Stanie się tak, bo ta niesłychanie istotna dziedzina ludzkiego życia jest dziś polem ostrej ekspansji ideologicznej. Ekspansja zaś wymaga obrony, a tu potrzeba rzeczowych argumentów. Owym ideologom trzeba więc równie usilnie uświadamiać, że Kościół instytucjonalny i ludzie wierzący nie przeciwstawiają się edukacji seksualnej jako takiej, lecz chcą wiązać seksualność z miłością, szacunkiem, wiernością i odpowiedzialnością. Trzeba im przypominać, że już Sobór Watykański II mówił o potrzebie „pozytywnego i mądrego wychowania seksualnego”, skierowanego do dzieci i młodzieży, „odpowiedniego do wieku”, „wykorzystując postęp nauk psychologicznych, pedagogicznych i dydaktycznych”. Trzeba powtarzać, że katolicy nie boją się seksu, lecz przeciwstawiają się takiej edukacji seksualnej, która sferę ludzkiej płciowości banalizuje, ograniczając ją do przekazu na temat tzw. bezpiecznego seksu. Trzeba, wreszcie, wyjaśniać, że katolickie podejście do seksualności nie jest próbą wymuszania na „owieczkach” ślepego posłuszeństwa wobec jakichś nieracjonalnych nakazów i zakazów, lecz stanowi propozycję prawdziwie owocnego i szczęśliwego spełnienia się przez kobietę i mężczyznę.
Przypomina mi się tutaj odpowiedź, jakiej Jan Paweł II udzielił młodemu Francuzowi podczas spotkania na paryskim stadionie. Na pytanie, „dlaczego nauczanie Kościoła w dziedzinie moralności seksualnej jest tak rygorystyczne”, papież Wojtyła odparł: „Jeżeli zastanowicie się gruntownie i przemyślicie sprawę do końca – tłumaczył – ręczę wam, że zobaczycie jedno: Kościół stawia w tej dziedzinie tylko takie wymagania, które są ściśle związane z prawdziwą, czyli odpowiedzialną miłością małżeńską i rodzicielską”.
Myślę, że przyszłość dyskusji o edukacji seksualnej w Polsce w znacznej mierze będzie zależała od tego, czy świeccy będą w stanie przekonywająco „pociągnąć” tę myśl Jana Pawła II, ukazując otoczeniu uniwersalność nauczania Kościoła. Zwłaszcza rodzice powinni sobie uświadomić, że seksualna świadomość ich dzieci poddawana jest dziś szczególnie intensywnej obróbce. Nie mogą one być zdane na „wiedzę” z internetu. W takim starciu nie mają szans. Podobnie jak trzeba je bronić przed tymi, którzy głośno krzyczą, że Kościół chce karać za edukację seksualną. Dlaczego krzyczą, skoro od 1999 r. polskie szkoły prowadzą przedmiot pod nazwą wychowanie do życia w rodzinie, uwzględniający także wychowanie seksualne? Dobrze o tym wiedzą. Ważne, żeby wiedzieli o tym rodzice i żeby potrafili określić, na czym polega różnica pomiędzy edukacją seksualną a indoktrynacją.