Logo Przewdonik Katolicki

Libia na europejskiej szachownicy

Jacek Borkowicz
fot. Huang ling Xinhua/NewsEast

W Libii odżyła wojna domowa. Jeśli sprzyjające Rosji wojska opanują cały kraj, Władimir Putin zyska nie tylko kontrolę nad ropą naftową, ale będzie mógł też dowolnie regulować przepływ migrantów z Afryki w stronę Europy.

Na stolicę Libii, Trypolis, nacierają wojska tzw. Libijskiej Armii Narodowej, podległej nieuznawanemu przez świat, konkurencyjnemu rządowi w Tobruku. Natarciem dowodzi generał, który nie skrywa zarówno swoich dawnych związków ze Związkiem Sowieckim, jak i obecnej zażyłości z Władimirem Putinem. Jeśli Chalifa Haftar zdobędzie Trypolis – a ma na to duże szanse – Libia bez reszty stanie się kolejnym satelitą Rosji. I będzie to miało znaczący wpływ na sytuację w Europie, także w naszym kraju.

Moskiewski elew uderza na Trypolis
4 kwietnia Haftar, który już i tak kontroluje zdecydowaną większość obszaru Libii, przypuścił ofensywę na stolicę. W ciągu 24 godzin podciągnął swoje jednostki pancerne na przedpola Trypolisu. W momencie pisania tego artykułu miasto nękane jest ostrzałem artyleryjskim i nalotami bombowymi. Wzrasta liczba ofiar wśród cywilów. Ambasady w Trypolisie szykują swój personel do opuszczenia kraju. Trzy dni po ataku uczynił to niewielki amerykański kontyngent wojskowy, który od kilku lat stacjonował w Libii.
Chalifa Haftar nie jest jakimś watażką, który dopiero teraz dobija się o uwagę świata. To najważniejszy od lat libijski wojskowy. Wykształcony w Akademii imienia Frunzego, pamięta Związek Sowiecki z lat jego potęgi. Już jako elew moskiewskiej szkoły wziął udział w puczu, który w 1969 r. obalając króla Idrisa, wyniósł do władzy pułkownika Muammara Kadafiego. Wdzięczny pułkownik – wtedy już dyktator – ofiarował mu wówczas funkcję szefa sztabu.
Haftar, podobnie jak i Kadafi, nie był komunistą, lecz wojskowym, któremu imponowała siła. Obaj stanowili silne charaktery, więc nic dziwnego, że generał w 1997 r. stanął na czele kolejnego spisku, tym razem skierowanego przeciw Kadafiemu. Spisek się nie udał i Haftar musiał czym prędzej zmykać do USA, gdzie uzyskał status uchodźcy. Libijski satrapa kilkakrotnie wysyłał tam swoich morderców, ale Haftarowi zawsze udawało się ocalić skórę. Oczywiście przy pomocy amerykańskich służb specjalnych.
Wrócił do kraju w 2011 r., kiedy to „arabska wiosna” zmiotła w Libii reżim Kadafiego, pozbawiając życia samego dyktatora. Powitano go z entuzjazmem, ale już niebawem zaczął przeszkadzać. Był osobowością zbyt dużego formatu, aby nie wzbudzał oporu wśród Libijczyków, którzy po upadku dyktatury podzielili się w parlamencie na niezliczone i zwalczające się frakcje.
Gdy w 2014 r. wybuchła kolejna wojna domowa, Haftar opowiedział się za parlamentem, który walcząc z rządem przeniósł się na wschód kraju, do Tobruku, oddalonego od Trypolisu o 1600 km nadmorskiej drogi. W tym konflikcie międzynarodowa społeczność udzieliła poparcia Trypolisowi, gdzie funkcję premiera i tymczasowego prezydenta objął Fajiz as-Sarradż.
Dwa lata później zaświtała nadzieja na pokój, gdy osamotnieni secesjoniści z Tobruku oddali władzę Sarradżowi. Lecz to nie spodobało się Haftarowi, który – mając już w tej mierze duże doświadczenie – dokonał kolejnego puczu i ustanowił posłuszne sobie władze. Sam skromnie pozostał przy stanowisku naczelnego dowódcy.

Kucharz Putina podbija świat
Haftarowi nie udałoby się to, gdyby nie poparcie Władimira Putina. W 2016  r. Kreml, stabilizując nieco sytuację na froncie donieckim, zwrócił ponownie uwagę na Libię jako na potencjalny klucz do rozgrywek na europejskiej szachownicy. Putin, zgodnie z nową taktyką jego ekipy, nie chce jednak osobiście brudzić rąk w libijskiej awanturze. Do tego celu wydelegował swojego... kucharza. Jewgienij Prigożyn jest formalnie jedynie prywatnym przedsiębiorcą, wynajmującym „prywatne” oddziały rosyjskich komandosów rządom różnych krajów Azji i Afryki, nękanych domowymi niepokojami. Oczywiście w zamian za koncesje w eksploatacji ropy, gazu i bogactw mineralnych.
Tak też się stało w przypadku Libii, a raczej jej zbuntowanej wschodniej połowy. Haftar, wzmocniony rosyjskimi dostawami sprzętu i specjalistów, zdobył latem ubiegłego roku Benghazi, drugie co do wielkości libijskie miasto. Dało mu to klucz do opanowania reszty kraju, Rosjanom zaś możliwość bezpiecznego ulokowania swoich baz w kilku okolicznych portach. Wybrzeże zachodniej Libii to dla nich miejsce arcyważne, gdyż kontrola nad nim umożliwia czerpanie zysków z pól naftowych, takich jak Szarara, opanowana w lutym tego roku przez buntowników. A Libia posiada dziesiąte pod względem wielkości na świecie rezerwy ropy i gazu.
Według zachodnich źródeł wywiadowczych w Benghazi rezyduje już tzw. Grupa Wagnera, dziś, w skali globalnej, najsilniej eksploatowane narzędzie nieoficjalnej presji militarnej Rosji. Dowódca tej grupy, rzeczony Wagner, czyli Dmitrij Utkin, wcześniej walczył ze swoimi ludźmi w Syrii. Zbombardowany tam przez lotnictwo Trumpa – bez sprzeciwu Putina, który przecież „o niczym nie wiedział” – jakoś wylizał rany i teraz pokazał się w Libii.

W ślady Erdogana
W planach wielkiego destabilizatora, jakim jest Władimir Putin, Libia może odegrać kluczową rolę z innego jeszcze powodu. Od 2017 r. tamtędy właśnie płynie główny strumień nielegalnych migrantów do Europy. Są to mieszkańcy kilku państw zachodniej Afryki, którzy zmierzają ku naszemu kontynentowi w poszukiwaniu bezpieczeństwa i godziwych warunków życia. Na tej drodze padają ofiarą zorganizowanych grup przemytników, z którymi współpracuje – z naiwności lub ideologicznych upodobań – część europejskich grup obrony praw człowieka. W praktyce duża część migrantów pada ofiarą rabunku, gwałtów, a nawet morderstw, a ci, którym udaje się dostać do płynącej ku Włochom łodzi, często znajdują śmierć na dnie Morza Śródziemnego. Dlatego też ostatnio spadła liczba tych, którzy przez libijski korytarz dostali się do Europy: jeśli w 2016 r. było ich 160 tys., to w rok później już „tylko” 120 tys. Wiąże się to też z faktem, że latem 2017 r. włoski rząd zacieśnił współpracę z libijską służbą ochrony wybrzeża.
Putin, jak się wydaje, postanowił ponownie napełnić ten pustoszejący powoli korytarz. Jeśli sprzyjający mu generał Haftar opanuje cały kraj, będzie mógł dowolnie regulować przepływ w stronę Europy wielkich mas ludzkich, których rezerwuar jest w Afryce niewyczerpany. A sam rosyjski prezydent, przy udziale swojego libijskiego pomocnika, będzie mógł tym stanem rzeczy szantażować kraje Unii Europejskiej, podobnie jak czyni to dziś dyktator Turcji Recep Erdogan. Bo nagle się okaże, że i tym kolejnym razem – użyję tu ulubionego zwrotu politologów – „bez Rosji nie ma mowy o rozwiązaniu kryzysu”. W tym wypadku – kryzysu migracyjnego i uchodźczego. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki