Z tej próby Kornel Morawiecki wyszedł zwycięsko, jako założyciel i przywódca „Solidarności Walczącej”, której nazwa zawsze będzie się kojarzyła z jego imieniem. Dziwną koleją losu w wolnej Polsce, o którą walczył w podziemiu, przegrał jako polityk, choć przecież dochował się syna premiera. Jednak mimo wszystko – zważywszy, czego w całym życiu dokonał – odszedł od nas jako jeden z wielkich Polaków. I takim winien zostać zapamiętany.
Choć z urodzenia warszawiak, studia wybrał we Wrocławiu. A miasto nad Odrą, podobnie jak Gdańsk, było wówczas prawdziwym tyglem wolnej myśli w zniewolonym przez komunistów kraju. Morawiecki czuł się tam jak ryba w wodzie i ostatecznie związał się z Wrocławiem. Od czasu studenckich strajków solidarnościowych 1968 r. uczestniczył tam chyba we wszystkich akcjach wymierzonych w totalitarną władzę. A w 1981 r. został wrocławskim delegatem na I Krajowy Zjazd NSZZ „Solidarność”.
W ramach Związku był jednym z tych, którzy nie ufali władzy, upierając się, że jedynym skutecznym i długotrwałym sposobem walki z nią jest działalność podziemna, jak w czasach jawnej okupacji. Stan wojenny w pewnym sensie potwierdził tę diagnozę, a Kornel Morawiecki, uniknąwszy aresztowania, z całą energią zabrał się za tworzenie utajnionych struktur oporu. Ponieważ bazowały one na ludziach „Solidarności”, nazwa Związku pojawiła się w nazwie jego podziemnej organizacji. Hasło „Solidarność Walcząca” niosło czytelne przesłanie: tak jak dziesięć milionów zrzeszonych akceptujemy ideały „Panny S” – jak wtedy mówiono – ale w odróżnieniu od większości nie wierzymy, by z komunistami można byłoby kiedykolwiek się dogadać. Ich można tylko pokonać.
Przez cały okres jaruzelszczyzny „Solidarność Walcząca” – na tle rozległej panoramy niejawnych i półjawnych zrzeszeń – była jedynym dużym środowiskiem konsekwentnie zakonspirowanym, niemającym w kraju żadnych dyskretnych, półoficjalnych reprezentantów. Jako jedyna prowadziła, podobno z sukcesami, własny kontrwywiad – w wojsku oraz służbach specjalnych. Jako jedyna wreszcie kierowała swą aktywność nie tylko na obszar Polski, lecz także ku jej sąsiadom, zniewolonym przez tego samego ciemięzcę. Morawiecki był zresztą, jeszcze przed 13 grudnia 1981, współautorem solidarnościowego „Posłania do ludzi pracy Europy Wschodniej”, które szczerze rozjuszyło włodarzy Kremla.
Firmowym znakiem jego politycznej aktywności w III Rzeczypospolitej był zdecydowany sprzeciw wobec układu, jaki wytworzony został po rozmowach w Magdalence oraz „okrągłym stole”. Taka postawa nie była wtedy popularna, a ludzie, niesieni entuzjazmem czerwcowego zwycięstwa, skłonni byli uwierzyć, że odtąd wszystko pójdzie dobrze. Kornel Morawiecki w to nie wierzył, zresztą chyba nie najlepiej nadawał się na polityka czasu pokoju. Jego żywiołem była walka. Jakkolwiek oceniać ten etap jego aktywności, nie zmieniał zdania jak chorągiewka. Wśród polskich polityków to rzadka zaleta.
Na kilka dni przed śmiercią prezydent Andrzej Duda odznaczył go orderem Orła Białego – najstarszym i najczcigodniejszym polskim odznaczeniem.