Kilka dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego polscy biskupi zaapelowali do wiernych, by zagłosowali. Przypomnieli, że wejście Polski do UE stało się możliwe między innymi dzięki zaangażowaniu Jana Pawła II. I nie wezwali wcale do głosowania na żadną określoną partię, po prostu apelowali o to, by każdy zagłosował zgodnie ze swoim sumieniem, ponieważ od wyniku tych wyborów zależeć będzie nie tylko polityczna, ale również duchowa przyszłość naszego kontynentu.
Zapewne gdyby biskupi opowiedzieli się za jakimś jednym konkretnym kandydatem, o ich apelu byłoby głośno. Oskarżano by Kościół o to, że znów miesza się w politykę i wtrąca się w nie swoje sprawy. Ale ponieważ do tego apelu nie można się – mówiąc kolokwialnie – w żaden sposób się przyczepić, nie przebił się na pierwsze strony gazet.
Myślę, że to stan rzeczy, z którym coraz częściej będziemy mieli do czynienia. O Kościele będziemy słyszeć w mediach tylko wtedy, gdy będzie się działo coś złego, „kontrowersyjnego”, jak lubią powtarzać dziennikarze. Jeśli ktoś kogoś nie daj Boże skrzywdzi w Kościele, sprawia natychmiast trafi na pierwsze strony gazet – zresztą widzieliśmy, jak działa ten mechanizm w ostatnich dniach. Jeśli jednak dziesiątki, setki, a może tysiące księży, zakonnic i osób świeckich w instytucjach Kościoła będzie w pocie czoła robić mnóstwo dobra, przejdzie to niezauważone.
Oczywiście, zło należy wyplenić w każdej sytuacji. Zło w Kościele jest szczególnie bolesne, ponieważ Kościół jest powołany nie tylko do dobra, co wprost do świętości. Dlatego też zło w Kościele wywołuje ból, gniew i rozgoryczenie. Wywołuje też zainteresowanie świata, który jest coraz bardziej zlaicyzowany. Ale to nie znaczy, że trzeba się na taki stan rzeczy obrażać. Z racji ich roli media zainteresowane są zawsze czymś niezwykłym, wyjątkowym. To też rola mediów, by wyłapywać nieprawidłowości, pisać o patologiach. Czasami pełnią one rolę porządkową – opisują rozmaite negatywne zjawiska, zło i patologie, po to, by przyczynić się do zmiany. Media więc nie piszą o złych wydarzeniach dlatego, że mają złą wolę, albo dlatego, że się szczególnie lubują w brudach tego świata. Raczej dlatego, że taka jest ich rola. Choć rzecz jasna, nie może to być wymówką do tego, by się zajmować okropnościami. Bo one człowieka potrafią bardzo zmienić – reakcją obronną staje się wówczas przekonanie, że cały świat jest zły, że wszyscy ludzie są źli, że relacje międzyludzkie to wyłącznie przemoc i złość. I wtedy mamy do czynienia z chorobą – media, które same chorują na skrzywienie w kierunku zła, nie mogą pełnić roli leczniczej. Jeśli wszędzie widzi się wyłącznie zło, wtedy zafałszowuje się obraz świata, pokazuje się jego wyłącznie złą stronę i zapomina się o tej dobrej. Istotna różnica pomiędzy tymi dwoma postawami jest bardzo istotna, choć z pozoru może nie być widoczna.
I niestety, coraz częściej obraz Kościoła jest kształtowany przez tę drugą postawę. Nie chodzi o to, by pokazać zło po to, by je zwalczyć, by coś uleczyć, ale raczej by pokazać, że cała instytucja jest zła, że cały Kościół jest zły.