Logo Przewdonik Katolicki

Jak wygrać sprawę, a nie tylko siebie

ks. dr Mirosław Tykfer
fot. Ksenia Shaushyshvili

W prostych relacjach rodzinnych czy przyjacielskich jest tak, że jeśli jest konflikt, to zwykle próbuje się go rozwiązać przez rozmowę: szczerą, głęboką, uczciwą… Ludzie wtedy muszą zakładać, że ten drugi będzie chciał go wysłuchać i zrozumie jakoś jego, a nie tylko swoje racje.

Rozmowa, rozmowa, rozmowa… bez rozmowy, nawet jeśli przybiera ona postać kłótni, nie ma rzeczywistego rozwiązania problemów. Są tylko pozory, jak cisza przed burzą.
Bywają jednak i takie sytuacje, w których konflikty rodzinne nigdy nie znajdują zakończenia w rozmowie. Praktykuje się wówczas metodę zakopywania emocji. Pozakrywane, niewypowiedziane uczucia są wówczas jak miny na szerokim polu, które budzą zdziwienie, gdy tak intensywnie wybuchają przy kolejnych, nawet błahych konfliktach.

Bywa też tak, że w rodzinach w ogóle się ze sobą poważnie nie rozmawia, że metodą jest przeczekanie… czasami bardzo bolesne, krzywdzące kogoś przeczekanie… gdzie brakuje prawdy i wzajemnego wysłuchania, gdzie gromadzą się niepotrzebne domysły i nieprawdziwe dopowiedzenia. Bywają też takie rozstania, w których komuś zabrakło odwagi na rozmowę, na szczerość, na wzięcie odpowiedzialności za drugiego przez powiedzenie mu prawdy, nawet tej bolesnej.

Jeśli tak jest między nami w rodzinach i relacjach przyjaźni, jak skutecznie budować coś więcej? Jak tworzyć naród, jak szukać dobra wspólnego, a nie tylko swojego?
Znane jest pytanie stosowane jak klucz w zrozumieniu istoty „porozumienia bez przemocy”: chcesz zachować racje czy relacje? I moglibyśmy się rzeczywiście oburzać, gdyby ktoś chciał zastosować tę praktykę szerzej, nie tylko w kontekście relacji rodzinnych czy przyjacielskich, ale w całym społeczeństwie. Bo jak budować jedność ludzi przy rezygnacji z racji, czyli z prawdy? Czy nie na tym właśnie polega zgniły kompromis, że na jakiś czas przynosi spokój, ale z biegiem czasu prowadzi do jeszcze większego chaosu? Czy da się w ogóle jakąkolwiek jedność społeczną zbudować bez zwycięstwa tych właściwych racji? Czy naszym obowiązkiem nie jest te słuszne racje wręcz wykrzyczeć? 

W „porozumieniu bez przemocy” dodaje się jednak jedną istotną rzecz: cierpliwość, czyli miłość. Nie chodzi o zakopanie własnych racji, a tym bardziej nie wtedy, gdy mamy bardzo głębokie przekonanie, że ten drugi się myli. Nie o minowanie siebie ukrytymi emocjami tutaj chodzi, żeby nie rozmawiać i przeczekać. A tym bardziej nie o udawanie, że właściwie wszystko jedno. Nie, nie może być nam wszystko jedno. Prawda jest jedna. Nie mogą być słuszne racje ze sobą sprzeczne. Ktoś, kto został skrzywdzony, ma prawo usłyszeć „przepraszam”. Ktoś, kto zranił, ma obowiązek przeprosić. Ma obowiązek doprowadzić do rozmowy, w której powie, co tak naprawdę się stało. Takie są wymogi prawdy. Taki jest fundament, na którym relacje da się w sposób trwały budować. Tylko… właśnie, tylko że czasami potrzeba trochę czasu. Czasami miłość ma szansę ocaleć tylko z powodu cierpliwego oczekiwania, aż prawda znajdzie światło dzienne. Nawet jeśli to oczekiwanie oznacza chwilowy dystans. Bo kto będzie chciał rozmawiać, mówić prawdę, przepraszać, jeśli nie będzie widział szansy na odbudowanie miłości? Czy jakakolwiek rozmowa ma szansę być głęboką i uczciwą bez tej wiary?

Tak bywa w rodzinach, tak bywa w przyjaźniach. I tak chyba musi być też w Kościele: zawsze wtedy, gdy chcemy bardzo ostro wyrazić nasze słuszne racje, musimy zadbać też o relacje, o to, żeby inni odczuwali naszą miłość, żeby mieli szansę na dialog, na spotkanie, na rozmowę… Proponuję, aby tak postąpić także w kontekście sporów o edukację seksualną w szkole. Bo jest oczywistą racją, że mamy dzisiaj do czynienia z demoralizującą ideologią, ale mamy też do czynienia z ludźmi, którzy te szkoły od lat tworzą. Mamy do czynienia z rodzicami, których dzieci chodzą do tej samej szkoły. Warto więc nie tylko o racje, ale też o relacje z nimi zadbać. Może się bowiem z okazać, że prawda wygra szerzej, że przekona też innych, jeśli przed zastosowaniem rozwiązań ostatecznych w obronie własnych dzieci będzie nas stać na rozmowę i spotkanie, na miłość cierpliwą.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki