Jadąc tramwajem, przemierzając alejki galerii handlowej czy po prostu będąc w miejscu, gdzie dziecko z rodzicem na coś wyczekuje, bardzo często słyszę: „mamo, daj telefon”, „czy zainstalujesz mi dziś grę na tablecie?”, „nienawidzę cię, znowu nie chcesz mi dać komórki!”. Bardzo smuci mnie też obrazek, na którym mama lub tata prowadzi wózek z dzieckiem w środku i nie widzi nikogo ani niczego poza smartfonem, a przede wszystkim własnego dziecka. Nowe technologie są pożyteczne, nikt rozsądny temu nie przeczy, jednak jak znaleźć złoty środek korzystania z nich tak, by dziecko nie straciło swych możliwości na samym początku rozwoju?
Wszechobecny „smooth scrolling”
Media cyfrowe na dobre zagościły w naszym życiu. Zmieniły priorytety, a także sposób naszego myślenia, reagowania i działania. Wśród tych zmian możemy zauważyć u dorosłych i dzieci problemy z koncentracją – w szkole widać to bardzo wyraźnie. Komunikaty kierowane do innych osób są coraz krótsze, uboższe w atrakcyjne językowo słownictwo. Bez szczególnej analizy ludzkich zachowań widać, że spora część społeczeństwa angażuje się w perfekcyjnie płynne, bezrefleksyjne przewijanie stron internetowych (smooth scrolling) czy tablic portali społecznościowych. Robią to dorośli, robią to dzieci. Manfred Spitzer, neurobiolog i psychiatra, w swojej książce Cyfrowa demencja definiuje tytułową cyfrową demencję jako zjawisko, w które wchodzimy praktycznie na własne życzenie, przy tym jesteśmy pewni, że robimy dobrze. Charakteryzuje się ona problemami z uwagą, pamięcią, objawami zmęczenia, bezsennością i depresją. Cechą wspólną pacjentów Spitzera było to, że wszyscy poświęcali wyjątkowo dużo czasu na obsługę mediów cyfrowych. Stawia on też odważną tezę, że nasze mózgi czeka „szybki koniec”, inaczej niż to się działo u naszych przodków. Wniosek ten wywodzi z analizy setek badań nad ludzkim mózgiem. I jak dorosły sam odpowiada za siebie i za swoje oddanie mediom, tak dziecko potrzebuje kontroli i odpowiedzialnego wprowadzania w cyfrowy świat.
Jak uczy się mózg?
Od dłuższego czasu badania dowodzą, że mózg uczy się całe życie. Neuroplastyczność powoduje, że każde nasze działanie pozostawia w tym organie ślad. Nadszedł zatem czas, by pożegnać się z wieloma cyfrowymi edukacyjnymi mitami i pora odejść od wypracowanych, prostych rozwiązań. Pierwsze lata życia dziecka to okres, w którym mózg w sposób niebywale ekspresyjny dokonuje zmian w swojej sieci neuronalnej. Jest to czas, w którym powstaje fundament naszego intelektu, poza genetyczną urodą. I choć mózg uczy się całe życie, to najchętniej korzysta z drzewa neuronalnego, które już istnieje. Nie trzeba tu specjalnie przekonywać, bo to dość oczywiste, że próba nadrobienia deficytów i wypełnienia strat wygenerowanych we wczesnym dzieciństwie będzie bardzo trudna, a czasem niemożliwa. I tutaj zastanówmy się dwa razy, dając kilkulatkowi tablet do ręki. Czy będzie chciał dobrowolnie, bez płaczu go nam oddać? Media cyfrowe posiadają wybitny potencjał uzależniający. I dotyczy to przede wszystkim dzieci.
Wracając do uczenia się mózgu, zauważmy, że psychologii poznawczej najbardziej zależy na tym, by poziom przetwarzania informacji był jak najgłębszy. Może się to dokonać dzięki intensywnej pracy umysłowej, zwiększającej sprawność mózgu. Dzięki temu znacznie lepiej zapamiętujemy różne zjawiska oraz efektywnie uczymy się. W 2015 r. opublikowano badania prowadzone przez Międzynarodową Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) – wypływa z nich wniosek, że komputery nie poprawiają wyników w nauce. Okazuje się, że szkolna technologia wzbudziła dużo fałszywych nadziei. Według autorów badań najbardziej istotnym dla poziomu edukacji jest opanowanie umiejętności matematycznych oraz czytania ze zrozumieniem. Kompetencje technologiczne pozostają w cieniu. Media cyfrowe instalowane w nadmiarze w szkole lub nieodpowiedzialnie używane w domu mogą prowadzić do wielu rozproszeń, a także powierzchowności w odkrywaniu wiedzy. Człowiek staje się zwolniony z myślenia, ponieważ technologia myśli za niego, obniża się rola osobistego doświadczenia oraz sprawność pamięci. To wszystko jest niezbędne w procesie uczenia się. Dlaczego tak się dzieje, że wyniki w nauce nie szybują w górę mimo tylu multimedialnych atrakcji? Można na to po części odpowiedzieć refleksją wspomnianego wcześniej neurobiologa – kto pozwala innym myśleć za siebie, nigdy nie zostanie ekspertem.
Potrzeby rozwojowe dziecka
W praktyce pedagogicznej wyraźnie widać, że dzieci coraz częściej przejawiają oznaki rozdrażnienia, braku cierpliwości, a także trudności w budowaniu satysfakcjonujących relacji społecznych. A przecież jest to baza, która prawidłowo rozwijana pozwoli dziecku wchodzić w nowe role społeczne. Żeby budować relacje koleżeńskie należy ze sobą rozmawiać, wspólna zabawa przynosi dzieciom wiele satysfakcji. Na etapie przedszkolnym i wczesnoszkolnym dzieci naturalnie lgną do siebie i zazwyczaj czerpią satysfakcję z takich kontaktów, jednak w kolejnych klasach relacje rówieśnicze nieuchronnie przenoszą się do sieci. Dzieci wczesnoszkolne w coraz większym zakresie mają również obniżoną sprawność ruchową i grafomotoryczną, kłopoty w orientacji i świadomości własnego ciała. Skąd to się bierze? Widzimy świat trójwymiarowo. Potrzebujemy takich bodźców, które nauczą nasz mózg prawidłowej analizy i przetwarzania sygnałów. Obraz na ekranie telewizora, komputera, smartfona jest płaski. Tego typu kadry nie rozwijają wspomnianych umiejętności, w przeciwieństwie do aktywności dziecka chociażby na placu zabaw. Brak ruchu, zła dieta powodują, że dzieci są ospałe, niechętne do kontaktów rówieśniczych, niedotlenione, często z nadwagą. Sprawność motoryczna dziecięcych rąk to nie tylko kciuk potrzebny do obsługi dotykowego ekranu. Tutaj ważne jest rozwijanie koordynacji wzrokowo-ruchowej całościowo. Pracuje ręka (np. nożyczki), pracuje oko (dziecko musi wyciąć element dość precyzyjnie, a później przykleić), pracuje mózg! Takiego zaangażowania półkul mózgowych nie wywołamy grą na tablecie. Zachęcam do tego, by dzieci jak najwięcej wycinały, przyklejały, kolorowały. I jeśli dziecięcą aktywnością nie będą wyłącznie cyfrowe kolorowanki, jest duża szansa, że podczas nauki pisania dziecko uniknie dokuczliwego bólu nadgarstka czy nawet całej ręki.
Cyfrowa dieta
Media nie są złe. Dziś już wiadomo, że źle z nich korzystamy, świadczą o tym poważne uzależnienia, które często rujnują życie. Pokolenie obecnych 40-latków zachłysnęło się około 25 lat temu rozwijającymi się dość szybko technologiami. Świat stał się dostępny na wyciągnięcie ręki. Sam pamiętam, że mój pierwszy kontakt z internetem (przez brzęczący modem telefoniczny) był bardzo intrygujący, mimo że mało tam jeszcze było treści. Tylko jest pewna różnica: w tamtym czasie młody człowiek wchodził w cyfrowy świat, będąc już w pewnym sensie ukształtowanym edukacyjnie i w relacjach z ludźmi, a obecnie dzieci rodzą się i praktycznie od razu podlegają wpływom nowych technologii. Dość często dzieci przewyższają rodziców w umiejętnościach technicznych, jednak nie idzie z tym w parze rozwój dojrzałości psychicznej.
Wyniki badań EU Kids Online są niepokojące – zostały przeprowadzone w 25 państwach Europy i dowodzą, że 20 proc. polskich nastolatków niedosypia i niedojada z powodu korzystania z komputera, ponad 30 proc. odczuwa dyskomfort z powodu braku dostępu do sieci, a 35 proc. uważa, że internet ma negatywny wpływ na ich relacje z rodziną i przyjaciółmi. W badaniach psychologów zaznacza się u młodzieży wzmożona potrzeba silnych emocji, realizowana bardzo często w brutalnych grach komputerowych.
Jak dawkować?
Wielu specjalistów jest zdania, że dziecko do 3. roku życia nie powinno mieć praktycznie w ogóle kontaktu z telewizorem, tabletem, komputerem ani smartfonem. Te urządzenia nie mogą zastąpić relacji z rodzicami. Nie mogą też być nianią. W okresie między 3. a 7. rokiem życia 30 minut dziennie to dawka, która prawdopodobnie nie utrudni dziecięcego rozwoju. Kolejno dla dzieci w wieku 7–12 lat czas przed komputerem to maksymalnie 60 minut dziennie (osobiście uważam, że to bardzo długo, jednak patrząc na sprawę realnie – oby było to tylko 60 minut). Nie oznacza to, że dziecko powinno robić w tym czasie to, na co ma ochotę. W okresie szkolnym komputer i internet generalnie powinien być przeznaczony do wyszukiwania potrzebnych informacji, przygotowując się na zajęcia. Natomiast jeśli chodzi o rekreacyjne zastosowanie cyfrowych mediów proponuje się, by było to, np. raz w tygodniu. Warto instalować takie aplikacje i gry, które przysłużą się rozwojowi dziecka: nauka języka obcego, łamigłówki, aplikacje rejestrujące aktywność sportową, które motywują do przekraczania własnych barier. Bardzo cenną kompetencją, którą należy w dziecku rozwijać jest umiejętność wyszukiwania i oceny wiarygodności informacji. Dobór odpowiednich słów kluczowych podczas surfowania w internecie oraz sprawdzenie, która odnaleziona treść jest rzetelna, to podstawowa sprawność, która świadczy o wysokim poziomie umiejętności medialnych. Jest to niezbędne do tego, by krytycznie wykorzystywać wiadomości pozyskane online.
Kiedy kupić dziecku smartfon?
Wszystko zależy od tego, do czego ma służyć i na jakim etapie dojrzałości psychicznej jest nasze dziecko (bierzmy pod uwagę to, czy córka lub syn potrafi zająć się czymś innym niż telefonem rodzica, czy czerpie satysfakcję z czynności niezwiązanych z cyfrowym światem, z kontaktów rówieśniczych, czy ma swoje pasje i chce je rozwijać). Jeśli chodzi o pobyt ucznia w szkole kontakt z dzieckiem jest możliwy przez sekretariat. Zrozumiałym jest, że rodzic chce mieć pewność, że również podczas powrotu do domu dziecko jest bezpieczne i w stałym kontakcie, dlatego decyzja o zakupie telefonu powinna wynikać z głębokiego namysłu rodziców nad tym, jaki to ma być sprzęt oraz jakie ograniczenia zainstalować, by smartfon nie stał się niebezpiecznym narzędziem w ręku młodego człowieka.
Pamiętajmy, by wzbudzać w dziecku celowość działań. Siadając przed ekranem komputera, powinno wiedzieć, po co i na jak długo. Takie kierowanie odpowiedzialnym i celowym używaniem nowych technologii stwarza szansę, że dziecko nauczy się dbać o swoją „cyfrową higienę”.