Logo Przewdonik Katolicki

W drogę, biskupie!

FOT. MAGDALENA BARTKIEWICZ. Tomasz Królak wiceprezes KAI.

Biskup zaprosił kleryków w góry i chodzi z nimi na wycieczki. Sensacja!

Biskup pojechał z młodzieżą do Taizé i jadł tam z plastykowego talerza. Niesamowite! Biskup pojechał z diecezjanami na wycieczkę rowerową. O, matko! Zastanawiam się, czy to normalne, że takie biskupie gesty wciąż uchodzą w Polsce za niezwykłe, niecodzienne, sensacyjne właśnie? I że ekscytujemy się nimi, przekazując dalej, no bo – wow! Nie, to nie jest normalne, bo świadczy o jakimś niezrozumiałym właśnie dystansie i skrępowaniu, charakteryzującym zdystansowane relacje tak zwanego zwykłego katolika i jego biskupa.
Przypominają się piękne i przejmujące słowa św. Augustyna: „Choć lękam się tego, kim jestem dla was, pociesza mnie to, kim jestem z wami”. Dalej pada słynne już sformułowanie: „Dla was jestem biskupem, z wami jestem chrześcijaninem”. Nie czuję, by w Polsce ta myśl jakoś szczególnie mocno się zakorzeniła.
Dlaczego? Cóż, jeśli kontakty biskupa ze świeckimi mają miejsce jedynie od wielkiego dzwonu, jak wizytacja parafii czy bierzmowanie, to kiedy mają wykształcić się jakieś normalne relacje? Jeśli przeciętny diecezjanin nie widzi swojego biskupa częściej niż kilka razy do roku (nie mówiąc już o możliwości zamienienia z nim choćby kilku zdań), to czyż można się dziwić, że gdy nadchodzi ów „wielki dzwon”, kontakt wygląda tak, jak wygląda?
Bardzo bym chciał, żeby normalne relacje stały się polską normą, a nie wyjątkiem urastającym do rangi sensacji. I mam już nawet pomysł, od czego można by zacząć: od wspólnego pielgrzymowania na Jasną Górę. Byłoby wspaniale, gdyby w tę drogę, wraz ze swoimi pątnikami, ruszyli zdecydowanie liczniej polscy biskupi (zwłaszcza młodszej generacji – im będzie łatwiej pokonać fizyczne trudy). Pielgrzymka to także metafora ziemskiej wędrówki chrześcijanina do niebieskiej ojczyzny. Wspólne pielgrzymowanie biskupa z wiernymi byłoby pięknym symbolem towarzyszenia im na tej drodze oraz – na zasadzie wzajemności – stałego wpierania biskupa przez wiernych.
Ale, poza wymiarem metaforycznym, miałoby takie pielgrzymowanie także walor jak najbardziej realny. Podczas pielgrzymki (znam jej smak) człowiek, mocując się ze słabościami ciała, jakoś mięknie i pokornieje, otwiera się na drugiego, dużo mówi, ale też wiele słucha. Biskupio-świecka wymiana myśli na temat specyfiki pracy, codziennych wyzwań, sposobów radzenia sobie w chwilach kryzysu itd., mogłaby, jak sądzę, mocno zbliżyć obie strony. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że nowe, otwierające perspektywy w myśleniu o życiu, Kościele i świecie zyskaliby w ten sposób i biskupi, i świeccy.
Swoją drogą, myślę też czasami o codziennych relacjach księży z ich biskupami. Czy ten kontakt jest właściwy, częsty, partnerski i ojcowski? Czy biskup zaprasza czasami księży na kolację, żeby przy pizzy i piwie (zgroza?) pogadać o sprawach wielkich i małych, wzniosłych i codziennych? O pięknie i o trudzie powołania, o Kościele i teologii, ale też o futbolu i o tym, jakie kto ma hobby? No, ale to już inny temat i dla innego zapewne autora.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki