W Polsce o Francji myśli się jak o kraju laickim, podaje się ją niemal jako przykład upadku Kościoła. Nagle francuski ksiądz przyjeżdża do nas, Polaków katolików, żeby mówić nam o Jezusie?
– Nasza historia jest oryginalna i wyjątkowa i nie należy się w niej skupiać wyłącznie na ostatnich dwustu latach po rewolucji. Trzeba pamiętać o tym, że Kościół we Francji to Kościół Karola Wielkiego i św. Ludwika i że przez wieki Francja była dla papieży „najstarszą córką Kościoła”. Najstarsza nie oznacza tu, że jest bardziej katolicka od innych, ale że można odnieść wrażenie, iż Bóg miał wobec niej szczególne zadania i dość oryginalnie się nią z swoim dziele posłużył. Camille Pascal napisał książkę zatytułowaną Dlaczego Bóg wybrał Francję. Przekonuje w niej, że Bóg jest w Kościele i Kościół jest we Francji nawet w czasach, gdy wydaje się, że państwo z Kościołem bierze rozwód.
Wydaje mi się, że spojrzenie na sytuację Kościoła we Francji jest poza Francją zbyt pesymistyczne. Jeśli się patrzy z zewnątrz, rzeczywiście można odnieść wrażenie, że to kraj wybitnie laicki. Ale wystarczy zobaczyć, co się działo ostatnio na ulicach, choćby z powodu projektu ustaw o zapłodnieniu pozaustrojowym, kiedy na ulice w proteście wyszły tysiące ludzi. Mamy dziś w Kościele nowe pokolenie – i to jest pokolenie misjonarzy. Dawniej mieliśmy do czynienia z praktykującymi głównie z powodu tradycji. Dziś tych, którzy praktykują, jest może mniej – ale jeśli już praktykują, to robią to naprawdę świadomie i ze świadomością misyjności. Mój przyjaciel, 30-letni świecki architekt, rozpoczął organizację kongresów ewangelizacyjnych dla Paryża. Trzy lata temu wzięło w nim udział siedemset osób, dwa lata temu dwa tysiące, w tym roku było już siedem tysięcy osób, pojawiło się również ośmiu biskupów. Kościół we Francji jeszcze nie umarł!
Skąd ten duch ewangelizacji w młodych, skoro poprzednie pokolenia wierzyły tylko rytualnie, sprawiając wrażenie „wymierania Kościoła”?
– To są dzieci tych ludzi, którzy dojrzewali i zakładali swoje rodziny, kiedy papieżem był Jan Paweł II. Ludzi, którzy spotykali się z nim na Światowych Dniach Młodzieży. To przynosi owoce. Ale tych młodych trzeba również szukać i formować. Kiedy zakładałem szkołę ewangelizacyjną i mówiłem nie tylko o potrzebie bycia misjonarzem, ale i czynienia kolejnych osób misjonarzami, miałem wrażenie, że słuchacze mają mnie za dziwaka. Mówili, że to jest dobre u protestantów, ale my w Kościele katolickim nie mamy takich zwyczajów. Jesteśmy dobrymi chrześcijanami i wystarcza nam promieniowanie przykładem.
Dziś zdajemy sobie sprawę, że świadectwo, które dajemy własnym życiem, jest ważne, ale nie jest wystarczające. Jan Paweł II w Redemptoris missio pisał, że wiary nie można narzucać, ale należy ją proponować, i że wiara się wzmacnia, kiedy jest darem dla drugiego. Podczas swoich spotkań mówię słuchaczom: „Chcecie wiedzieć, jak silna jest wasza wiara? Jan Paweł II mówił, że kiedy Kościół był misyjny, cieszył się dobrym zdrowiem, a kiedy działalność misyjną porzucał, wówczas przeżywał kryzys. Chcecie się wiarą dzielić czy wystarcza wam przeżywanie jej w rodzinie, w małej parafii, bardzo pobożnie, raz w tygodniu w kościele? Jeśli nie chcecie się nią każdego dnia nieustannie dzielić, to być może – nawet nie zdając sobie z tego sprawy – przeżywacie kryzys. Jeśli chcecie go przełamać, musicie znaleźć na niego sposób”. Lekarstwo wskazywał nam Jan Paweł II, a obecnie Franciszek: bądźcie szczęśliwi, bądźcie wierni, bądźcie misjonarzami.
Po swoim nawróceniu grał Ksiądz w jednym z pierwszych chrześcijańskich zespołów rockowych, co wtedy było nie do pomyślenia. Pisze Ksiądz, że to przestrzeń, którą trzeba ewangelizować od wewnątrz. Każda przestrzeń do takiej ewangelizacji się nadaje? Czy są takie współczesne areopagi, na które by ksiądz nie poszedł?
– Znów wrócę do Jana Pawła II, który jest moim mistrzem. Pisał on dużo o ewangelizacji, również o ewangelizacji takiej przestrzeni jak internet, w której – jak wiemy – nie brakuje rzeczy naprawdę wstrętnych. Pierwszym odruchem księdza może być powiedzenie młodzieży: „W ogóle się do tego nie zbliżajcie! To zbyt niebezpieczne!”. Rozumiem ten lęk, ale to nie jest rozwiązanie. Rozwiązaniem jest wypełnić przestrzeń internetu treściami, które będą wartościowe.
Jan Paweł II pisał, że mamy być obecni na wszystkich współczesnych areopagach, wszędzie tam, gdzie spotykają się dzisiejsi ludzie. Jeśli chodzi o muzykę, rzeczywiście graliśmy rocka, używając go do ewangelizacji. Dziś znam niemiecką grupę, która w tym samym celu gra heavy metal. Dla mnie to brzmi zbyt szatańsko, nie potrafiłbym tak – ale cieszę się, że chrześcijanie są obecni również w tym środowisku i że tam zajmują się ewangelizacją. Nawet jeśli się z tą muzyką nie zgadzam, to dobrze, że oni potrafią to zrobić i nawet taką muzykę wykorzystywać dla czyjegoś dobra.
W Polsce kilka lat temu toczyły się dyskusje wokół zasadności prowadzenia duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Dziś taki sam problem mamy z duszpasterstwem osób homoseksualnych. To też są przestrzenie do „ewangelizowania od wewnątrz”?
– Stoimy tu na cienkiej granicy, ale Jezus również o tym myślał i również na tej granicy stawał. Kościół nie przestaje mówić o tym, co jest najzdrowsze dla ludzi, nie przestaje nazywać po imieniu dobra i zła. Jezus mówił do jawnogrzesznicy: idź i nie grzesz więcej. Ale z drugiej strony ten sam Jezus jadł z grzesznikami i celnikami, pozwalał jawnogrzesznicy się dotykać. Faryzeusze się oburzali, jak tak można, dlaczego pozwala ludziom uznawanym na nieczystych tak mocno się do siebie zbliżać!?
Co się dziś zmieniło? Nic. Ciągle chodzi o to samo. Co się dzieje, jeśli przyjmę homoseksualistę? Usłyszę: „Mój Boże, jaki on się zrobił liberalny! Zapomniał o tym, co jest ważne! Grzeszy razem z nimi!”. Spotykam się z ludźmi homoseksualnymi, spotykam się z ludźmi żyjącymi bez sakramentów. Nie zapominam o wzorze, o wartościach i prawdzie, ale też zachowuję szacunek dla człowieka nawet wtedy, gdy od Boga odchodzi. Jestem przekonany, że tak właśnie rozumie to również papież Franciszek, że taka jest też jego postawa.
Księdza życie nie było proste, całe dzieciństwo naznaczone było przemocą. Wiary się Ksiądz nie uczył, nie odkrywał jej intelektualnie, ale w jednym momencie doświadczył spotkania. Może tak jest łatwiej?
– Często słyszę: „Ksiądz miał szczęście, bo dostał taką szansę”. Moja odpowiedź brzmi zawsze tak samo: to wy mieliście szczęście. Dostaliście możliwość, której ja nie miałem, możliwość wzrastania w rodzinach, w których wiara była pielęgnowana. Dziś mam 53 lata, a ten pierwszy okres życia, który spędziłem w świecie przemocy, wciąż się w mnie budzi i muszę go tłumić. Obraz, kiedy coś się diametralnie zmienia, robi większe wrażenie niż życie, które stopniowo i powoli dojrzewa, przenikane dobrem. Ale ja najbardziej podziwiam tych cichych, skromnych ogrodników, którzy pielęgnują wiarę każdego dnia i pozwalają jej wzrastać.
Ważne, żeby wiedzieć, że istotą wiary rzeczywiście jest spotkanie. Swoim studentom w szkole ewangelizacji mówię, że najważniejsze, co mogą zrobić, to dać świadectwo przyjaźni z Jezusem. Jeśli słuchający ich ludzie zrozumieją, kim jest Jezus, to zrozumieją również wszystko, czego On naucza. Jeśli ktoś nie zna Jezusa, całe nauczanie moralne będzie tylko moralizatorstwem. Kiedy moi ewangelizatorzy spotykają się z agresją, choćby z powodu trudności, jakie pojawiają się w Kościele, nie wdają się w spory. Wiedzą, że najważniejsze jest pokazanie innym wagi osobistej relacji z Jezusem, doprowadzenie do bezpośredniego z Nim spotkania. To spotkanie wszystko wyjaśnia i tłumaczy.
Ks. René-Luc dzieciństwo spędził w ogromnej biedzie materialnej i duchowej. Jego rodzeństwo miało różnych ojców, on swojego nie znał. Gdy miał kilka lat, jego matka związała się z przestępcą. W rodzinie pojawiła się przemoc, która zniszczyła również relacje między rodzeństwem i relacje dzieci z matką. Po pewnym czasie ów mężczyzna trafił do więzienia, i w końcu na oczach dzieci i ich matki popełnił samobójstwo, strzelając do siebie. Dorastanie w takich warunkach źle wpłynęło na René-Luca, który zaczął kraść, uciekać motocyklem przed policją, podniósł również rękę na własną matkę. Wtedy trafił na spotkanie z Nicky Cruzem, szefem gangu z Nowego Jorku – nie wiedział wówczas, że ów gangster jest nawrócony. Spotkanie z nim zmieniło życie René-Luca: został księdzem, dziś zajmuje się ewangelizacją. Swoją historię opisuje w wydanej niedawno w Polsce książce Serce pełne Boga.