Szymon i Andrzej, i pierwsi apostołowie byli przecież praktykującymi żydami. W trakcie mojego ostatniego pobytu w Aleppo w październiku ubiegłego roku spotkałam muzułmankę, która chciała przyjąć chrześcijaństwo. Poznałam w ostatnich latach setki muzułmanów, a to była pierwsza osoba, o której dowiedziałam się, że chce stać się chrześcijanką. Oczywiście zapytałam dlaczego. Odpowiedziała, że to, co ją urzeka w naszej religii, to „dobrowolna ofiara z siebie, bezwarunkowa miłość”. Czyta dużo o Jezusie i nie może zrozumieć, jak można było dobrowolnie oddać swoje życie za innych, nie oczekując nic w zamian, nie stawiając warunków. Podkreślała bardzo wolność tego kroku. Ostatnio jedna siostra pracująca z uchodźcami mówiła mi, że gdy na przykładzie ojca Kolbe opowiedziała jednemu muzułmaninowi, czym jest chrześcijaństwo, ten spotykając ją po kilku dniach, krzyknął: „Ja też chcę być jak ojciec Kolbe”. Myśląc o tej kobiecie i mężczyźnie, którzy patrzą na wiarę chrześcijan niejako „z zewnątrz”, odczuwam to dzisiaj jako wezwanie do ciągłego mojego nawrócenia: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!”. Ono też brzmi przez stulecia i pozostaje aktualne. Mam się nawrócić na bezwarunkową miłość do drugiego – każdego, bez względu na przynależność religijną, etniczną, rasową czy narodową.