Upadają wspólne plany i nadzieje. Wyznania i zobowiązania stają pod znakiem zapytania. Rozpada się coś, do czego niejednokrotnie porównywana była relacja między Bogiem a ludźmi. Wierność okazuje się zbyt wielkim oczekiwaniem. A miłość... Co się z nią dzieje?
Czy to wszystko przekracza ludzkie możliwości? Czyżby nierozerwalność małżeństwa była – przynajmniej dla części ludzi – nieosiągalnym ideałem? Nie. Bóg nigdy nie stawia człowiekowi wymagań niemożliwych do spełnienia. Dlaczego więc Mojżesz pozwolił na rozwody? „Przez wzgląd na zatwardziałość serc”. Z powodu ludzkiej grzeszności i odrzucania łaski Bożej w chwilach pokusy.
To nie przypadek, że zaraz po stanowczym przypomnieniu o nierozerwalności małżeństwa Jezus błogosławił dzieci. Rozchodzący się małżonkowie cierpią, jednak cierpienie, jakiego w takich chwilach doznają dzieci, ma szczególny wymiar. To one są przecież owocem miłości, tego, że rodzice stali się już „nie dwojgiem, lecz jednym ciałem”. Nieświadome, że to grzeszność dorosłych jest powodem rozdarcia, próbują niejednokrotnie brać winę na siebie.
Rozejście się mamy i taty może też bardzo utrudnić dzieciom „przychodzenie do Jezusa”. Dlatego także do nich Chrystus powiedział: „Nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże”.