjnych, obciążając ich winą za klęskę wrześniową. Józefa Lipskiego nie traktowano jednak jak polityka, tylko jako bezstronnego dyplomatę służącego swojemu krajowi.
 
„Próbuj dogadać się teraz”
Wówczas rozpoczęła się nowa karta w życiu ambasadora. Nie podjął pracy we władzach emigracyjnych, tylko zgłosił się do tworzonego we Francji polskiego wojska. Nie miał wcześniej żadnych doświadczeń wojskowych. Liczył wówczas 44 lata i wiek raczej upoważniałby go do pozostawienia wojny młodszym. Jako szeregowiec rozpoczął jednak naukę w polskiej podchorążówce. Mimo że był w niej najstarszy, ukończył ją na 17. miejscu (na 122 podchorążych).
Józef Lipski wziął udział w obronie Francji przed najazdem hitlerowskim. Jak wiadomo, Francja broniła się raczej krótko, Lipski zaliczył wówczas jednak znamienny epizod. Podczas walk nad Albą Niemcy wysłali na polską jednostkę samoloty. Jeden z żołnierzy wspomina: „Nie mieliśmy obrony przeciwlotniczej. Zaimprowizował ją Józef Lipski, strzelając wraz ze starszym ułanem Waliłką z cekaemu do samolotów, z niezasłoniętego od odłamków bomb stanowiska – sposobem myśliwskim – jak strzela się do kaczek”. Strzały były celne – jeden z samolotów został strącony.
Po upadku Francji Lipski wraz z kilkoma kolegami przedarł się do Marsylii, by przez Hiszpanię i Portugalię przedostać się do Wielkiej Brytanii. Wędrówka po okupowanej Francji, tak by uniknąć spotkania z niemieckimi patrolami, obfitowała w rozmaite przygody. Lipskiemu m.in. udało się uzyskać od komendanta jednego z miast dokument upoważniający jego i trzech kolegów, z którymi wędrował, do poruszania się po godzinie policyjnej. Do komendanta wysłali go koledzy: „Po tylu rozmowach z Hitlerem – próbuj dogadać się teraz”. Józef Lipski udawał wtedy Francuza, mówiąc po niemiecku z francuskim akcentem. Traf zrządził, że w tym samym dniu minister propagandy Rzeszy Goebbels oznajmił korespondentom zagranicznym, że były ambasador Polski w Berlinie został zastrzelony przez patrol niemiecki, gdy usiłował przekroczyć granicę szwajcarską. Informacja o tym wprawiła Lipskiego i jego towarzyszy w świetny humor.
 
„Hände hoch!”
Do Londynu udało się dotrzeć Józefowi Lipskiemu 13 września 1940 r. Został wtedy przydzielony do gabinetu Naczelnego Wodza, gdzie prowadził komórkę polityczną do spraw niemieckich. Współpracował z kolejnymi generałami pełniącymi tę funkcję: Sikorskim, Sosnkowskim, Andersem i Borem-Komorowskim. Mimo że nie brał już bezpośrednio udziału w walkach, udało mu się przeżyć jeszcze jeden wojenny epizod. Podczas podróży z gen. Sosnkowskim do Włoch odwiedził polskie wojsko walczące pod Ankoną. Dowódca pułku chciał zabrać go na linię frontu. Podczas jazdy boczną drogą niespodziewanie napotkali niemieckich żołnierzy. Wspomina dowódca: „Zatrzymałem samochód i zakomenderowałem «Ognia». W tym momencie Lipski, ten ambasador, przyzwyczajony raczej do dyplomatycznych przetargów, zachował się jak najlepszy żołnierz liniowy. Wyskoczył błyskawicznie z łazika, puścił serię z pistoletu, która zresztą poszła w górę i z okrzykiem «Hände hoch» zaatakował osłupiałych Niemców, zanim ja i telegrafista zdążyliśmy dołączyć”. Wzięcie do niewoli żołnierzy niemieckich było ostatnim bojowym wyczynem Józefa Lipskiego. Służbę zakończył w stopniu majora.
Po wojnie Józef Lipski został przedstawicielem polskich władz na uchodźctwie w USA. Mieszkał w Waszyngtonie, gdzie znów prowadził bardzo trudną misję w imieniu nieuznawanych przecież oficjalnie polskich władz. Jak wspomina gen. Władysław Anders: „Zasięg działania i wpływów ambasadora Lipskiego w Waszyngtonie był znacznie szerszy od normalnych kontaktów dyplomatycznych. Wszyscy wiemy, jak wielki i głęboki szacunek zyskał on w Waszyngtonie (…) Pomimo wielu codziennych przeciwności ambasador Lipski z największą cierpliwością szedł wciąż naprzód drogą swoich planów, wytkniętych przez poczucie obowiązku i całkowitego oddania się dla najwyższego celu przywrócenia Polsce niepodległości”.
Józef Lipski zmarł 1 listopada 1958 r.
 
W artykule wykorzystano materiały z archiwum rodziny Lipskich

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki