Duszpasterstwo niesakramentalnych
Jan Paweł II zaproponował także otoczenie opieką duchową osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Jego celem nie miało być jednak zaakceptowanie rozwodów w Kościele, ale kształtowanie sumienia osób żyjących w nowych związkach w taki sposób, aby stawali się oni zdolni do podejmowania coraz odważniejszych kroków nawrócenia. Papież Polak zaaprobował w ten sposób metodę stopniowego formowania sumień. Będąc bardzo doświadczonym duszpasterzem, towarzyszącym konkretnym małżeństwom i rodzinom, wiedział, że nawrócenie rzadko jest decyzją radykalną i natychmiastową, a dużo częściej jest to proces. Duszpasterstwo związków niesakramentalnych w konkretnych przypadkach miało więc oznaczać powrót do sakramentalnego małżonka, w innych pozostanie z poważnych przyczyn w nowym związku, w jeszcze innych dojrzałą już decyzję o białym małżeństwie. Zawsze chodziło jednak o rozwój wiary we wspólnocie Kościoła – z którego rozwiedzeni małżonkowie nie zostali przecież ekskomunikowani – a tym samym o coraz pełniejszą realizację przez nich wymagań Ewangelii.
Familiaris consortio było także okazją przypomnienia, że Eucharystia jest wyrazem miłości Chrystusa do Kościoła. Ta miłość polega na wierności, której Chrystus nie złamał nawet wtedy, gdy został zaprowadzony na krzyż. Jeśli więc rozwiedzeni małżonkowie nie zdecydują się na naprawę swojej sytuacji lub przynajmniej na białe małżeństwo (jeśli naprawa ta jest niemożliwa), nie mogą przyjmować Komunii. Byłoby to zdaniem Jana Pawła II zaprzeczenie wiernej miłości Chrystusa, którą Eucharystia wyraża i umacnia.
Pytanie bardzo zasadne
Krokiem bardzo odważnym ze strony Jana Pawła II było jednak uzasadnienie tak przyjętej regulacji. Polski papież za godnych Komunii uznał bowiem tych, którzy żałując popełnionych grzechów z przeszłości, „są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa”. Inaczej mówiąc, papież stwierdził, że wstrzemięźliwość od współżycia seksualnego jest warunkiem wystarczającym, aby uznać, że rozwodnicy żyjący w nowych związkach są w zgodzie z wymogiem nierozerwalności małżeństwa. Jestem daleki, aby tę decyzję krytykować. Uważam, że była słuszna. Pytam jednak, czy jest ona w pełni zadowalająca? Czy ci, którzy dzisiaj nie pozwalają na jakąkolwiek dyskusję dotyczącą Komunii dla rozwiedzionych poza białym małżeństwem, są rzeczywiście przekonani, że brak współżycia jest wymaganiem moralnie zadowalającym? Czy naprawdę może ktoś zdradzić swojego małżonka, poranić emocjonalnie dzieci, zawrzeć nowy związek i w tymże związku zdecydować się na białe małżeństwo, aby móc z czystym sumieniem powiedzieć, że prowadzi życie zgodne z prawdą o nierozerwalności małżeństwa?
Rozwiązanie niedoskonałe
Zaproponowane przez Jana Pawła II białe małżeństwo było pierwszym krokiem. W Familiaris consortio papież tłumaczył, że dopuszczenie do Eucharystii rozwiedzionych żyjących w nowych związkach bez decyzji o wstrzemięźliwości seksualnej byłoby nie tylko sprzeczne z Ewangelią, ale „wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa”. Rodzi się więc pytanie, czy jest możliwy kolejny krok, który nie byłby sprzeczny z Ewangelią? Czy idąc w tym kierunku nie będziemy gorszyć i wprowadzać zamętu co do nauczania? Nie znam odpowiedzi. I zupełnie szczerze przyznam, że zaproponowana przez papieża Franciszka metoda, aby każdy z lokalnych episkopatów sam rozstrzygnął, jak do sprawy podejść, jest zabiegiem bardzo wątpliwym. Nie wiem, czy ma szansę się powieść.
Lokalne propozycje
Swoje propozycje co do zmiany warunków udzielania Komunii rozwiedzionym żyjącym w nowych związkach zaproponowali najpierw biskupi z regionu Buenos Aires. W ich propozycji znajdujemy pozwolenie na przyjmowanie Komunii bez konieczności podejmowania decyzji o białym małżeństwie. Ma się to jednak dokonać na drodze rozeznania, w czasie którego rozwiedzeni małżonkowie będą musieli ocenić, co należałoby zrobić, aby naprawić aktualny stan rzeczy. Dopiero w wyniku takiego rozeznania, dokonującego się przy asystencji księdza, będą mogli uznać, czy podjęli decyzję moralnie najlepszą. Brzmi to dość skomplikowanie, ale zawiły jest również sam dokument.
W podobnym tonie wypowiedzieli się w opublikowanym niedawno dokumencie biskupi maltańscy. Między innymi napisali, że są pewne złożone sytuacje, w których wybór życia we wstrzemięźliwości od współżycia seksualnego w nowych związkach staje się „po ludzku niemożliwy” i może powodować jeszcze większą szkodę. Ten zapis nie ma osłabić decyzji o rezygnacji ze współżycia. Pytanie dotyczy raczej dobra, jakie z takiego postanowienia miałoby wypływać. Jaki będzie stan emocjonalnej relacji po takiej decyzji. I na ile wpłynie on na poprawne wychowanie dzieci.
Podwyższona poprzeczka
Ta sytuacja wymaga rozeznania. Może ono prowadzić do odkrycia większych zobowiązań moralnych osoby rozwiedzionej wobec sakramentalnego małżonka i jej rodziny, niż byłoby to w przypadku wymogu zachowania jedynie samej wstrzemięźliwości seksualnej. Jednym z takich zobowiązań jest chociażby regularne płacenie alimentów. Paradoksalnie więc tam, gdzie wydaje się, że papież Franciszek proponuje poluźnienie wymogów, rodzą się inne, bardziej wymagające zobowiązania. Papież nie proponuje więc obniżenia moralnej poprzeczki, ale raczej ją podwyższa. Przynajmniej w kontekście solidnego rachunku sumienia dotyczącego małżeńskiej i rodzinnej przeszłości, jak i teraźniejszości, w której może okazać się, że sama wstrzemięźliwość seksualna nie rozwiązuje problemów rodzinnych i nie leczy zadanych ran. Nie jest wszystkim, co ktoś powinien zrobić, aby sytuację rzeczywiście naprawić. Nie rozstrzygałbym więc zbyt szybko, który z papieży proponuje drogę łatwiejszą.
Lekarstwo i nagroda
Nie zmienia to faktu, że Kościół stoi dzisiaj przed bardzo skomplikowanym zadaniem. Jest nim rzetelne rozeznanie ewangelicznych wymogów dotyczących Komunii dla osób rozwiedzionych. Na tej drodze dominują zasadniczo dwa podejścia, które mają swoje uzasadnienie zarówno w historii Kościoła, jak i w najnowszym Katechizmie Kościoła katolickiego. Jednym z nich jest definiowanie Komunii eucharystycznej jako lekarstwa dla grzeszników, co skłania do zmniejszania wymagań wobec tych, którzy będą mogli tę Komunię przyjmować. Katechizm przypomina więc, że „Komunia jest lekarstwem” i „chroni przed kolejnym grzechem”. Z drugiej strony ten sam katechizm jasno stwierdza, że „Eucharystia jest sakramentem tych, którzy pozostają w pełnej komunii z Kościołem”. Jest potwierdzeniem trwania w łasce uświęcającej. Nie może jej przyjmować ten, kto tę łaskę świadomie stracił, popełniając grzech ciężki.
Komunia dla osób rozwiedzionych dotyczy w samym sednie tego właśnie sporu. Pozostaje bowiem pytanie, czy trwanie w łasce uświęcającej osoby żyjącej w nowym związku powinno rozstrzygać się tylko w kontekście seksualnym? Czy wybór trwania ze sobą osób rozwiedzionych, których sytuacja jest moralnie nie do naprawienia, oznacza zawsze i w każdej sytuacji grzech ciężki? Czy i oni, w szczerej postawie nawrócenia, nie potrzebują lekarstwa łaski, aby wrastać w wierze? Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania. Uważnie nasłuchuję postanowień Kościoła. Także polskiego episkopatu.
Nie zmienia to jednak mojego krytycznego zdania na temat katolickich publicystów, wyzywających od heretyków tych, którzy powyższe pytania stawiają. Bez komentarza pozostawiam również fakt, że niektórzy z nich o zdradę nauki Chrystusa oskarżają również papieża Franciszka, który jest głową Kościoła. Tym bardziej że rzetelne przyjrzenie się nauczaniu Jana Pawła II pokazuje, że w kontekście małżeństw niesakramentalnych polski papież dokonał większego przełomu niż ten, którego świadkami możemy być obecnie.