Co rodziny z czasów biblijnych mogą powiedzieć ojcom XXI wieku?
– Że jesteśmy takimi samymi ludźmi jak oni. Owszem – żyjemy w innej kulturze, a nawet mentalności – ale mamy tę samą wrażliwość, te same potrzeby. Dotyczą nas też te same rany, które potrafimy sobie wzajemnie zadawać. A z drugiej strony, łączy nas wzajemne służenie sobie czy błogosławieństwo. Mogliby po prostu powiedzieć: „Jesteśmy ludźmi tak jak wy. Możecie się uczyć na naszych doświadczeniach, nie zawsze najlepszych”.
Ale mogą w tym przeszkodzić kwestie kulturowe, dotyczące choćby modelu rodziny. Dzisiaj wygląda on zupełnie inaczej niż w czasach Saula, Dawida czy Joachima…
– To prawda, ale jednocześnie wiele z ran, których doświadczamy, jest nieświadomych kulturowo. Ten fakt nie zmienia innego – to wcale nie znaczy, że one nas nie ranią, że nie wpływają na nas. Mówiąc dosadnie: jeżeli mam ojca, który jest oszustem, to nie pozostanie to bez wpływu na to, czy będę miał większą łatwość do oszukiwania. Jeśli mój ojciec jest krzywdzicielem, nie mogę uznać, że to jest dla mnie obojętne. A jeżeli mam ojca, który myśli tylko politycznie, zaś o ludziach wyłącznie przedmiotowo, to nie spowoduje, że ja nie będę tak postępował.
Często świadomość skrzywdzenia rodzi się po wielu, wielu latach. Czasem zapominamy o sytuacjach, które wydarzyły się we wczesnym dzieciństwie i dopiero teraz, choćby na skutek potężnej dyskusji o wykorzystywaniu seksualnym, wracają wspomnienia o zdarzeniach, które rzutują na całe nasze życie. Historie biblijne, choć bardzo różne, pokazują, że to, jacy są ojcowie, bardzo konkretnie wpływa na to, z czym muszą zmagać się ich dzieci. W przypadku książki Ojcowie i córki, którą napisaliśmy wspólnie z Magdą Frączek – z czym muszą zmagać się córki.
Z czym musiała się zmagać najsłynniejsza kobieta świata? Z Pisma Świętego zbyt wiele na ten temat się nie dowiemy.
– Ale opowiadamy o tym w ostatnim rozdziale, o Maryi i Joachimie. Ta historia bardzo mnie cieszy. Bo patrząc na tę wyjątkową córkę, można zobaczyć, jaki musiał być ojciec. Oczywiście przełożenie nie jest zerojedynkowe, ale… Żeby mieć taką śmiałość, taką pewność i konkretność, a jednocześnie być osobą tak wrażliwą duchowo, trzeba mieć ojca i mamę, którzy pomagali wszystkie te cechy wykształcić. Bo choć wszystko to jest w człowieku od samego początku, jednak może się w nim lepiej lub gorzej przemieniać. Można w swoim życiu być karłowatym, ale można też rozwinąć się, rozkwitnąć i owocować.
Gdy patrzę na Maryję, od razu zadaję sobie pytanie: jakich ona miała rodziców, skoro taka jest? Gdy spojrzymy na nią z perspektywy własnych doświadczeń ojcostwa, odpowiemy zapewne, że aby córka była tak wolna, tak piękna w swojej osobowości, jej ojciec również musi być człowiekiem wolnym i pięknym.
Rozdział o Maryi i Joachimie jest chyba jednak wyjątkowy. Bo w Biblii jest też mnóstwo przykładów, które pokazują ojców, mierząc dzisiejszą miarą, toksycznych.
– Rzeczywiście, historia Joachima i Maryi jest pozytywna. Niestety, wszystkie inne, o których opowiadamy, pokazują przede wszystkim, jak można zranić, skrzywdzić czy obciążyć swoją córkę przez to, jakim się jest ojcem.
Nasza książka powstała tak, jakbyśmy najpierw razem czytali Biblię, a potem – jako dorosła kobieta i dorosły mężczyzna, dorosła córka i dorosły ojciec – próbowali odnieść to do naszego życia. A jednocześnie wyciągać wnioski, jakich błędów nie popełniać w naszych relacjach ojców z córkami.
Z tej rozmowy jasno wyniknęło, że historie biblijne są bardzo obecne także w dzisiejszych czasach. Dokładnie te same błędy, które kiedyś popełniali ojcowie…
Parę tysięcy lat temu…
– Te same błędy popełniamy jako ojcowie dzisiaj. Może w innych kontekstach kulturowych i obyczajowych, ale de facto chodzi o coś, co jest w nas, głęboko. Bo przecież właśnie to, co kryje się w nas najgłębiej, bardzo konkretnie przekazujemy naszym dzieciom. Możemy je przez to albo uszczęśliwić, albo skrzywdzić.
Mamy w Biblii dramatyczną historię Sary, która pokazuje, jak niszczący może być wpływ ojca na córkę i jak bardzo potrafi zdecydować o jej decyzjach w każdym aspekcie. W przypadku Sary nawet myśli o samobójstwie skupiały się nie na niej samej, ale na tym, co w konsekwencji zrobiłby ojciec.
– To jest historia dramatyczna, ale ja bym ją jednak jeszcze nazwał dość subtelną w porównaniu z innymi. Jeżeli patrzymy na nią z zewnątrz, to w pierwszym czytaniu możemy pomyśleć: „o, jaki to jest wspaniały ojciec, jak on się troszczy”. Takie zapewne było też poczucie w Sarze. Ale jednocześnie, kiedy czyta się głębiej, to myślimy, że skoro on jest takim superojcem, który troszczy się o córkę, to skąd bierze się to wszystko złe? Przecież ta rodzina tak naprawdę jest głęboko nieszczęśliwa. Coś tu zostało mocno poprzestawiane.
W tej konkretnej historii brak w rodzinie syna, męskiego potomka, tak bardzo rzutuje na Sarę, że to ona musi nadrabiać brak, którego doświadcza jej ojciec. Może i jest to nieświadome, ale przecież dzieje coś niedobrego. Kolejni mężowie Sary umierają pierwszej nocy po ślubie. Rzecz jasna – najwygodniej byłoby zrzucić to na Asmodeusza, na diabła. Ale przecież diabeł zawsze działa w przestrzeni, która jest mu otworzona. To, co robi ojciec Sary, bardzo konkretnie otwiera rzeczywistość duchową dla tej ciemnej strony. Na szczęście pojawia się Tobiasz… i wszystko przezwycięża. Kolejny mężczyzna, który staje na wysokości zadania i robi porządek w tym świecie – zarówno zewnętrznym, jak i duchowym.
W Biblii są dużo gorsze historie niż ta z Sarą…
– Mamy też opowieści o ojcach, którzy nie potrafią zmierzyć się z problemem gwałtu na swoich córkach, a w ich obronie muszą stawać ich bracia. Mówiąc wprost: w naszych czasach, gdy jesteśmy świadkami oskarżania o molestowanie, ta historia jest bardzo aktualna i rodzi konkretne pytania. Tamci ojcowie ewidentnie nie poradzili sobie z tym, jak skrzywdzone zostały ich córki. A czy my sobie z tym poradzimy?
To wszystko wcale nie jest takie łatwe, proste i przyjemne. Chcielibyśmy zapewne przeczytać Biblię i coś tam z niej jedynie zrozumieć, mniej lub bardziej. Ale przecież czytamy tam o bardzo konkretnych rzeczach. Od naszych starszych braci i sióstr możemy się czegoś dowiedzieć i być od nich mądrzejszymi. I mówię to z całym szacunkiem dla różnic kulturowych, które znamy.
Jakie wnioski powinniśmy z tych historii wyciągać my, ojcowie?
– Mam wiele świadectw ludzi, którzy w jakiś sposób byli skrzywdzeni w relacji ojciec–córka i którzy mówią, że czytanie naszej książki nie jest łatwe. Ale jednocześnie jest to dla nich lektura bardzo nazywająca rzeczy po imieniu i zachęcająca do tego, by się tym zająć i poradzić sobie z rzeczami, które bardzo często spychamy gdzieś w podświadomość czy zostawiamy z tyłu, żeby się nimi nie zajmować.
Wnioski powinniśmy wyciągać także my, księża. Rozmawiałem kilka dni temu z dziewczyną, która przed laty padła ofiarą molestowania seksualnego ze strony jakiegoś księdza. Zgłosiła to innemu księdzu, a ten, zgodnie z prawem, poinformował o tym prokuratora, ale zostawił ją z tym samą. Nie towarzyszył jej dalej, nie wspierał. To fatalna postawa. Dziewczyna ma przed sobą widmo postępowania karnego, w którym musi wziąć udział, a koszmar wrócił ze zdwojoną siłą. Zabrakło wrażliwości na to, co się z nią się dzieje i co będzie później. To temat ojcostwa! Jako duchowni powinniśmy być ojcami dla ludzi nam powierzonych, a staliśmy się krzywdzicielami i nie da się tego wytłumaczyć kontekstem kulturowym.
A czego powinniśmy się wystrzegać?
– Może właśnie nie wystrzegać się, tylko wręcz odwrotnie – otworzyć się na uczenie nowych rzeczy. W moim przekonaniu miłości ojcowskiej trzeba się uczyć. Przede wszystkim przez słuchanie siebie nawzajem i poznawanie tego, co w mojej córce jest, co ona z sobą niesie. Żeby czuła się bezpiecznie i była gotowa otworzyć przede mną swoje życie i dopuścić mnie do pomocy w nim.
Nie chodzi o to, żeby nią sterować i manipulować, ale żeby podtrzymywać w tym, co zostało w niej złożone przez Boga i pozwolić na uwolnienie potencjału, który powinien być wykorzystywany – w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Tomasz Nowak OP
Dominikanin, przeor klasztoru w Łodzi. Kaznodzieja i rekolekcjonista, wykładowca homiletyki, współtworzy Dominikański Ośrodek Kaznodziejski. Jego największą pasją jest głoszenie Ewangelii i muzyka, szczególnie jazz