Była cierpliwą i mądrą małżonką. Hagiografia zrobiła z niej pasywną ofiarę przemocy, a z męża – w kontraście – macho i tyrana. Ale utrwalenie wizerunku Rity wyłącznie jako lejącej łzy masochistki jest krzywdzące i dla niej, i dla kobiet, którym podaje się taki obraz za wzór.
Gdyby porównać dokumenty z procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych wielu katolickich świętych z informacjami, jakie niesie o nich hagiografia, bylibyśmy bardzo zdziwieni. Te pierwsze z założenia muszą się opierać na faktach historycznych, podczas gdy hagiografia stanowi gatunek literacki służący formowaniu postaw. Nie stroni on od legend, barwnych opowieści przekazywanych z ust do ust i opisów cudów niepopartych opiniami lekarzy. Święci od zawsze byli głównie bohaterami ludowej wyobraźni, więc też dla potrzeb pobożnych ludzi, niekoniecznie wykształconych teologicznie, zostali „skrojeni”. W XX w. dystans między fikcją a prawdą historyczną nabrał groźnych rozmiarów, na co zareagował reformą Sobór Watykański II. Przykładem jej pozytywnych skutków może być św. Rita, której wspomnienie usunięto z kalendarza liturgicznego. Wróciło po solidnych badaniach. W Polsce kult św. Rity szybko się rozwija od około 20 lat i jest szansa, że uda się uniknąć zafałszowań.
Siła charakteru
Rita to zdrobnienie od włoskiego Margherita. Przyjęło się jak imię własne, podobnie jak przypadku Rity Hayworth, amerykańskiej aktorki pochodzenia hiszpańsko-irlandzko-angielskiego (naprawdę nazywała się Margarita Carmen Cansino). Rita Mancini z domu Lotti przyszła na świat w 1380 r. w miejscowości Roccaporena koło Cascii, jako jedyne, późno wymodlone dziecko Amaty i Antoniego. Jej rodzice byli lokalnymi mediatorami, a czasy były wtedy we Włoszech niespokojne. Mąż Paolo, człowiek z „innej bajki” niż rodzice, należał do rodu od niemal 200 lat uwikłanego w vendettę (ludzi podzielił m.in. konflikt polityczny między Gwelfami i Gibelinami). Rita od dziecka marzyła o wstąpieniu do zakonu, ale kochała rodziców. Posłuchała ich woli. Wyszła za żołnierza, miała z nim dwóch synów. Była cierpliwą i mądrą małżonką. Hagiografia zrobiła z niej pasywną ofiarę przemocy. Z męża – macho i tyrana. W kontraście.
Wątpliwości co do ich relacji (między innymi) miały wyjaśnić badania historyczne. Jako pierwszy przeprowadził je o. Damaso Trapp OSA, a jego czterotomowe dzieło Documentazione Ritiana Antica ukazało się we Włoszech w latach 1968–1970. Pewne kwestie „wyprostowała” renowacja trumny. Ciało Rity zmarłej w 1457 r. nigdy nie zostało pochowane, bo nie uległo rozkładowi. Początkowo spoczywało w malowanej w sceny z jej życia i opatrzonej napisami trumnie „uroczystej”. W XX w. poddano ją generalnej renowacji. Okazało się wtedy, że słowa odczytywane jako maritu feroce, tj. gwałtowny mąż brzmią tantu feroce – wielce gwałtowny. Z kontekstu jednoznacznie wynika, że mowa o gwałtownym bólu wywołanym przez stygmat ciernia, jaki nosiła przez 15 lat. Mąż miał włoski temperament, był nieokrzesany, ale czy rodzice – mediatorzy mieszkający niedaleko, daliby skrzywdzić jedynaczkę? Stanowczością, łagodnością, konsekwencją w działaniu i modlitwą (a może i ascezą, w tym postem?) Rita zdążyła nawrócić męża zanim padł ofiarą vendetty. Wybaczyła mordercy. Po roku zmarli synowie. Chciała zostać augustianką. Przeorysza odmawiała, bojąc się zemsty na klasztorze. Aż postawiła Ricie warunek: zostanie przyjęta, jeżeli rody się pogodzą.
Przez cztery lata wdowa chodziła od jednych do drugich, aż przekonała ich do swego zdania. Głowy rodów podpisały ugodę, a ona wstąpiła do zakonu w wieku 36 lat. Nic dziwnego, że nosi tytuł patronki spraw trudnych i beznadziejnych… Siłę charakteru testowała na sobie, podobnie jak zawierzenie Bogu w sytuacjach po ludzku bez wyjścia. Umiała być posłuszna, łagodna i słuchać innych. Ale gdy na czymś jej zależało, walczyła po chrześcijańsku, bez cienia agresji – ze znakomitym skutkiem. Utrwalenie jej wizerunku jako lejącej łzy masochistki jest krzywdzące dla niej i wszystkich kobiet, którym podaje się taki obraz za wzór. Wbrew poniżającym ją legendom prawdopodobnie umiała także czytać.
Papież Urban VIII ogłosił ją błogosławioną 22 maja 1628 r., dokładnie 171 lat od śmierci. Była pierwszą kobietą kanonizowaną w XX w., przez Leona XIII – w roku 1900. Jest jedną z najbardziej kochanych i popularnych świętych we Włoszech. Kult w Polsce jest spóźniony, do czego przyczyniły się dwie kasaty zakonu augustianów. Jego centrum znajduje się w parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Krakowie, a pierwsza – i jedyna – parafia pod jej wezwaniem mieści się w Lusówku pod Poznaniem. Pora, by po pierwszych zachwytach nad jej wstawiennictwem wyjść poza cuda. Bo to osoba niezwykła.
Stygmat na czole
Rita jest nazywana świętą od róż (poświęcone płatki róży są dodawane do obrazków i modlitw). Podobno pod koniec życia, w ciężkiej chorobie, poprosiła kuzynkę o to, by przyniosła do klasztoru różę z ogrodu jej szczęśliwego dzieciństwa. Kuzynka uznała to pragnienie za majaczenie. Styczeń w górach nie rokował dobrze tej prośbie. Tymczasem przechodząc obok opuszczonego po śmierci rodziców ogrodu, zobaczyła czerwony kwiat róży kwitnący w śniegu… To także może być legenda, lecz niesie ze sobą budującą symbolikę. Kwiat zakwita nawet w zimie, gdy tego chce Bóg. Poza tym róża łączy – jakże życiowe – piękno kwiatu i ciernie łodygi. Jest atrybutem wielu świętych, lecz tylko w tym przypadku wierni przychodzą do kościoła z naręczami róż do poświęcenia. Jeśli ktoś natknie się w kościele na ołtarzyk z figurą czy obrazem kobiety w habicie, otoczony przez róże, jest to św. Rita.
Druga rzecz, po której można ją rozpoznać, to stygmat na czole. Jako jedyna spośród świętych ma stygmat kolca z korony cierniowej. Otrzymała go w Wielki Piątek 1442 r. Po sugestywnym kazaniu o męce Jezusa długo modliła się pod Jego figurą. Nagle kolec z cierniowej korony odpadł i wbił się w jej czoło. Rana się nie zagoiła. Stygmat sprawił jej nieprawdopodobne cierpienie. Siostry nieomal wykluczyły ją ze wspólnoty, nie mogąc znieść odoru z rany. Cierpiała w ten sposób przez 15 lat (mniej więcej tyle samo, ile trwało jej małżeństwo). Czy ktoś w dzisiejszych czasach, nastawionych na perfekcyjne, retuszowane na okładkach magazynów ciało, w realu poprawiane operacjami plastycznymi, bez zmarszczek, krostek, blizn, umie pojąć tę ofiarę? Rita oddała Jezusowi nie tylko zdrowie, lecz i urodę. Rana na twarzy budziła odrazę nawet sióstr.
Badanie czaszki przeprowadzone w 1972 r. potwierdziło, że na gładkim czole pozostała „wypukłość” w kształcie pionowej kreski, o długości dwóch i pół centymetra. Dlaczego miała znak w tak niezwykłym miejscu? W starożytności na czole wyciskano czasem piętna i pieczęci. Słowo „stygmat” (z gr. stigma) oznaczało właśnie piętno wypalane na ciele niewolnika, znak przynależności. W Apokalipsie św. Jana pieczęcie w tym miejscu oznaczają przynależność do Boga lub do Bestii, na przykład: „«Nie wyrządzajcie szkody ziemi ni morzu, ni drzewom, aż opieczętujemy czoła sług Boga naszego». I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela” (Ap 7, 3–4). Pisał też o tym znaku Ezechiel (por. Ez 3, 7–9). Abp Grzegorz Ryś (wówczas jeszcze biskup pomocniczy) w rozmowie z o. Markiem Donajem zamieszczonej w książce Marco Polii Rita z Cascia. Życie prawdziwe podkreśla, że znak tau (krzyża) na czole u Ezechiela ratuje życie. W Apokalipsie jest „nie ocaleniem od śmierci, ale ocaleniem w samym środku śmierci” – naznaczeni giną w prześladowaniu. Ale Bóg przeprowadza ich przez to doświadczenie. Na pewno, jak twierdzi arcybiskup, taki stygmat jest znakiem wybrania przez Boga. Możemy się domyślać, że św. Rita dojrzale, w wolności od Boga go przyjęła.
Rita naprawia więzi
Dwoistość stygmatu może dopomóc w rozeznaniu, jak przyjąć wolę Boga, gdy nie jest zgodna z naszymi prośbami. Problem w tym, że choć św. Rita naprawdę słynie ze skutecznych interwencji w najbardziej trudnych sprawach, Bóg nie jest przecież złotą rybką. Cierpienie pozostanie tajemnicą. W przypadku św. Rity jedna rzecz natomiast się powtarza. Nawet gdy intencja nie jest wysłuchana, modlący się za jej wstawiennictwem ludzie mają poczucie, że Rita jest z nimi w codzienności. Czują jej troskę, wręcz przyjaźń. Może jako świecka rozumie ich problemy?
Tak ją postrzega pisarka i poetka Marta Fox. Ma problem z zaufaniem do Kościoła, a nawet do Boga. Ricie ufa. Mówi: „Kościół odwiedzam okazjonalnie. Niekoniecznie w czasie Mszy. Nie praktykuję. Być może moje życie nie jest religijne, ale jest duchowe. Żyję «pomiędzy», w świecie zewnętrznym, gdzie staram się funkcjonować jak każdy, i tym przy biurku, gdzie tworzę wyimaginowaną rzeczywistość.
Od roku 2000 r. rozmawiam ze św. Ritą codziennie. Może te rozmowy są modlitwami. Same się układają, niektóre zapisuję. Kiedy pięć lat później pisałam autobiograficzną opowieść Święta Rito od Rzeczy Niemożliwych, dokonywałam nieustającej autoterapii, opowiadając jej swoje życie. Być może wówczas poczułam, że św. Rita jest cała po mojej stronie. Tego zawsze pragnęłam, tego nie miałam. Zaufałam. Jakbym pewna była, że jeśli ja «trzymam» z Ritą, to i ona ze mną. I że mnie nie zdradzi. Spowodowała, że zatrzymałam się w «teraz». Nie porzuciłam przeszłości, ale przestałam nią żyć.
Święta Rito, Przyjaciółko Moja, umiem liczyć, więc liczę na siebie. Ale i trochę na Ciebie”.
Świadectwo Marty Fox oraz jedną z jej modlitw można znaleźć w mojej książce Święta Rita. Kochaj i walcz. Poetyckie modlitwy układane przez Fox czasem „podkradają” katolicy, nie mając świadomości, że łamią jej prawa autorskie. Nie wszystkie modlitwy są od razu anonimowym „dobrem wspólnym”.
Ludzkie oblicze Kościoła
O to, co może fascynować w św. Ricie, zapytałam dwóch proboszczów: z Krakowa i Lusówka. – Miała jeden cel w zakonie: udział w śmierci i odrodzeniu Chrystusa. Myślę, że wszystko temu podporządkowała. Nie tylko w śmierci, ale też odrodzeniu – mówi o. Marek Donaj OSA z parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Krakowie. Podkreśla wagę jej posłuszeństwa za przykładem Chrystusa. – Jako mediatorka godziła ludzi, dziś jest to cecha bardzo poszukiwana – dodaje. Odpowiada też twierdząco na moje pytanie o jej rolę mediatorki ekumenicznej. Nabożeństwa do św. Rity odprawiane 22. dnia każdego miesiąca przyciągają wiele osób. Przeor klasztoru oo. Augustianów przy tym kościele, o. Szymon Jankowski OSA, jest księdzem birytualistą czyli w dwóch obrządkach: rzymskokatolickim i greckokatolickim. Zaprasza kolegów grekokatolików. Kapłani obu Kościołów koncelebrują Mszę, spowiadają itd. Grekokatolicy są katolickim Kościołem wschodnim i podlegają papieżowi, ale u augustianów bywają też typowe spotkania ekumeniczne.
Od 1 stycznia 2014 r., na mocy decyzji abp. Stanisława Gądeckiego, istnieje pierwsza w Polsce parafia pw. św. Rity. Jej proboszczem jest ks. Adam Przewoźny. Wybudował już dom parafialny z kaplicą, z czasem powstanie kościół. – Tworzę wspólnotę parafialną. Najważniejsze jest to, dla kogo jest świątynia – opowiada. – Do parafii należą miejscowości Lusówko, Sierosław i Pokrzywnica, zamieszkują je młodzi ludzie. Średnia wieku mojej parafii to 37 lat. Jest bardzo dużo małych dzieci. Chcę pokazać im normalne, ludzkie oblicze Kościoła we współczesnym świecie. Ale z drugiej strony, zaprowadzić duchowo do Chrystusa. Dlatego w parafii ważniejsze jest budowanie wspólnoty, a dopiero dla niej – i z nią – świątyni.
Jak godzić osoby zaangażowane w życie Kościoła z agnostykami? A chrześcijan różnych wyznań? I jeszcze przyciągać do parafii młodych tak, żeby starsi umieli się w niej odnaleźć?
Sporo ludzi przyjeżdża do Lusówka z innych miejscowości. Nabożeństwa do św. Rity są odprawiane nie tylko 22. dnia każdego miesiąca, ale też w każdy czwartek. Poza tym parafia kultywuje praktykę tzw. 15 czwartków – na cześć 15 lat stygmatu – poprzedzających wspomnienie św. Rity 22 maja.
Życie św. Rity to bogate źródło do refleksji i inspiracji, nie tylko na czas Wielkiego Postu. Nie zniewalajmy jej wyłącznie rolą świętej od róż i cudów, bo nawet święci nie lubią być traktowani instrumentalnie.