W Polsce jest Pan znany jako europejski polityk, który odważnie broni wartości chrześcijańskich. Pamiętamy, jaką cenę zapłacił Pan za swoje poglądy, tracąc możliwość bycia komisarzem europejskim. Z drugiej strony broni Pan papieża Franciszka, co niektórzy wytykają Panu jako niespójność ze swoimi konserwatywnymi poglądami i że przeszedł Pan na stronę kościelnych liberałów. Kim jest prof. Rocco Buttiglione?
– To jest pewne uproszczenie, ale jestem i jednym, i drugim. Tylko że trzeba byłoby dobrze wyjaśnić, co oba te terminy dla mnie znaczą. Nie to jest jednak teraz ważne. Ważne jest to, że na pewno liberalny nie jest papież Franciszek.
Niektórzy twierdzą, że Franciszek mówi za dużo o sprawach społecznych, a za mało o grzechach z dziedziny ludzkiej seksualności czy w obronie życia poczętego, o czym z kolei często mówił Jan Paweł II.
– To tylko częściowo jest prawda. Myślę natomiast, że to media zadecydowały o tym, jaki mamy obraz Jana Pawła II. A pamięta ksiądz jego przemówienia z czasów, gdy upadł mur berliński? Ile mówił wówczas o cielesności, a ile o sprawach społecznych? Czy to nie Jan Paweł II skrytykował kapitalizm, który podobnie jak komunizm – chociaż w inny sposób – może stać się systemem społecznej opresji? Z kolei ile razy Franciszek mówił o aborcji, o małżeństwie mężczyzny i kobiety, o rozwodach? Czy my katolicy możemy pozwolić na to, aby nasz sposób patrzenia na papieża kształtowały wyłącznie media?
Amoris laetitia jest przykładem nauczania Franciszka, które rodzi spór. I nie ma to specjalnego związku z mediami. Adhortacja jest czytana na różne sposoby. I to jest problem.
– Czytać ją można tylko na jeden sposób.
Jaki?
– Taki, o jakim piszę w mojej książce Przyjacielska odpowiedź krytykom
„Amoris laetitia”.
Nie wszyscy tę książkę czytali.
– To niedobrze.
Niedobrze, ponieważ?
– Ponieważ przypominam w niej, że papieża Franciszka trzeba czytać w kontekście całej tradycji Kościoła. I to fundamentalne stwierdzenie wszyscy powinniśmy sobie wziąć mocno do serca. Podam przykład Jana Pawła II. Jego papieskie nauczanie nie może być czytane tylko w kontekście książek Karola Wojtyły. Tu nie chodzi o osobistą wiedzę jakiegoś nawet najbardziej wybitnego człowieka, ale o to, że intelektualny wkład Wojtyły w nauczanie Kościoła jest poprawnie rozumiany tylko w kontekście poprzedzającej go tradycji. Amoris laetitia też musi być czytana przez pryzmat Jana Pawła II.
Tylko że o to właśnie toczy się spór. Jeśliby czytać teksty Franciszka na temat małżeństwa w kontekście Jana Pawła II, nie byłoby wątpliwości co do Komunii dla osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach. Wojtyła mówił: tylko jeśli będą żyć jak brat z siostrą.
– Ale również Jan Paweł II dokonał pewnej zmiany. Zanim opublikował on adhortację Familiaris consortio – w której zawarł zasadę, o której ksiądz mówi – osoby rozwiedzione żyjące w nowym związku zaciągały karę ekskomuniki. Jan Paweł II dokonał więc ogromnego kroku do przodu, bo od momentu publikacji Familiaris consortio wspomniane osoby nie są już stawiane poza wspólnotę Kościoła. To naprawdę poważna zmiana. Ta decyzja nie była jednak zerwaniem z przeszłością, ale dopuszczalnym rozwojem nauczania.
Co więc było kontynuacją, a co zmianą?
– Kontynuacja polegała na zachowaniu zasady, że małżeństwo jest jedno i nierozerwalne. Rozwody tej zasadzie przeczą. Ale się zdarzają. I co wtedy? Jan Paweł II powiedział, że wówczas trzeba tym ludziom pomóc. Oczywiście tym, którzy z różnych powodów nie mogą powrócić do poprzedniego małżonka. Powiedział, że nie można tych ludzi potępiać i stawiać poza Kościołem. Zmiana więc polegała na korekcie duszpasterskiej, a nie na zmianie doktryny. Pozwolenie im na przyjmowanie Komunii, przy zachowaniu wstrzemięźliwości seksualnej, nie było powiedzeniem: jest OK, ale przyjęciem wobec nich nowej postawy pastoralnej. Bardziej miłosiernej, ale nie lekceważącej prawdy o tym, że rozwód jest złem.
Franciszek również dokonał zmiany?
– Otóż i przed Amoris laetitia, i po niej, cudzołóstwo było i jest grzechem. Tutaj nie ma żadnej zmiany. W mojej książce piszę, że: „Nie zostały dodane żadne szczególne nakazy dyscyplinarne zmieniające ocenę ewentualnych okoliczności łagodzących, które towarzyszą tego rodzaju grzechom”. Ale dlatego tak ważne jest przypomnienie, że grzech ciężki nie jest ciężki tylko dlatego, że dotyczy ważnego wykroczenia, ale że ktoś popełnia go z pełną świadomością i wolnością. Inaczej mówiąc, jeśli ktoś świadomie i dobrowolnie współżyje z osobą, z którą nie jest w związku małżeńskim, popełnia grzech ciężki. Może być jednak też tak, że ktoś żyje w nowym związku po rozpadzie sakramentalnego małżeństwa, ale wcale nie popełnia grzechu ciężkiego. Dlaczego? Również na ten temat piszę w mojej książce, a mianowicie, że: „Osoby rozwiedzione, żyjące w nowych związkach, zostają dopuszczone nie do Komunii Świętej, lecz do spowiedzi. Na spowiedzi mogą przedstawić okoliczności łagodzące, które towarzyszą ich sytuacji, i jeśli spowiednik uzna, że są one wystarczające do udzielenia rozgrzeszenia, udzieli im rozgrzeszenia i wyznaczy pokutę. Wcześniej nie mieli prawa wyjaśniać swoich racji. Byli, powiedzmy, szczególnymi grzesznikami. Dziś są grzesznikami zwykłymi, traktowanymi jak wszyscy inni grzesznicy. To jest nowość, którą wprowadza ten dokument. Nowość z pewnością nie teologiczna, ale dyscyplinarna. Można się z nią zgadzać lub nie; można uważać, że jest słuszna lub niesłuszna, ale nie sposób uznać jej za herezję, ponieważ w niczym nie zmienia ona teologii małżeństwa ani teologii sakramentów”.
Co się zatem zmieniło?
– Zmieniło się podejście duszpasterskie i w pewnym stopniu dyscyplina kościelna. Na pewno nie zniesiono zakazu udzielania sakramentów osobom rozwiedzionym żyjącym w nowych związkach. Ta zasada została osłabiona. Mówiąc krótko: możliwe są wyjątki od reguły.
Czyli są to wyjątki, a nie nowa reguła pozwalająca na udzielanie Komunii wszystkim osobom rozwiedzionym żyjącym w nowych związkach?
– Papież nie mówi, że te osoby są dopuszczone do Komunii Świętej. On jedynie chce, aby poszły do spowiedzi, przedstawiły swoje racje, jeśli je mają, i by spowiednik, razem z penitentem, dokonał oceny sytuacji, czy w niektórych przypadkach można udzielać rozgrzeszenia.
To jest bardzo trudne do przyjęcia i może rodzić wiele nadużyć. Prosty i bezpieczny schemat jest taki: kto popełnia obiektywnie grzech ciężki, nie może uważać, że subiektywnie jest niewinny. Inaczej mówiąc: jeśli popełnia grzech ciężki, to żadne okoliczności zewnętrzne nie zdejmują z niego winy za ten grzech.
– Ale takie myślenie jest sprzeczne z Katechizmem. I to nie tylko z tym ostatnim, opublikowanym przez Jana Pawła II, ale także z Katechizmem papieża Piusa X. Tego papieża, który nazywamy antymodernistą. Zresztą to jest także nauczanie św. Tomasza i ostatecznie całej tradycji Kościoła.
Kard. Gerhard Müller napisał wstęp do Pana książki. Byłem tym zaskoczony, ponieważ kard. Müllera znamy w Polsce raczej z krytyki Amoris laetitia. Jak można pogodzić Wasze odmienne sposoby myślenia.
– W niektórych sprawach się różnimy, ale w tym punkcie jesteśmy zgodni. Dlatego poprosiłem go o wstęp do książki. Uważam, że to jest wielki teolog. Ale chcę przypomnieć, że rozróżnienie na te dwa wymiary grzechu, obiektywny i subiektywny, to także nauczanie Jana Pawła II. Zdaniem Wojtyły może zdarzyć się tak, że ktoś obiektywnie popełnia grzech ciężki, ale subiektywnie nie jest winny. Wystarczy sięgnąć do jego dokumentów, na przykład do Veritatis splendor czy Reconcilatio et penitentia.