Jan Chrzciciel uosabia całą historię Izraela, której fundamentalnym rysem było czekanie. W nim jak w soczewce skupia się Stary Testament. Oczekiwanie Jana jest skutkiem wiary w obietnice, ale jednocześnie jest warunkiem jej wypełnienia. Bóg jakby zwleka ze swoim przyjściem, aż do momentu, gdy będzie oczekiwany. Jan jest tym, który nie tylko oczekuje, ale do tego oczekiwania zaprasza każdego. Nie jest to wezwanie skierowane li tylko do świata żydowskiego, lecz także do pogan spod panowania Tyberiusza, który wydawało się, że panuje nad całym światem. Wszyscy jesteśmy wezwani na drogę oczekiwania. A czekać nie przychodzi nam łatwo. Przy czym nie chodzi tu o jakieś bierne wyczekiwanie, jak w kolejce przed gabinetem lekarskim, aż przyjdzie nasza kolej, ale ma to być oczekiwanie dynamiczne, które skutkuje też jakąś przemianą wewnętrzną. Drogi kręte mają być wyprostowane.
Umiejętność czekania ma ogromne znaczenie dla naszego życia duchowego. Adwent szczególnie sprzyja tej edukacji. Gdy byłem młodym, świeżo nawróconym chłopakiem, postanowiłem sobie „zaliczyć” wszystkie Roraty w całym Adwencie. Zatem każdego dnia chodziłem na szóstą rano do kościoła, a że miałem spory kawałek do przejścia zatem pobudka była przed piątą. Co to oznaczało dla studenta, można sobie wyobrazić. To były najbardziej wyczekane przeze mnie święta. I doprawdy były piękne, jak wszystko co wyczekane, począwszy od tak banalnych rzeczy jak wakacje, randka czy koncert ulubionego zespołu, a skończywszy na małżeństwie. Gdy na ślubie młodzi stają przed ołtarzem, od razu widać, czy jest to ślub wyczekany – czy wytrzymali z zamieszkaniem i ze współżyciem do tego właśnie momentu. Czekanie daje im niezwykły dynamizm, ogromną, autentyczną radość i ten niepowtarzalny błysk w oku. To udziela się wszystkim w kościele i pozostaje jako posag na całe życie. Samo takie czekanie potrafi wyprostować niejedną krętą drogę.