Dlaczego Ojciec napisał książkę Porwany w Iraku? Nie wszyscy porwani dzielą się tą wiedzą… Ta książka boli, porusza, wzbudza niepokój, a także każe zastanowić się nad tym, co znaczy być uczniem Jezusa Chrystusa.
– To jest dokładnie odpowiedź. Chciałem opowiedzieć historię wiary, wiary chrześcijan w Iraku, opowiedzieć o mojej pastoralnej pracy, duchowym życiu i budować świadomość wśród ludzi na temat chrześcijan w Iraku.
Ma Ojciec jeszcze rany po biciu w trakcie porwania?
– Mam tylko blizny po biciu na plecach, nigdzie indziej, ale nie sprawdzam tego. Pozostały jeszcze rany duszy i w sercu.
W jakich momentach dają znać o sobie?
– Kiedy jestem przerażony albo kiedy staję przed dużym wyzwaniem, to czasami przychodzi strach, który mi towarzyszył w tamtych dniach. Czasami przychodzi też strach i przerażenie kiedy pracuję z ludźmi, których nie znam. Zdrowienie to proces.
Co daje obecność chrześcijan na Bliskim Wschodzie obecnie zdominowanym przez muzułmanów, mimo że to chrześcijanie byli tam pierwsi? Co chrześcijanie obecnie mogą wnieść do specyfiki Bliskiego Wschodu? Ktoś powiedział, że Bliski Wschód bez chrześcijan nie będzie arabski, tylko muzułmański.
– Myślę, że to myślenie jest błędne. Bliski Wschód jest chrześcijańskim regionem od samego początku. Jezus, jak i większość proroków, pochodzi stamtąd. Stary i Nowy Testament był napisany w regionie obecnego Iraku, Palestyny, Syrii i Libanu. Jeśli myślimy, że chrześcijaństwo zniknie z tamtego regionu, to się mylimy, ponieważ chrześcijanie zawsze kochali swoją ziemię. Uważają, że jest to ziemia święta, pomimo że czasami występują problemy. Nie myślę, że chrześcijanie będą chcieli całkowicie wyjechać. Obecnie zmniejszyła się liczba chrześcijan z powodu złych warunków życia. Myślę również, że obecność chrześcijan jest bardzo ważna, ponieważ tworzymy równowagę pomiędzy różnymi grupami. Jesteśmy symbolem otwarcia tego regionu i kraju. Kraje arabskie nie mogą żyć bez chrześcijan. Bez chrześcijan Bliski Wschód będzie miał niewłaściwy kształt. Wewnętrzna polityka potrzebuje chrześcijan do utrzymania równowagi również z innymi religiami. Chrześcijanie są również pomostem do Zachodu. A kraje Zachodu również potrzebują kontaktu z tym regionem z punktu widzenia ekonomicznego, społecznego i religijnego, ponieważ chrześcijanie są zainteresowani tym regionem z różnych powodów. Chrześcijanie mogą być w tym pomocni. To zależy od tego, co się w przyszłości wydarzy.
Chrześcijanie są Arabami?
– Chrześcijanie nie są Arabami. Nie jestem Arabem, jestem Chaldejczykiem. Są też Syrianie, Chaldejczycy.
Ale to są religie?
– Oczywiście mówimy po arabsku. Język i kultura są arabskie, ponieważ wzrastaliśmy w arabskim regionie. Ale nie jesteśmy Arabami, jesteśmy Chaldejczykami, mówimy po chaldejsku. Ja np. mówię po chaldejsku.
W Europie nie definiujemy się przez religię, ale przez narodowość.
– Oprócz arabskiego każdy mówi w swoim języku, Chaldejczycy po chaldejsku, Syryjczycy po syriacku. Ja definiuję samego siebie jako chaldejskiego Irakijczyka (chaldean Iraqi). Bycie Irakijczykiem to narodowość, nacja. Narodowość to dom dla wszystkich. Wewnątrz Iraku mamy muzułmańskich Arabów i muzułmańskich Kurdów. Ci ostatni nie są Arabami, ale są Irakijczykami. Chrześcijanie – Chaldejczycy, Syryjczycy, Asyryjczycy także są Irakijczykami, ale nie są Arabami. Mamy także Sabiitów pochodzących od Jana Chrzciciela, którzy nie są Arabami. Mówią po arabsku, bo to język oficjalny. Jezydzi to Kurdowie, ale nie Arabowie i nie są muzułmanami. Irak jest zróżnicowanym państwem. Mówię po arabsku lepiej niż muzułmanie, skończyłem arabski uniwersytet, jestem zanurzony w arabskiej kulturze bo tam żyję, ale nie jestem Arabem.
Czego chrześcijanie z Iraku oczekują od Europy? Często na Bliskim Wschodzie słyszałam zarzuty, że muzułmanie tworzą wspólnotę, o chrześcijan nikt się nie troszczy.
– Doświadczyliśmy jako chrześcijanie z Iraku przez ostatnie 15 lat wielkiego wsparcia ze strony chrześcijan z Zachodu. Chrześcijanie z Europy, z USA, z Kanady i z innych krajów z wielu katolickich organizacji takich jak Kirche in Not, Missio czy episkopaty Niemiec, Włoch, Szwecji, Polski, Wielkiej Brytanii wspierali nas modlitewnie i moralnie, budowali wrażliwość dotyczącą sytuacji chrześcijan w Iraku, w końcu wspierali nas materialnie. Budowali szkoły, odbudowali wioski po inwazji ISIS, gdzie mieszkało wcześniej 100 000 chrześcijan. Chciałbym zwrócić uwagę na inną rzecz: ludzie z Zachodu nie wiedzą o istnieniu chrześcijan na Bliskim Wschodzie np. w Iraku. Kiedy mówię, że jestem chrześcijaninem, osobą duchowną, pytają się, czy stałem się chrześcijaninem i czy moja matka była chrześcijanką. Mówię, że od pokoleń moja rodzina była chrześcijańska. Myślę, że to, co się dzieje na Bliskim Wschodzie przez ostatnie 30-40 lat, ukształtowało wrażliwość ludzi z Zachodu na obecność chrześcijan w tych krajach i że mamy jedną wiarę na całym świecie.
Znam trochę Bliski Wschód i trudno mi się zgodzić, że chrześcijanie są najbardziej cierpiącą grupą. Widziałam Jezydów, za którymi nie stoi żadna potęga. Też przez ISIS byli bardziej dyskryminowani. W Karakosz widziałam, że ich domy były zniszczone, a chrześcijan spalone.
– Jezydzi cierpieli bardzo przez ostatnie 4-5 lat z rąk ISIS, ale chrześcijanie cierpią od 2003 r., od tego czasu bowiem wielu chrześcijan zostało zabitych i porwanych oraz przesiedlonych. Dotknęło to także muzułmanów. Niektóre rodziny musiały zmienić kompletnie swoje życie, opuszczając swoje domy. Te przesiedlenia były trudne dla zwykłych rodzin. Cierpieli bardzo. Wspieramy ich. Wiemy też, że Jezydzi cierpią. To bardzo pokojowi ludzie.
Czy wspieracie się międzyreligijnie? Czy można mówić o ekumenii cierpienia?
– Od czasu pierwszej wojny w Zatoce zawsze pomagaliśmy muzułmanom. Wiele katolickich organizacji pomagało jednej i drugiej wspólnocie. Chrześcijanie w Iraku są bardzo otwarci na muzułmanów. Kiedy byłem proboszczem parafii, pomagałem w różny sposób muzułmanom, starałem się traktować ich tak samo. Oczywiście chrześcijanie są moją wspólnotą i moją parafią, ale mam z muzułmanami wiele dobrych wspomnień. Nie mieliśmy problemów na poziomie społecznym, bo mamy dobre relacje i wzajemne przyjaźnie. Byliśmy w stanie tworzyć dobre relacje z naszymi sąsiadami.
Słyszałam wiele opowieści, że podczas wojny muzułmanie byli zdziwieni że chrześcijanie im pomagają.
– To jest jeden z elementów, który przemienia nasze wspólnoty. Na początku, kiedy mnie porwali, powiedzieli, że zapytają się ludzi o mnie. Powiedziałem żeby zapytali muzułmanów, nie chrześcijan. Muzułmanie znali mnie dobrze, wiedzieli kim jestem i co robię. Rzeczywiście pytali ludzi, wrócili i potwierdzili, że wiele osób mówiło o mnie dobrze. Zapytali muzułmanów – sąsiadów mojej parafii, którzy byli zmartwieni, że zostałem porwany.
Rozmawiałam z wieloma biskupami z Iraku. Wszyscy mówią, żebyśmy dali Wam spokój, że sami sobie poradzicie, nie chcecie nic, chcecie tylko pokoju. To samo słyszałam w Syrii. Dlaczego nie ma pokoju?
– Nie zgadzam się w tym z biskupami. Błędem jest mówienie do Amerykanów, Anglików, Polaków, zostawcie nas w spokoju, ponieważ jesteście źródłem problemów. Problem nie pochodzi z Zachodu. Prawdą jest, że decyzja o wojnie była błędna. To nie znaczy jednak, że wszystkie problemy obecnie jakie są w Iraku, są spowodowane decyzjami Zachodu. Absolutnie nie. Wiemy, że jesteśmy częścią problemu. Pomogliśmy wygenerować te problemy z naszą niezdolnością i nieumiejętnością zarządzania kryzysem wewnątrz kraju. Wiemy, że nie było harmonii między ludźmi w czasie rządów Saddama Husseina, ponieważ to reżim trzymał kraj w pokoju, a nie ludzie, którzy rozumieli się wzajemnie. To czego potrzebujemy, to edukacji i formacji, żeby zmieniać kolejne pokolenia. Potrzebujemy zmiany mentalności i postawy wobec innych. Tworzenia postawy akceptacji, szacunku, miłości, godności wobec każdego. Potrzebujemy się do tego przekonać, nie poprzez siłę i narzucenie przez jedną osobę, która decyduje, co dobre i złe. Zachód czasami wykorzystuje Bliski Wschód, ponieważ mamy dobra w tych krajach, jak chociażby ropę, ale nie można powiedzieć, że nasze problemy wynikają z powodu USA czy Zachodu. Musimy być realistami i wiedzieć, że problemy są tworzone wewnątrz, nie z zewnątrz.
Z jednej strony Zachód chciał zbudować demokrację na swój sposób, ale nie rozumiemy, że nie da się zbudować takiego samego modelu na Bliskim Wschodzie, jaki mamy na Zachodzie.
– Zgadzam się. Idea demokracji zaaplikowana na Bliskim Wschodzie nie była sukcesem. Powiedziałem, że było wiele rzeczy złych, które zrobił Zachód, np. wojna była złą decyzją. Ale obecnie my tworzymy złe rzeczy. Podam przykład. Kto sprowadził Al-Kaidę i ISIS na nasze tereny? Myślę, że wojna ułatwiła to, ale to ludzie ich zaprosili. Ludzie z Mosulu i z innych części kraju współpracują z nimi. Kto utworzył szyickie milicje na południu kraju? Szyici. Chcieli utworzyć swój system. Wg mnie, to nie mentalność zachodnia stworzyła to, co mamy w Iraku. Obecnie to sami Irakijczycy, którzy kontynuują tą drogę. Drogę podziału, braku szacunku wobec innego, braku akceptacji odmienności, kontroli przez wszystkie dostępne środki.
Co się stało w Iraku i w Syrii, że zaczęliście się postrzegać jako wrogowie: chrześcijanie, sunnici, szyici?
– To co powiedziałem. Żyliśmy w pokoju, który ktoś nam narzucił z góry. To nie było coś, do czego byliśmy przekonani. Pokój jest tworzony przez wiedzę, która przychodzi przez szacunek, prawa człowieka, uznanie, że ktoś inny również zasługuje na to, by być traktowanym godnie. Takiej edukacji brakowało nam w Iraku. Przekonania, że akceptujemy ludzi takimi jakimi są, a nie nakłaniamy ich, by byli tacy, jak chcemy żeby byli. To jest problem. Saddam Husajn trzymał wszystko pod kontrolą. Był pokój, ale narzucony siłą, bo używał przemocy wobec ludzi. Pokój nie był tworzony dzięki edukacji i przez miłość.
Drugi problem to fakt, że po 2003 r. wiele osób opuściło Irak. Sunnici i szyici pracujący z Saddamem wyjechali do Jordanii, Syrii i Libanu. Wyjechali chrześcijanie. Przyjechali nowi ludzie z zewnątrz. Ludzie, których nie znaliśmy i których dalej nie znamy. Trudno było z nimi żyć i nawiązać po raz kolejny nowe relacje.
Czego potrzebujecie dziś w Iraku?
– Potrzebujemy silnego rządu i państwa, które szanuje każdego, które uznaje prawa człowieka i godność każdego. Potrzebujemy więcej szacunku dla człowieka, a nie podkreślania odmienności religijnej, przynależności grupowej czy etnicznej. Potrzebujemy zbudować państwo, które daje prawa dla każdego bez dyskryminacji żadnej religii. Potrzebujemy bardzo silnego państwa, przekonanego o swoim powołaniu, próbującego zabiegać o dobro ludzi i wspierającego naród, a nie siebie samego.
Myśli Ojciec że to jest możliwe w kraju muzułmańskim, który nie jest tak wrażliwy na prawa człowieka i jego godność jak chrześcijaństwo?
– To jest trudne, ale nie jest niemożliwe. Mieliśmy trudne momenty w historii. Prześladowaliśmy się w przeszłości, ale też żyliśmy razem. Jeśli wierzymy że dobro jest ukryte w każdym sercu, myślę, że możemy zrobić coś dobrego.
Jak na co dzień wygląda współpraca pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami?
– Nie pracuję już w Bagdadzie, ale mogę opowiedzieć o moim doświadczeniu. Mieliśmy wielu nauczycieli, profesorów, dobrych ludzi, sąsiadów-muzułmanów, którzy opiekowali się kościołami, bronili nas przed obcymi i ich atakami. Ciągle możemy na nich liczyć. Wśród muzułmanów bardzo wzrosła świadomość, że nie możemy kontynuować tej drogi podziału, że musimy zmienić podejście. Tą świadomość widzę u wielu dziennikarzy muzułmańskich, którzy piszą o społeczeństwie muzułmańskim, o chrześcijanach, o tym co robimy.
To jakiś nowy początek?
– Nie. To jest wreszcie właściwe podejście. Pytanie samych siebie, co ja robię, by zmienić świat.
Czy z tego kryzysu obydwie wspólnoty wyjdą inne? Chrześcijanie mówią, że boją się muzułmanów, że żyją w wiecznym zagrożeniu, obawiając się, że po Al-Kaidzie i ISIS przyjdzie coś innego.
– Nie jestem pewny, czy musimy się bać cały czas. Myślę, że musimy pracować. Jeśli chcemy tam pozostać, musimy znaleźć wspólną drogę życia w pokoju ze wszystkimi. Myślę, że możemy to zrobić. Ciągle jeszcze musimy kształtować świadomość, wrażliwość, wiedzę o innych, rozumieć innych, wierzyć coraz bardziej i bardziej.
Pisze Ojciec w książce, że w trakcie porwania docenił życie. Co się zmieniło?
– Oczywiście że jestem inny. Zmieniła się moja osobowość, wiara w innych, wiara w Boga. Jestem bardziej przekonany, że potrzebujmy bardziej Boga, wiary, serca w naszym świecie. Musimy o tym głośno, ale z wyczuciem mówić, tzn. nie możemy narzucać naszej wiary innym. Musimy wiedzieć, w co wierzymy. Musimy tym żyć i mówić innym, co jest ważne w naszym życiu. To doświadczenie pozwoliło mi zrozumieć, że ludzie nie są źli z natury, a stają się złymi. Zmieniają się i że coś powoduje tę zmianę w nich. Zło jest tym, co sami tworzymy w świecie przez nasze czyny, nasz sposób myślenia, sposób widzenia innych. Możemy to zmieniać.
Uważam że jako państwa zachodnie jesteśmy winni temu, co się tam dzieje. Ludzie na Bliskim Wschodzie mówią, że w tę wojnę zaangażowanych jest 35 państw. To wojna bez twarzy, imienia, paszportu.
– Z punktu widzenia politycznego, ludzie Zachodu muszą zmienić myślenie o Bliskim Wschodzie.
Na jakie?
Nie możecie traktować tego regionu jako tylko ekonomicznego źródła zasobów. Musicie patrzeć na nas jak na region z potencjałem ludzkim, kreatywny, ważny dla wszystkich, ponieważ jest święty dla każdej religii – islamu, judaizmu i chrześcijaństwa oraz innych religii. Musicie pracować sprawiedliwie ze wszystkimi. Jeśli chcecie angażować się ekonomicznie, to musicie brać pod uwagę również, że są tam cywilizacja, kultura, języki, inni ludzie, którzy tam żyją i wszystko to wpływa na siebie wzajemnie.
Papież Franciszek wzywa wszystkich do zaprzestania handlu bronią.
– Papież ma rację, że musimy zatrzymać ten proceder. Musimy być bardzo stanowczy. Nie być częścią problemu, ale być częścią rozwiązania. Zachód ma narzędzia do negocjowania i prowadzenia rozmów. Musimy wzajemnie sobie pomagać poprzez uwrażliwianie siebie wzajemnie dla dobra ludzi. Weźmy przykład Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które były zbudowane przez ludzi Zachodu, a stały się jednym z najlepszych krajów arabskich. Ludzie Zachodu pomogli utworzyć to państwo. Można ten eksperyment powtórzyć.
Z jednej strony handlujemy, z drugiej pomagamy.
– Handel bronią, wywołanie wojny, wykorzystanie sytuacji w tych krajach jako argumentu do sprzedaży broni – to kompletny błąd. Wykorzystanie tego regionu ekonomicznie bez oglądania się na racje ludzkie to również jest błąd. Obecnie jednak europejskie kraje są bardziej świadome i chcą pokoju na Bliskim Wschodzie.
Jakie przesłanie zostawi Ojciec Polakom?
– Cieszę się ze tu jestem, zapraszam czytelników do przeczytania książki, która jest okazją do poznania kim jesteśmy i jak żyjemy. Pomimo trudnych momentów jakie przeżywamy, Irak to kraj wiary i nadziei.
Zaprasza nas ojciec do Iraku?
– Oczywiście!