Zespół Pampeluna z Koszalina słynął do niedawna głównie z mocnego, rockowego grania, w dodatku po hiszpańsku. Kiedy więc z raperem 4P, czyli Przemysławem Majewskim, muzycy (teraz już jako Pampeluna 4P) zaczęli śpiewać o polskich bohaterach, publiczność była w szoku.
Arkadiusz „Julia” Pater, wokalista i gitarzysta Pampeluny, przyznaje, że śpiewanie o historii wzięło się z wielkiego… wkurzenia. – Kiedy pierwszy raz zobaczyłem gościa w koszulce ze znakiem Polski Walczącej, aż piałem z zachwytu. Krzyknąłem „łoł” kiedy ujrzałem na czyichś plecach Piłsudskiego w formie karcianego asa – opowiada. – Wszystko do czasu. Widok chuliganów, którzy w odzieży patriotycznej robili zadymy na stadionach, powalił mnie. Ludzie, coś poszło nie tak!
Nietypowy sposób
Arkadiusz Pater to historyk i od dziewięciu lat nauczyciel w kilku koszalińskich szkołach. Młodzież się do niego garnie.
– Uwielbiam kontakt z dzieciakami – mówi muzyk, który bacznie przygląda się młodym. Z jego obserwacji nie wynikają najlepsze wnioski.
Z Pampeluną śpiewał więc o pustce, w której żyją młodzi. Ale muzyków z Pampeluny denerwowało coś jeszcze: wycieranie sobie gęby patriotyzmem i szambo, które wylewa się z internetu. – Chcieliśmy dać ludziom coś pozytywnego. Są postaci i wydarzenia z naszej historii, z których powinniśmy być dumni. Postanowiliśmy pokazać to młodym w nietypowy, muzyczny sposób – wyjaśnia Arkadiusz Pater.
Grupę Pampeluna 4P tworzy sześciu muzyków. Łączą rap i mocne, rockowe brzmienie. Śpiewają głównie teksty rapera 4P. W jego twórczości od dawna pobrzmiewały patriotyczne nuty i odwołania do historii. Kilka lat temu zaśpiewał piosenkę „Mam biało-czerwone serce”. Tekst znalazł się nawet w podręczniku do języka polskiego dla piątej klasy.
Przez dwadzieścia dni nie wychodzili ze studia. Nagrali płytę, a potem ruszyli w trasę koncertową. Śpiewają o polskim październiku i o przyjaźni polsko-węgierskiej, wspominają wrzesień 1939 roku. Jest też kawałek o Cudzie nad Wisłą i opis bitwy pod Grunwaldem.
„Z podniesioną głową”
Prawie do każdej piosenki nakręcili teledysk. Długo głowili się nad klipem o żołnierzach spod Monte Cassino. – Pomyśleliśmy w końcu: dlaczego nie pojechać na miejsce, do Włoch. 2200 kilometrów, 27 godzin jazdy non stop w jedną stronę. W busie było wesoło. – Ale kiedy wdrapaliśmy się na szczyt i rozejrzeliśmy się po cmentarzu, nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa – mówi Arkadiusz Pater.
Wkrótce potem na głównej ulicy Koszalina zobaczył przemarsz młodych ludzi przebranych w partyzanckie ubrania.
– Od znajomych dowiedziałem się, że to grupa rekonstrukcyjna, która upamiętnia żołnierzy wyklętych – wspomina. Szybko powstał więc pomysł na klip do utworu o podziemiu niepodległościowym i rotmistrzu Pileckim.
W Koszalinie i okolicy działa kilka grup rekonstrukcyjnych. Grupa Rekonstrukcji Historycznych Gryf upamiętnia podziemie niepodległościowe. Organizują marsze upamiętniające żołnierzy wyklętych i rekonstrukcje historyczne w rocznicę powstania warszawskiego. To okazja, by zobaczyć uzbrojenie i mundury, porozmawiać z pasjonatami historii, a nawet posiedzieć w replice partyzanckiego obozu.
– Mamy społeczeństwo obrazkowe. Młodzi muszą zobaczyć i dotknąć. Formę dopasowujemy więc do zapotrzebowania – przyznaje Marcin Maślanka, politolog i lider Grupy Gryf.
Łzy wzruszenia
O bohaterach walk opowiadają podczas lekcji szkolnych. Młodzi często na początku słuchają tego z obojętnością. Zmieniają podejście, gdy uświadamiają sobie, że ludzie, którzy w obronie idei byli gotowi poświęcić własne życie, byli ich rówieśnikami.
Kiedy młodzi ludzie z Gryfa z muzykami robili klip do piosenki o żołnierzach wyklętych, coś między nimi zaiskrzyło. „Róbmy koszalińskiego Wołoszańskiego!”, zaproponował Arkadiusz Pater, który w międzyczasie powołał studio filmowe JART. Okazało się, że bohaterów mają niemal po sąsiedzku.
W trzy tygodnie zrealizowali film o Piotrze Karpowiczu. To emerytowany wykładowca Politechniki Koszalińskiej, żołnierz AK garnizonu Wilno. W 1944 r. po powstaniu wileńskim trafił do gułagu w Norylsku na Syberii. W 1953 r. przyłączył się do zorganizowanego tam powstania. Kilka razy otarł się o śmierć. Dopiero w 1956 r. wrócił do Polski. Filmowa opowieść o Karpowiczu Rybka – bohater dwóch powstań została ciepło przyjęta. Była publiczna premiera i prezentacje w szkole. Film od razu trafił do internetu.
Idąc za ciosem, postanowili nakręcić film o żyjącym w Koszalinie powstańcu warszawskim, Jerzym Leonowiczu „Żbiku”. Jak poprzednio, opowieści bohatera uzupełnili rekonstrukcją zdarzeń z przeszłości. W marcu odbył się pierwszy publiczny pokaz. Był nadkomplet publiczności. Jerzy Leonowicz płakał ze wzruszenia.
Utrwalić wspomnienia
Jak w tym wszystkim czują się młodzi? Hania Telega w przyszłym roku kończy liceum. Dołączyła do grupy Gryf w II klasie gimnazjum. Wtedy była tam jedyną dziewczyną. Nie pamięta, w ilu prezentacjach historycznych brała udział. Z pewnością jednak zagrała we wszystkich filmach, które przygotowywali wspólnie ze studiem JART. – Odtwarzamy sceny z największą dbałością o szczegóły. Czuję się tak, jakbym dotykała historii. Jesteśmy chyba ostatnim pokoleniem, które ma szansę poznać bohaterów tamtych wielkich wydarzeń – mówi i przyznaje, że na wiele rzeczy patrzy dziś nieco inaczej.
Arkadiusz Pater i młodzi ludzie z Gryfa pracują teraz nad dwoma filmami. Pierwszy opowiada mało znaną historię o powojennych losach żołnierzy z Westerplatte. Część westerplatczyków końca wojny doczekała w okolicach Sławna. Ruszający na podbój tych ziem Rosjanie przewieźli ich do Koszalina. W ten sposób legendarni obrońcy Wybrzeża stali się pierwszą grupą Polaków, którzy w marcu 1945 r. zaczęli porządkować miasto. Drugi film to historia Zdzisława Badochy „Żelaznego”, żołnierza AK, który po wojnie nie złożył broni i walczył m.in. na Pomorzu jako jeden z dowódców 5. Wileńskiej Brygady AK.
Większość kosztów pokrywają z własnych dochodów. Niedawno rozpoczęli zbiórkę w internecie. Czy „Projekt Patryoci” i pomysł na kręcenie historycznych filmów nie wynika z mody na patriotyzm. – Gdyby była na to moda, nie musiałbym spłacać długów – śmieje się Arkadiusz Pater.
Tłumaczy, że śpiewając o wydarzeniach z przeszłości i realizując filmy, chce zaciekawić ludzi historią i uchronić od zapomnienia niektóre fakty z przeszłości. – Czasu nie zatrzymamy, ale wspomnienia uczestników ważnych wydarzeń możemy utrwalić – dopowiada.
Coś dobrego
Tymczasem raper 4P promuje także własny projekt. Najnowszą płytą Międzywojenna nuta postanowił upamiętnić stulecie odzyskania niepodległości. Inspiracją była historia jego dziadka Jana Majewskiego, który walczył w Legionach Piłsudskiego. – Utwory z dwudziestolecia wydały mi się najlepszym wyborem – mówi. W lakierkach z białymi lamówkami, w gustownym kapeluszu i garniturze w paski śpiewa teraz specjalnie zaaranżowane piosenki z repertuaru Mieczysława Fogga, Eugeniusza Bodo czy Henryka Warsa. 4P jest przekonany, że połączenie przedwojennych szlagierów z rapem jest kluczem dotarcia również do młodych. – Nie opowiadam się za żadną partią. Tworzę dla wszystkich – dodaje.
Zapowiada, że wkrótce wybiera się do Lwowa, żeby nagrać teledysk i rozdać płyty tamtejszej Polonii. Bo przyjął plan, że rozda 100 tysięcy płyt. Krążki wręcza uczniom podczas spotkań szkolnych, na koncertach i wprost na ulicy. Do tej pory rozdał 15 tysięcy. Mówi, że swój patriotyzm wyraża muzyką. – „Nie pytaj, co kraj może zrobić dla Ciebie, ale co ty możesz zrobić dla kraju”, powiedział kiedyś prezydent Kennedy. Czuję, że moją płytą mogę zrobić coś dobrego w czasach, kiedy jako naród bardzo się kłócimy – mówi Przemysław 4P Majewski.
Arkadiusz Pater dodaje: – Chodzi o to, by ludziom nie było wszystko jedno. Właśnie nad tym pracujemy.