Oczywiście z pewnymi rozwiązaniami można się zgadzać lub nie w zależności od poglądów politycznych. Zapewne łamy „Przewodnika Katolickiego” to nie miejsce na analizę wynikającą z partyjnych sympatii czy antypatii. Ale warto na moment zatrzymać się nad czymś, co możnaby określić jako swoistą filozofię polityczną, która kryje się za przedstawionymi w programie PiS rozwiązaniami.
Aksjologicznie ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego określa się jako prawica opierająca się na nauczaniu Kościoła katolickiego. Sporo więc miejsca poświęca na tematy, które dla chrześcijan są istotne, jak sytuacja rodziny, ideologia gender, godność człowieka czy poszanowanie życia ludzkiego na wszystkich jego etapach (choć akurat jeśli idzie o kwestię zwiększenia ochrony życia program bardzo wymownie milczy). Ale jest punkt, w którym ten dokument wydaje się może nie sprzeczny, ale idący w innym duchu niż społeczne nauczanie Kościoła.
Tym, co uderza w lekturze programu PiS-u, jest absolutny kult państwa. Słowo „państwo” pada w tym dokumencie 370 razy. Ta statystyka jednak nie jest czystym zbiegiem okoliczności. Z lektury programu wynika, że to państwo ma być lekarstwem na wszystkie problemy. Nie można ufać ludziom ani samorządom, wszystko powinno być w gestii państwa. Więcej nadzoru państwa nad sędziami i prokuratorami. Wprowadźmy państwowymi metodami samorząd dziennikarzy. Państwo ma kupować banki i nadawać kierunki gospodarce. Państwo, państwa, państwu, państwowy – odmianie tego rzeczownika nie ma końca w programie partii rządzącej.
Zapewne to polemika z tymi, którzy przekonywali, że to już koniec państwa, że teraz już idziemy wyłącznie w kierunku organizacji międzynarodowych. Takie podejście z pewnością było przesadą. Kłopot w tym, że przesada w drugą stronę jest też nieuzasadniona. Po pierwsze, można postawić ważne pytanie – jak często młody człowiek myśli o państwie? Czy to jest horyzont jego myślenia? Czy państwo powinno nieustannie ludziom pomagać, czy też powinno dać im święty spokój – zapewnić warunki do tego, by rozwijali swoje pasje, zainteresowania, swoją przedsiębiorczość. Z programu PiS-u wynika, że ludzie to stado owiec, które bez państwa, będącego im wyznaczać kierunki, pójdzie w kierunku przepaści. Czy tak jest rzeczywiście?
Sęk w tym, że katolicka nauka społeczna uczy, iż podstawą działania państwa jest zasada pomocniczości. Czyli jeśli gdzieś nie radzi sobie rodzina, wchodzi gmina, by ją wesprzeć. Gdy nie gmina nie może sobie poradzić, wchodzą władze powiatowe. Tam, gdzie powiat jest za słaby, pojawia się państwo na poziomie centralnym. Pomocniczość szanuje indywidualną aktywność człowieka.
Etatyzm zaś opiera się na niewierze w to, że indywidualnie ludzie mogą coś osiągnąć. Wiara w to, że musi przyjść państwo i nimi pokierować, nie ma wiele wspólnego z katolicką nauką społeczną. I tu leży najgłębszy problem z programem PiS-u.