Logo Przewdonik Katolicki

Upadek imperium zła – fragment książki Papież i prezydent

Paul Kengor
fot. DERRICK CEYRAC/East News

Spotkanie Michaiła Gorbaczowa z Janem Pawłem II było „symbolicznym” momentem kapitulacji. 1 grudnia 1989 roku komunistyczna wojna z Karolem Wojtyłą i duchowieństwem, prowadzona od dziesięcioleci, dobiegła końca.

Nikt, kto był świadkiem wydarzeń 9 listopada 1989 roku, szybko o nich nie zapomni. Tego dnia wschodni Niemcy z pewnością siebie wspinali się na mur berliński, który przez trzy dekady oddzielał ich od zachodnich braci. Każdego innego dnia, począwszy od 13 sierpnia 1961 roku, coś takiego byłoby nie do pomyślenia: wschodnioniemieccy strażnicy zastrzeliliby ich na miejscu. Ale teraz ci, którzy wchodzili na mur, byli bezpieczni. Działo się tak dlatego, że władze komunistyczne po raz pierwszy pozwoliły na swobodny przepływ ludzi przez wschodnioniemiecką granicę. A mur berliński runął.
Dziewiątego listopada 1989 roku nie tylko upadł mur berliński. Zważywszy że mur był barierą fizyczną odcinającą świat komunistyczny, stanowił symbol żelaznej kurtyny, choć był kurtyną z betonu i drutu kolczastego. Dlatego jego upadek w tym dniu symbolizował koniec żelaznej kurtyny. Reżimy komunistyczne w całym bloku wschodnim wkrótce upadły – podobnie jak z czasem sam Związek Radziecki.
 
Zburzyć ten mur!
Ronald Reagan był wprost zachwycony wydarzeniami 9 listopada 1989 roku. Od dziesiątków lat nawoływał do zburzenia muru berlińskiego. Jego pierwsze publiczne oświadczenie na ten temat pojawiło się w słynnej debacie z Robertem F. Kennedym w 1967 roku. A zaledwie dwa lata wcześniej, pod Bramą Brandenburską, wezwał Gorbaczowa, aby „zburzył ten mur”.
A teraz, niecały rok po zakończeniu prezydentury Reagana, mur upadł. A on z radością mógł się przyglądać upadkowi nie tylko muru berlińskiego, ale i całego bloku wschodniego.
Tuż przed opuszczeniem Gabinetu Owalnego Regan spotkał się z Natanem Szaranskim, rosyjskim Żydem, który pierwszy odczytał ostrzeżenia Reagana przed „imperium zła” w radzieckim obozie pracy. Szaranski był poruszony tym, że „przywódca wolnego świata powiedział prawdę” – i rozpowszechnił przesłanie Reagana po całym stałym obozie pracy nr 35, stukając w ścianę swojej celi więziennej. Potem, w 1986 roku, Szaranski znalazł się wśród więźniów politycznych zwolnionych przez Michaiła Gorbaczowa – pod silnym naciskiem Reagana i jego administracji. W styczniu 1989 roku Szaranski był gościem w Białym Domu, a prezydent Reagan wręczył mu Złoty Medal Kongresu. Podczas ceremonii Szaranski powiedział Reaganowi, który dziewięć dni później miał opuścić gabinet, że ilekroć dopadną go jakieś „smutne chwile”, będzie myślał o swojej „szczęśliwej rodzinie” i o wszystkich ludziach, „którzy są dzisiaj wolni nie dzięki dobrej woli radzieckich przywódców, lecz dzięki swojej walce i pańskiej walce”.
Wiosną 1989 roku coś zdumiewającego działo się w Polsce Karola Wojtyły. Czwartego kwietnia, po dwóch miesiącach negocjacji z Solidarnością i innymi ugrupowaniami opozycyjnymi, polska partia komunistyczna usankcjonowała coś, co do tej pory było nie do pomyślenia: wolne i uczciwe wybory parlamentarne. Wśród innych ustaleń znalazło się wprowadzenie urzędu prezydenta, oficjalne uznanie Solidarności jako partii politycznej i utworzenie wyższej izby ciała ustawodawczego, w której wszystkie sto miejsc miało być obsadzonych w drodze wyborów. Wybory zapowiedziano na 4 czerwca, prawie pół stulecia po tym, jak Stalin obiecał wolne i uczciwe wybory w Polsce, a Franklin Delano Roosevelt zaufał zapewnieniom „Wujka Joe”.
W efekcie polskie porozumienie wyznaczyło śmierć warszawskiego reżimu komunistycznego.
 
Najlepszy przyjaciel Reagana
Kiedy zbliżały się czerwcowe wybory w Polsce, Ronald Reagan, cieszący się emeryturą w Kalifornii, przyjął w swoim gabinecie w Century City niedaleko Hollywood kilku polskich gości. Chris Zawitkowski, Polak z pochodzenia, który po zakończeniu zimnej wojny stanął na czele Polsko-Amerykańskiej Fundacji na rzecz Badań i Edukacji Gospodarczej, przyprowadził ze sobą innego Amerykanina polskiego pochodzenia i dwóch członków Solidarności, którzy odbyli długą drogę, żeby spotkać się ze swoim bohaterem. Przyjechali wyrazić swoją wdzięczność i poprosić o radę. Zawitkowski spytał Reagana, weterana wielu kampanii, czy mógłby coś zasugerować dwóm członkom Solidarności przygotowującym się do czerwcowych wyborów.
Bez wątpienia goście oczekiwali, że Reagan, który odniósł wspaniałe zwycięstwa polityczne, najpierw w Kalifornii w wyborach na gubernatora, a później na prezydenta Stanów Zjednoczonych, podzieli się z nimi swoim doświadczeniem na tym polu. Jednak Reagan, sięgając w swojej odpowiedzi na to pytanie wyższych rejonów, udzielił działaczom rady w stylu Jana Pawła II: „Słuchajcie swojego sumienia, ponieważ tam przemawia do was Duch Święty”.
Skinęli głowami z podziękowaniem, jeśli nie ze zdziwieniem.
Potem były prezydent znowu wykonał nieoczekiwany gest i wskazał fotografię papieża Jana Pawła II, która wisiała na ścianie jego gabinetu. „To mój najlepszy przyjaciel – powiedział Reagan Polakom. – Tak, jestem protestantem, ale mimo to on jest moim najlepszym przyjacielem”.
Najlepszy przyjaciel Ronalda Reagana – papież Jan Paweł II.
Jeden z gości Reagana, członek Solidarności Antoni Macierewicz, wręczył prezydentowi prezent. Jak wielu jego rodaków, Macierewicz był aresztowany przez władze komunistyczne. Przebywając w ośrodku dla internowanych, zajmował się rzeźbieniem figurki Matki Bożej, którą teraz chciał ofiarować Reaganowi.
Reagan przyjął podarunek. Trzymając figurkę w dłoniach, powiedział, że on i Nancy będą dumni, mając w domu taką pamiątkę.
 
Polska – języczek u wagi
Reagan był również dumny z tego, co działacze Solidarności i ich koledzy osiągnęli po powrocie do Polski. W wyborach 4 czerwca kandydaci Solidarności zdobyli wszystkie z około jednej trzeciej miejsc, które jak ustalono, mogły być obsadzone metodą głosowania. A w nowo utworzonej izbie wyższej Solidarność uzyskała dziewięćdziesiąt dziewięć spośród stu miejsc.
Krótko mówiąc, Solidarność zdobyła ponad dziewięćdziesiąt dziewięć procent wszystkich dostępnych miejsc w sejmie. Komuniści nie zdobyli ani jednego.
W grudniu 1990 roku Lech Wałęsa przypieczętował zwycięstwo nad komunizmem, wygrywając pierwsze w Polsce wolne wybory prezydenckie. Wałęsa odmówił powołania rządu koalicyjnego z udziałem przedstawicieli partii komunistycznej w izbie niższej parlamentu. Ostatecznie sejm zaakceptował rząd solidarnościowy. Macierewicz, były więzień, został polskim ministrem spraw wewnętrznych.
Wałęsa kierował przejściem Polski do wolnego społeczeństwa i wolnej gospodarki.
Czerwcowe wybory 1989 roku miały reperkusje sięgające daleko poza Polskę. Michaił Gorbaczow powiedział później, iż po ogłoszeniu wyników wyborów w Polsce zrozumiał, że komunistyczna gra dobiegła końca. Wiedział, że zwycięstwo Solidarności groziło nie tylko „chaosem w Polsce”, ale „rozpadem całego obozu socjalistycznego”. Inni członkowie radzieckiego kierownictwa doszli do przekonania, że zdecydowane zwycięstwo Solidarności w Polsce oznacza załamanie się systemu radzieckiego.
Zarówno Ronald Reagan, jak i Jan Paweł II postrzegali Polskę jako „języczek u wagi w rozpadzie imperium radzieckiego” (mówiąc słowami Billa Clarka). Mieli rację. Rozpad zaczął się w Polsce Karola Wojtyły kilka miesięcy przed upadkiem muru berlińskiego.
 
„Musimy się spotkać”
Jan Paweł II cieszył się tak samo jak Ronald Reagan. Ale papież nie odchodził z urzędu, nie kończył kadencji. Miał zasiadać na tronie Świętego Piotra aż do śmierci. I wyglądało na to, że przejął od Reagana pałeczkę w bezpośrednich kontaktach z Gorbaczowem. Dla Reagana spotkania na szczycie z radzieckim przywódcą dobiegły końca, lecz dla Jana Pawła II nadszedł czas na pierwsze spotkanie osobiste.
Pierwszego grudnia 1989 roku, trzy tygodnie po upadku muru berlińskiego, świat oglądał szokującą scenę: radzieckiego przywódcę w Watykanie, uśmiechniętego i wymieniającego uścisk dłoni z papieżem. Michaił Gorbaczow przyjechał do Rzymu, aby spotkać się z Janem Pawłem II. Było to pierwsze w historii spotkanie papieża z radzieckim przywódcą. Stalin czy Lenin nigdy nie podaliby ręki papieżowi.
Minęło półtora roku, odkąd delegacja polityczna Jana Pawła II w Związku Radzieckim wręczyła Gorbaczowowi osobisty list od papieża, który sekretarz generalny od razu przeczytał. To spotkanie zapoczątkowało dialog. W sierpniu 1989 roku radziecki emisariusz przybył do Castel Gandolfo, aby przekazać papieżowi list od Gorbaczowa. Ta siedmiostronicowa epistoła, nieujawniona w tamtym czasie publicznie, świadczyła o tym, że Gorbaczow znał pisma Jana Pawła II. „Wiem, co Wasza Świątobliwość napisał” – przyznał radziecki sekretarz generalny. Pochwalił „osobistą postawę i działalność” papieża i jego „pozytywny wkład w życie międzynarodowe”. W oświadczeniu, które z pewnością spodobało się polskiemu papieżowi, Gorbaczow zapewnił: „Sądzę, że po raz pierwszy od wielkiej światowej tragedii, która dotknęła ludzkość pół wieku temu – i której pierwszą ofiarą stała się ojczyzna Waszej Świątobliwości, Polska – świat zdaje się otrzymywać nową nadzieję”. Zaapelował także do papieża, wspominając nową radziecką ustawę o wolności sumienia, która „znajduje się obecnie w fazie przygotowań”. Zrobił aluzję do nawiązania kontaktów dyplomatycznych, mówiąc o „nowym poziomie stosunków pomiędzy Związkiem Radzieckim a Watykanem”. Sekretarz generalny zakończył swój list historyczną gałązką oliwną: „Musimy się spotkać”.
Na początku września, dwa miesiące przed upadkiem muru berlińskiego, radziecki dyplomata w Rzymie zapowiedział, że Gorbaczow i Jan Paweł II spotkają się, kiedy radziecki przywódca wyruszy na Maltę na pierwsze spotkanie na szczycie z nowym amerykańskim prezydentem George’em H.W. Bushem.
Do spotkania doszło 1 grudnia. „New York Times” opisał ten moment tak: „Po raz pierwszy w dziejach przywódca ateistycznego radzieckiego komunizmu spotyka się z namiestnikiem Chrystusa”.
 
Nie czas na dyskusje
Kiedy Gorbaczow spotkał się z papieżem w watykańskim pałacu apostolskim, wydawał się skrępowany. Wielu obserwatorów uważało, że wyglądał na przytłoczonego, przejętego lękiem wobec majestatu chwili i miejsca. Po latach opisał to jako „cudowną atmosferę”.
Zasiedli razem w bibliotece, po przeciwnych stronach drewnianego biurka. Przez pierwsze pięć minut byli sami i rozmawiali po rosyjsku. Później wkroczyli tłumacze, a papież mówił na przemian po polsku i włosku, natomiast Gorbaczow nadal po rosyjsku. Spotkanie trwało mniej więcej godzinę i piętnaście minut.
Dwanaście lat później rząd rosyjski ujawnił zapis tego, co powiedzieli w obecności tłumaczy. Zapis miał ponad trzy tysiące sześćset słów. Mówił głównie radziecki przywódca.
Gorbaczow zaczął od wyrażenia podziękowań za to „spotkanie dwóch Słowian” i podziękował papieżowi za jego „wysiłki na rzecz pokoju”. Papież odpowiedział skromnie: „Staramy się”. Podziękował Gorbaczowowi za jego inicjatywy pokojowe.
Jan Paweł II wielokrotnie nawiązywał do „fundamentalnych praw człowieka”, w tym „wolności sumienia, z której bierze się wolność wyznania”. Podczas rozmowy użył słowa „sumienie” siedem razy. Potwierdził też jednostkową wolność wyboru: „Człowiek staje się wierzący z wolnego wyboru, nie można nikogo zmusić, aby uwierzył”. Dodał: „Oczywiście wolność sumienia musi obejmować baptystów, protestantów, Żydów, jak również muzułmanów”.
Gorbaczow wydawał się zgadzać. Powiedział papieżowi: „Słuchałem słów Waszej Świątobliwości bardzo uważnie, a ze swej strony chciałbym poruszyć trzy kwestie: pokój, naszą pierestrojkę i w powiązaniu z nią wolność sumienia i religii”.
Ale Gorbaczow wdał się w wywód o relatywizmie moralnym, jak to robił często z Reaganem. Pouczył papieża, że nikt nie może wysuwać żadnych roszczeń do prawdy absolutnej, z czym papież stanowczo się nie zgadzał (podobnie jak Reagan). Gorbaczow powiedział: „Nikt nie może wysuwać roszczeń do prawdy absolutnej i próbować narzucać jej innym”. Jan Paweł II zgodziłby się z drugą częścią, że „narzucanie” jest rzeczą złą.
Gorbaczow nawiązał do „ram naszego ogólnego rozumienia uniwersalnych ludzkich wartości”, ale pospiesznie dodał, że „wszystko zależy od wyboru ludzi”, że od każdego człowieka zależy, „jaką filozofię i religię przyjąć”. Papież już wcześniej stwierdził, że przekonania religijne są sprawą wolnego wyboru. Radzieckiemu przywódcy chodziło jednak o coś innego. „Niech każda ze stron pozostanie wierna sobie, szanując jednocześnie tradycje drugiej strony – powiedział Gorbaczow. – Celem podstawowym powinny się stać uniwersalne ludzkie wartości, natomiast wybór takiego lub innego systemu politycznego należy pozostawić ludziom”.
Moralna filozofia Gorbaczowa pozostawiała wiele do życzenia – co Jan Paweł II, dawny wykładowca etyki, z pewnością dostrzegł. Zastanówmy się nad oczywistym pytaniem, które nasuwało twierdzenie Gorbaczowa: a jeśli jedna strona trzymała się tradycji autorytaryzmu, totalitaryzmu, albo jeśli „ludzie” wybierali system polityczny albo politykę, która uciskała innych ludzi lub odbierała im wrodzoną godność?
Pokrętny wywód Gorbaczowa na ten temat trwał długo. Papież wtrącał zaledwie kilka słów, a radziecki przywódca podejmował przerwany wątek. Papież musiał wyczuć, że nie jest to czas na dyskusję.
 
„Dziękuję w imieniu ojczyzny”
Gorbaczow wreszcie zmienił temat i przeszedł do czegoś, co interesowało papieża znacznie bardziej: „Chcę także powiedzieć, że problemy ojczyzny Waszej Świątobliwości – Polski – są mi bardzo bliskie – powiedział radziecki przywódca. – W ostatnich latach robiłem i nadal będę robił wszystko, co w mojej mocy, aby zapewnić dobre stosunki pomiędzy Polską, Rosją i Związkiem Radzieckim”. Jan Paweł II odparł: „Dziękuję w imieniu swojej ojczyzny”.
Radziecki przywódca przeszedł do spraw bardziej praktycznych – i zrobił ważny krok naprzód – kiedy powiedział: „Mam nadzieję, że po tym spotkaniu nasze stosunki nabiorą nowego rozmachu, i zakładam, że w jakimś momencie w przyszłości Wasza Świątobliwość będzie mógł odwiedzić ZSRR”.
Była to niezwykła oferta. Jeszcze żaden papież nie postawił stopy w Moskwie.
Jan Paweł II nie przepuścił okazji. „Gdyby to było możliwe – odparł – byłbym bardzo szczęśliwy”.
Zwróćmy uwagę na tę wyważoną odpowiedź. Kto miał pozwolić na tę wizytę? Nie tylko Kreml, ale również hierarchia rosyjskiej Cerkwi prawosławnej. Ta ostatnia miała się okazać zasadniczą przeszkodą.
Kiedy rozmowa dobiegła końca, Jan Paweł II raz jeszcze podziękował Gorbaczowowi za zaproszenie do Moskwy, mówiąc: „Potrafię docenić jego wagę i znaczenie”. W odpowiedzi Gorbaczow podziękował papieżowi „za atmosferę i treść dzisiejszej rozmowy”, po czym dodał: „Liczę na to, że będziemy kontynuować ten dialog”.
Pod koniec spotkania, kiedy wyszli z biblioteki, dołączyła do nich Raisa Gorbaczowa, prawomyślna marksistowsko-leninowska żona sekretarza generalnego. Gorbaczow, teraz znacznie bardziej odprężony, powiedział do niej z uśmiechem: „Raiso, przedstawiam ci Jego Świątobliwość papieża Jana Pawła II, który jest największym autorytetem moralnym na Ziemi, a do tego Słowianinem tak jak my”. Papież odparł uprzejmie: „Tak, jestem pierwszym słowiańskim papieżem”. I dodał: „Jestem pewien, że Opatrzność utorowała drogę do tego spotkania”.
 
Drżące ręce papieża
Kiedy dwaj przywódcy rozmawiali z prasą, papież zdawał się wyczuwać wielką duchowo-polityczną doniosłość tej chwili. George Weigel zauważył, że papieżowi „drżały ręce”, kiedy wchodził na podium, żeby przemówić. Inni też zwrócili na to uwagę. Nie było to, można założyć, wczesne stadium choroby Parkinsona. Ojciec Święty wydawał się naprawdę poruszony.
Kiedy przemawiał Gorbaczow, przywódca ateistycznego imperium komunistycznego, ustawicznie nazywał papieża „Ojcem Świętym” lub „Waszą Świątobliwością”. Jak skomentował to John Koehler: „Był to doprawdy zdumiewający komplement w ustach człowieka, który podpisał się pod rozkazem dla KGB, dotyczącym «fizycznej eliminacji» papieża, «gdyby zaszła taka konieczność»”.
Gorbaczow powiedział prasie: „Miało miejsce naprawdę niezwykłe wydarzenie, które umożliwiły doniosłe zmiany zachodzące w wielu krajach i narodach”. W swoich wydanych po zimnej wojnie pamiętnikach też nazwał spotkanie „niezwykłym wydarzeniem”. Napisał, że po wizycie w Watykanie jego kontakty z Ojcem Świętym „przybrały na intensywności”, a jego rząd „stale wymieniał poglądy ze Stolicą Apostolską”. Dodał: „Jego Świątobliwość słał mi słowa poparcia i zrozumienia w najtrudniejszych chwilach”.
Tak, 1 grudnia 1989 roku papież Jan Paweł II i sekretarz generalny Michaił Gorbaczow tworzyli historię. Wywarło to szczególnie wielkie wrażenie na siostrze Łucji, która siedemdziesiąt lat wcześniej przekazała ostrzeżenie Matki Bożej Fatimskiej o błędach ateistycznego komunizmu. Ręka Boga, powiedziała starzejąca się karmelitanka, „skłoniła jednego z głównych przywódców ateistycznego komunizmu do udania się w podróż do Rzymu, by spotkać się z Ojcem Świętym i [...] uznać go za najwyższego przedstawiciela Boga [...], by wymienić z nim uścisk pokoju i prosić o wybaczenie błędów jego partii”.
Przesadą byłoby zapewne powiedzieć, że Gorbaczow przyjechał prosić o przebaczenie dla partii komunistycznej, ale jak napisał Weigel, spotkanie 1 grudnia było „symbolicznym” momentem kapitulacji. Komunistyczna wojna z Karolem Wojtyłą i duchowieństwem, prowadzona od dziesięcioleci, dobiegła końca.
Może właśnie dlatego papieżowi drżały ręce.
 
Tekst pochodzi z książki
Papież i prezydent
Paul Kengor
Bellona 2018
Tytuł, lead i śródtytuły od redakcji

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki