W Księdze Samuela Dawid, mimo że ma świetną ku temu okazję, nie zabija Saula, który z wściekłością ściga Dawida, aby go zgładzić. Czy to było roztropne? I rodzi się pytanie: czy właśnie tak mamy postępować z naszymi wrogami, nawet jeśli zagrażają nam śmiertelnie?
Chrystus odpowiada jednoznacznie. Wezwanie do miłowania nieprzyjaciół to chyba jeden z najtrudniejszych fragmentów Ewangelii. Problemów nie nastręcza zrozumienie Chrystusa, bo słowa Jego są proste i jasne. Jednak wypełnić to wezwanie to już Himalaje ludzkich możliwości. To tak, jak w piosence Magdy Umer: „Wszystko jest łatwe w miłości, póki się dwoje nie kocha”. Ładnie powiedziane, ale jak to zrobić?
Jesteśmy zaproszeni do naśladowania Boga. Mamy tak kochać, jak On kocha. Dobrze czynić tym, którzy nas nienawidzą, błogosławić tym, którzy nas przeklinają, modlić się za tych, którzy nas oczerniają. Co więcej – gdy ktoś nam wyszarpuje płaszcz, oddać i sweter. Kiedy ktoś nam cokolwiek zabierze, nie mamy dopominać się zwrotu. Przecież to wszystko dech zapiera. Czy ktokolwiek z nas może zdobyć się na tego typu heroizm? Jak sobie z tym radził pierwotny Kościół?
Święty Paweł w Liście do Koryntian mówi o przekraczaniu swoich ludzkich możliwości, o wyjściu poza wymiar ludzkiej logiki. Mówi o noszeniu w sobie Człowieka niebieskiego. O jakiejś gruntownej przemianie, która wyrywa nas z naszych mniemań i umożliwia to, co wydaje się niemożliwe. Nienawidzącym nas – dobrze czynić, przeklinającym błogosławić, a zabierającym nam własność wcisnąć jeszcze coś na dokładkę. Ale bez tej przemiany w nowego człowieka, kierując się ludzkimi siłami i samą dobrą wolą, może okazać się to niemożliwe. Żeby pójść za tą szaloną propozycją Jezusa, najpierw On musi przemienić nas wewnętrznie, a wtedy Jego wezwanie stanie się dla nas prawdziwą radością. Z doświadczenia wiemy, że ta przemiana to często długi proces, karmiony niejednymi rekolekcjami.
Chwila refleksji
Z jakimi trudnościami spotykam się gdy, próbuję kochać nieprzyjaciół? Jak sobie z nimi radzę?