Logo Przewdonik Katolicki

Pouczająca korespondencja

ks. dr Mirosław Tykfer
Fot. Massimiliano Migliorato CPP Polaris/ East News

Prawie 200 naukowców napisało list otwarty do władz rzymskiego instytutu studiów nad rodziną. Obawiają się, że nowa jego odsłona jest zerwaniem z nauczaniem Jana Pawła II. Pod listem podpisali się także polscy naukowcy.

Adresatem listu jest Wielki Kanclerz Papieskiego Instytutu Jana Pawła II w Rzymie abp Vincenzo Paglia oraz ks. prał. Pierangelo Sequeri, rektor instytutu. Sygnatariusze wyrażają zaniepokojenie z powodu usunięcia dwóch kluczowych dla instytutu wykładowców oraz domagają się przywrócenia ich do pracy. Czytamy, że podpisani „nie widzą żadnego przekonującego powodu, czy to naukowo-akademickiego, czy doktrynalnego, czy też dyscyplinarnego, który uzasadniałby ich usunięcie ze stanowisk”.
Jak podaje KAI, wśród sygnatariuszy są m.in. prof. Hanna-Barbara Gerl-Falkovitz z Niemiec, prof. Stephan Kampowski, prof. Michael Waldstein, wielu profesorów ze Stanów Zjednoczonych i innych krajów, a także Polacy: ks. prof. Paweł Bortkiewicz z UAM w Poznaniu, ks. dr Paweł Gałuszka z Krakowa, ojcowie Jarosław Kupczak i Robert Plich z UP JP II, ks. prof. Jarosław Merecki z KUL.
Tak szeroko zakrojona obrona ks. Livio Meliny oraz ks. José Noriegi, bo o nich mowa w liście, ma jednak swoje głębsze motywy. Otóż zaniepokojenie naukowców dotyczy zarzutu, jaki stawia się abp. Paglii, jakoby zamierzał on zerwać z nauczaniem Jana Pawła II i że właśnie dlatego zwolnił on tych dwóch, a nie innych profesorów.
 
Cel: odnowić studia nad rodziną
Przypomnę, że Instytut Papieski Jana Pawła II w Rzymie powstał na polecenie polskiego papieża w 1982 r., tuż po publikacji adhortacji Familiaris consortio (1981), po zakończonym pierwszym synodzie o rodzinie. Po kolejnym, zwołanym przez Franciszka, który zaowocował adhortacją Amoris laetitia, obecny papież postanowił odnowić formułę instytutu. Zmienił jego nazwę na Papieski Instytut Teologiczny Jana Pawła II dla Nauk i Małżeństwie i Rodzinie oraz ustanowił nowego kanclerza i rektora. Nowe statuty przewidują znaczne poszerzenie tematyki studiów na obszary nauk humanistycznych, co było życzeniem samego Franciszka, wyrażonym w papieskim motu proprio Summa familiae cura z 8 września 2017 r., który to dokument reformę instytutu zainicjował.
W „Przewodniku” o zmianach w instytucie pisał już ks. Artur Stopka (PK 34). Do sprawy jednak powracamy, ponieważ napięcie wokół reformy nie maleje. Tym bardziej że wydaje się ona kolejną odsłoną sporu, jaki w Kościele toczy się wokół adhortacji Amoris laetitia. Bo odnowa instytutu papieskiego ma tę właśnie pierwotną intencję: odnowić studia nad rodziną w świetle tejże adhortacji.
Poniżej publikujemy wymianę korespondencji, jaka miała miejsce między redakcją włoskiego dziennika katolickiego „Avvenire” a ks. prof. Livio Meliną. A że „Avvenire” jest gazetą należącą do Konferencji Episkopatu Włoch, poznanie tej dyskusji może być dla nas bardzo pouczające. Daje nam ona wgląd w to, co naprawdę dzieje się wokół instytutu, i pomaga odpowiedzieć na pytanie, czy uprawnioną jest opinia, którą podtrzymuje znaczna część mediów prawicowych w Polsce, jakoby papież Franciszek świadomie zrywał z nauczaniem Jana Pawła II. W korespondencji z redakcją pojawiają się także polskie nazwiska, co tym bardziej uzasadnia jej tutaj publikację.
 
 
Artykuł Luciano Moi na temat krytyków reformy Franciszka, opublikowany w „Avvenire” 30 lipca br.
Nie ma żadnej czystki w Instytucie Papieskim Jana Pawła II. Żadnej czystki, żadnej woli wymazania tego, co zbudował papież Wojtyła, żadnej strategii na postawienie do kąta teologii moralnej i zastąpienia jej zdezorientowaną socjologią postmodernistyczną. W tych dniach pojawiły się głosy, krążące między barem sportowym, internetem a niektórymi mediami – wprowadzanymi w błąd bądź zwyczajnie niedoinformowanymi – które próbowały nakreślić obraz zmian zmierzających do odnowienia Papieskiego Instytutu Teologicznego Jana Pawła II. Zresztą zainicjowanych przez papieża Franciszka dokumentem Summa familiae cura, zawierającym strategię pogłębienia tych wysoce specjalistycznych studiów nad rodzinną.
 
Ile jest w nich prawdy? Nie ma żadnej. Większość wykładowców, którzy nauczali w instytucie przed jego odnową, będzie nadal tam pracować. Zgodnie z wymogami statutowymi, w ostatnich kilku dniach zostały wysłane listy – co wyraźnie zakłada Summa familiae cura – zapowiadające wygaśnięcie działalności [poprzedniego] instytutu, a zatem, zgodnie z prawem kanonicznym, nieaktualność zajmowanych stanowisk. W najbliższym czasie zostaną wystosowane podobne pisma do prawie wszystkich wykładowców. Jedyne dwa przypadki braku potwierdzenia tych pism dotyczą profesorów, których zatrudnienie na dotychczasowych stanowiskach było obiektywnie nie do utrzymania. Pierwsza dotyczy Ojca José Noriegi Bastosa, który jako przełożony generalny Instytutu Religijnego „Discípulos de los Corazones de Jesús y María” nie może być jednocześnie [pełnoetatowym, ordinario – przyp. red.] pracownikiem katedry w instytucie papieskim. Wskazania Veritatis gaudium (nr 29) i kanonu 152. Kodeksu prawa kanonicznego mówią o tym jasno. Biskupa, przełożonego generalnego, ale nawet proboszcza nie można jednocześnie mianować pracownikiem katedry. Dlatego ojciec Noriega automatycznie stracił swoje zatrudnienie.
Drugi przypadek dotyczy prałata Livio Meliny, jednego z założycieli CL w regionie Veneto, byłego dziekana instytutu i profesora teologii moralnej fundamentalnej. Nieprzedłużenie umowy o zatrudnieniu wynika z faktu, że katedra zostało podzielona „na dwie części: nauczanie o moralności małżeństwa i rodziny oraz etyka teologiczna życia”, jak czytamy w oświadczeniu instytutu. Tak więc teologia moralna „tak”, ale w odniesieniu do „małżeństwa i rodziny”. Podobnie jak nie naucza się [w instytucie] teologii sakramentalnej ogólnie, ale w konkretnym odniesieniu do małżeństwa i rodziny. Z tą samą specjalizacją rodzinną, zgodną z nowym porządkiem papieskiego instytutu, który w przeciwieństwie do wcześniejszego, będzie mógł sam nadawać tytuły akademickie (jure proprio) oraz kształtować inne nauki teologiczne w taki sposób, aby pomagały one lepiej zrozumieć znaczenie „wydarzeń historycznych, przez które Kościół będzie mógł głębiej poznać niewyczerpaną tajemnicę małżeństwa i rodziny”, jak pisze Jan Paweł II w adhortacji Familiaris consortio.
A jeśli chodzi o św. Jana Pawła II i katedrę, która nosi jego imię, nie będzie „zwolnienia” prof. Stanisława Grygla, ucznia papieża Polaka, jego przyjaciela i doradcy. Mimo wieku 85 lat, a raczej właśnie ze względu na reprezentowaną pamięć historyczną, nadal będzie on odpowiedzialny za katedrę dedykowaną Karolowi Wojtyle. W rzeczywistości odtąd kryteria wyboru nowych pracowników naukowych, które przewiduje statut – poza pilnymi potrzebami wynikającymi z aktualnych zmian – pozwolą zatrudniać wyższej jakości nauczycieli akademickich. Całkowicie mylące są też opinie dotyczące studentów, jakoby ci, którzy studiowali dotychczas, nie będą mogli ukończyć swoich studiów. Wystarczy przeczytać art. 89. Statutu, aby się przekonać, że „wszyscy studenci zapisani na studia w instytucie, zgodnie ze statutem i organizacją studiów, mogą zadecydować o kontynuacji przewidzianego dotychczas toku studiów lub dokonać przejścia na nowy”. Tak więc nawet w tym przypadku tyle hałasu jest o nic.
Czy zatem tak zarysowany obraz sytuacji, która jest bez zarzutu z punktu widzenia prawa kanonicznego i nowego planu studiów, wyczerpuje powody, które skłoniły do ​​odnowienia Instytutu Jana Pawła II? Prawdopodobnie nie. Nikt nie może zapominać, że w intensywnym okresie synodalnym, a następnie także w miesiącach następujących po publikacji Amoris laetitia, niektórzy z najwyższych przedstawicieli instytutu, wraz z niektórymi profesorami, publikowali, deklarowali oraz wygłaszali referaty, których celem było minimalizowanie zakresu zmian chcianych przez papieża Franciszka
Wiele było krytycznych uwag na temat podwójnego synodu, a następnie dotyczących treści adhortacji Amoris laetitia. Ataki tym bardziej nieprzyjemnie, że pochodzące z serca tej instytucji, która miała reprezentować, w ramach wysoko wyspecjalizowanej formacji, jeden z bodźców odnowy, a nie organizatora buntu. Czy ten, kto może się pochwalić zatrudnieniem w instytucji „papieskiej” i otrzymuje odpowiednie zaszczyty z tym związane oraz wynagrodzenie – z odpowiednią pensją – nie powinien zachowywać się spójnie z własnymi wyborami? Ale w tej kwestii zarówno abp Vincenzo Paglia, Wielki Kanclerz Instytutu Jana Pawła II, jak i dziekan instytutu, ks. prałat Pierangelo Sequeri, wolą odłożyć na bok palemki personalne i zamiast tego podkreślać ciągłość inspiracji, która poszerza horyzont badań [nowego instytutu], aby móc przywrócić siłę rodzinie w jej misji i powołaniu we współczesnym świecie.
 
 
List Livio Meliny do redaktora naczelnego „Avvenire” w odpowiedzi na artykuł
Szanowny Redaktorze Naczelny,
30 lipca 2019 r. Wasza gazeta opublikowała artykuł autorstwa Luciano Moi, odnoszący się do ostatnich wydarzeń w Papieskim Instytucie Teologicznym im. Jana Pawła II [w Rzymie – przyp. red.], w którym autor zarzucił zwolnionym z pracy w instytucie profesorom nieuczciwe „ataki” na papieża Franciszka, które [jego zdaniem – od red.] stoją w sprzeczności z zaszczytną funkcją i zobowiązaniami wynikającymi z zatrudnienia w instytucie papieskim, a także z otrzymywaną tam pensją. W tym względzie chciałbym zauważyć, że żadnemu ze zwolnionych profesorów wielki kanclerz [instytutu – od red.] abp Vincenzo Paglia nie był w stanie wskazać rzekomych „ataków” na papieża Franciszka jako przyczyny ich zwolnienia. Studenci mogą potwierdzić szacunek i wierność profesorów wobec magisterium Kościoła i panującego aktualnie Papieża, wobec którego ponawiamy wyrazy synowskiego szacunku i serdecznego posłuszeństwa jako Następcy Piotra.
Wina, o którą nas oskarża Moia, polega na „minimalizowaniu zakresu zmian chcianych przez papieża Franciszka”. Zwracając uwagę na niejasność tego wyrażenia, chcemy podkreślić, że wskazany temat należy już do naturalnej debaty teologicznej i duszpasterskiej, w której hermeneutyka odnowy zgodna z ciągłością Tradycji stanowi kryterium, które jak dotąd nigdy nie zostało zanegowane czy zmienione przez Magisterium [Kościoła – przyp. red.]. Czujemy się zobowiązani do ochrony „dobrego imienia” profesorów, którzy stali się ofiarami postanowień [nowych władz instytutu – od red.] i teraz także formułowanych wobec nich oszczerstw, ale także i przede wszystkim do obrony przysługującej im „wolności dzieci Bożych”. Są wśród nich teologowie, nie tylko doktorzy, a tym bardziej nie jacyś „nadworni pisarczycy”, zachowujący się jak kapryśne chorągiewki łapiące wiatr, czy maître à penser opłacani za wyrażanie opinii innych; ponadto wskazane motywacje odnoszące się do pobieranego wynagrodzenia, którego niektórzy są obecnie pozbawieni, uważamy za nieuzasadnione i głęboko naruszające naszą godność. Na koniec proszę mi pozwolić również na tę uwagę: zniesławienie jest nie tylko ciężkim grzechem, przeciwko któremu papież Franciszek wielokrotnie występował, ale także przestępstwem podlegającym karze. Z wyrazami szacunku.
Podpisali się również: José Noriega, Stanisław Grygiel, Monika Grygiel, Vittorina Marini, Przemysław Kwiatkowski, Jarosław Kupczak
 
Odpowiedź Luciano Moi w imieniu redakcji „Avvenire”, opublikowana 2 sierpnia br.
Jestem wdzięczny za list od Livio Meliny, który został podpisany także przez innych profesorów. Redaktor naczelny poprosił mnie, abym na ten list odpowiedział i cieszę się, że mogę to zrobić. To dobra okazja, aby bardziej merytorycznie odnieść się do podjętych działań związanych z „minimalizowaniem zakresu zmian chcianych przez papieża Franciszka” na temat rodziny, o których zwięźle napisałem 30 lipca i które to działania zostały zanegowane w liście z pewną gwałtownością. Przypomnę, dla dobra czytelników, że zaproponowane „zmiany” nie były nieprzemyślanym wyborem chwili lub pojedynczą decyzją, ale owocem długiego procesu synodalnego, który między 2014 a 2016 rokiem zaangażował także lud Boży poprzez realizację dwóch ogólnoświatowych konsultacji oraz dwóch zgromadzeń ogólnych biskupów świata, w których brali udział przedstawiciele wszystkich konferencji episkopatów. Dwa synody na ten sam temat, rok po roku, pamiętacie? To się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Być może był to znak, że papież Franciszek chciał nas trochę wstrzymać.
 

-----------
Kościół powszechny uczestniczył, wspierał i zatwierdził „zmiany” wypracowane sub Petro e cum Petroe [w jedności z Ojcem Świętym – przyp. red.], które są zawarte w dwóch Relacjach końcowych (nadzwyczajnego synodu z 2014 i synodu zwykłego z 2015) i których treść stanowi 87% Amoris laetitia. Z tego wynika, że posynodalna adhortacja papieża wyraża nadzieję, mądrość i oczekiwania całego Kościoła, tzn. tych, którzy – jako katolicy – pozostają z nim w jedności. No i teraz, w obliczu tej gigantycznej operacji, niezbędnej według papieża, aby leczyć otwarte rany i nadać nowy impuls refleksji nad rodziną i małżeństwem, jaka była reakcja niektórych przedstawicieli Instytutu Jana Pawła II? Spośród wielu tekstów, do których mamy dostęp, jest i ten: „Budowanie na skale. Klucze do odczytywania adhortacji posynodalnej Amoris laetitia”, opublikowany w książce pt. Jakie duszpasterstwo rodzin po Amoris laetitia (Cantagalli, 2016) pod redakcją Livio Meliny. Książka zawiera ponadto inne teksty referatów wygłoszonych podczas konferencji zorganizowanej przez ten sam instytut 23 maja 2016 r. Było to nieco ponad miesiąc po opublikowaniu adhortacji, która miała miejsce 9 kwietnia. Spotkanie zostało zwołane po to, aby wyjaśnić studentom, czym jest nowy dokument papieskiego nauczania. Niestety, w książce zawierającej wystąpienia są teksty, których celem jest zniszczenie punktów świadczących o nowościach w Amoris laetitia. Zacznijmy od zasady stopniowości, która zgodnie z tym, co pisze Melina na stronie 17, musi być interpretowana «zgodnie z tym, czego naucza Familiaris consortio (nr 32) i Veritatis splendor, która jest encykliką o wyraźnie doktrynalnych zamierzeniach, a zatem ma wyższą rangę nauczania [kościelnego – od red.] niż zwykła zachęta o charakterze duszpasterskim”. Nie jest dobrze, gdy powstaje przekonanie, że doktryna (prawo) pojawia się przed duszpasterstwem (człowiekiem). Z pewnością nie wynika ono z Ewangelii, gdzie jest powiedziane, że „szabat został stworzony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu” (Mk 2, 23–28). Ale pójdźmy dalej. Na stronie 19 podjęty jest temat komunii dla osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach. Według Meliny nigdzie w Amoris laetitia nie ma otwartej drogi, aby taką możliwość zakładać. Aby samemu nie wpaść w sprzeczność, Melina ignoruje przypisy 336 i 351 [które do takiej możliwości się odnoszą – od red.] – a które stanowią integralną część tekstu – i konkluduje: „Dlatego należy jasno stwierdzić, że nawet po Amoris laetitia uznanie za możliwą komunię dla rozwiedzionych żyjących w nowych związkach, poza sytuacjami wskazanymi w punkcie 84. Familiaris consortio i punkcie 29. Sacramentum caritatis, jest sprzeczne z dyscypliną Kościoła oraz nauczanie, że takiej komunii można udzielać, poza tymi kryteriami, jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła”.
 
--------------
Ale jak? Dwa synody wytyczyły via caritatis [drogę miłosierdzia – od red.], aby zweryfikować możliwość włączenia nawet osób znajdujących się w sytuacjach „nieregularnych” do życia chrześcijańskiego poprzez rozeznanie kościelne. W przypisie 351. w Amoris laetitia papież powtórzył to, co zostało już powiedziane w punkcie 47. Evangelii gaudium, że „Eucharystia nie jest nagrodą dla doskonałych, ale hojnym lekarstwem i pokarmem dla słabych”, i ktoś ma odwagę definiować te stwierdzenia jako sprzeczne z nauczaniem Kościoła? Czy teolog ma prawo korygować synody biskupów i papieża? Zwróćmy uwagę, odkładając na bok dziesiątki innych „rewizji” i pomniejszenia ważności nauczania Amoris laetitia, na inny tekst napisanego przez wykładowców Instytutu Jana Pawła II. Jest nim książka pt. „Amoris laetitia, towarzyszenie, rozeznawanie, integrowanie” (Cantagalli, 2016), autorzy: J. Granados, S. Kampowski i J.J. Perez-Soba. Podstawowa teza autorów jest taka, że ​​nauczanie papieskiego dokumentu jest obowiązujące tylko wtedy, gdy jest odczytywane w ciągłości z poprzednim magisterium Kościoła: „Kiedy w Amoris laetitia pojawia się tekst niejasny lub dyskusyjny, jedyną jego prawidłową interpretacją jest ta, która polega na czytaniu go w ciągłości z poprzednim magisterium”. Zatem w Amoris laetitia są [zdaniem autorów] fragmenty „niejasne i dyskusyjne”, co trudno uznać za wyraz dobrej woli wobec papieża. A jeśli tekst adhortacji ocenić jako „niejasny i dyskusyjny” (a właściwie kto miałby być sędzią rozstrzygającym o słuszności takiej oceny?), można go zestawić z tekstami z nauczania papieskiego z przeszłości, aby umniejszyć znaczenie wprowadzonych w nim nowości. Treść przypisu 351., która jest „bardzo ogólna”, również została odrzucona. Zdaniem autorów „nie można odnieść [tego przypisu] do przypadku osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach, bo już istnieje bardzo jasne dotychczasowe nauczanie Kościoła, które służy jako przewodnik wyjaśniający wszelkie wątpliwości” (s. 114–115). Czyli żebyśmy się dobrze rozumieli, [ich zdaniem] papież postawił przypis w niewłaściwym miejscu. Tylko że ​​w paragrafie 305. (w którym znajduje się ów przypis) mówi się właśnie o „nieregularnych” sytuacjach małżeńskich. A w odniesieniu do nauczania Kościoła z przeszłości, które wykluczałoby tę możliwość, nawet nie bierze się pod uwagę, że to, co zaproponował Franciszek, nie jest nowością w doktrynie, ale spójnym rozwinięciem zrozumienia tego właśnie poprzedniego nauczania. Z drugiej strony, jak widać w całym tekście, istniałoby nauczanie typu A (poprzednie) i typu B (Amoris laetitia).
I kolejny przykład. Tym razem czerpię z zasobu publikacji Stanisława Grygla, który 26 maja 2016 r. próbuje wyjaśnić znaczenie Amoris laetitia.
Czyni to w artykule opublikowanym w tygodniku „Il Foglio”, w którym poprzez długą serię biblijnych metafor chciałby przekazać ideę, że posynodalna adhortacja jest nieudanym eksperymentem, biorąc pod uwagę brak możliwości połączenia rozeznania konkretnych przypadków z misją głoszenia prawdy w Kościele. Cytuję tylko dwa fragmenty tego obszernego tekstu: „Amoris laetitia zmusza nas do głębokiej refleksji nad wiarą, nadzieją i miłością, czyli darem wolności otrzymanym od Boga, nie przynosi jednak jasnego przesłania o „darach Bożych”, którymi są prawda, dobro, wolność i miłosierdzie”. Co należy rozumieć: w sprawie prawdy, dobra, wolności i miłosierdzia przesłanie Amoris laetitia nie jest jasne i otwiera drogę niektórym „naszym pasterzom i arcypasterzom”, którzy – kontynuuje autor – „proponują liczne «tak, ale», które nie tyle biorą pod uwagę sumienie człowieka, ile raczej jego skłonność do zła. Jeżeli w taki sposób będziemy chcieli iść dalej – wyjaśnia Grygiel – wkrótce należy się spodziewać chaosu, w którym ludzie podlegający skłonnościom do zła będą szukać parafii, a nawet diecezji, w poszukiwaniu najbardziej przebiegłych kazuistów”.
Do tego może nas doprowadzić – twierdzi profesor – Amoris laetitia.
Te przykłady wystarczyłyby dla poparcia tezy, że dążenia wspomnianych profesorów rzeczywiście są „minimalizowaniem zakresu zmiany chcianych przez papieża Franciszka”. Ale ponieważ mówi się nawet o „oszczerstwach” i „zniesławieniu”, które miałyby być wynikiem użycia sformułowania „niemiłe ataki” [na Franciszka – od red.], pożyteczne będzie przywołanie jeszcze jednej sytuacji. Livio Melina zredagował książkę dedykowaną zmarłemu niedawno kardynałowi Carlo Caffarze (Etyka, rodzina i życie 2009–2017) i 3 grudnia 2018 r. wziął udział w jej prezentacji. Przy tej okazji między innymi stwierdził, że „Kardynał Carlo Caffarra, który z powodu dziwnego losu zmarł 6 września 2017 r., zaledwie dzień przed wyjściem motu proprio [dokumentu papieskiego o reformie instytutu – od red.] – dzięki któremu papież położył kres Instytutowi Jana Pawła II, a którego narodziny kardynał miał okazję oglądać – tak jakby Bóg chciał go zachować przed oglądaniem «tej rzeczy»”. Zapytam więc, czy tego typu stwierdzenia należy rozumieć za przejaw „synowskiego szacunku i serdecznego posłuszeństwa” następcy Piotra, jak pisze w liście prałat Melina? Decyzja papieża Franciszka staje się w ten sposób, z podkreśleniem balansującym między sarkastycznym a pogardliwym, „tą rzeczą”. A ponadto wyraża się wdzięczność, że jakaś osoba umarła, zanim zobaczyła to, czego oczekiwał papież? Jest mi bardzo przykro, że jestem zmuszony gorzko na takie zachowania reagować wobec czytelników „Avvenire”.

 Tłumaczenie: ks. Mirosław Tykfer

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki