Pielgrzymka papieża Franciszka jest określana jako wydarzenie historyczne, ważne dla całego Iraku. Dlaczego nie ogranicza się jej znaczenia tylko do mniejszości chrześcijańskiej?
– Ta wizyta ma wiele znaczeń, nie tylko dla chrześcijan, ale również dla muzułmanów (to około 98 proc. społeczeństwa) i krajów sąsiadujących. Irak to kolebka cywilizacji, biblijnych wydarzeń i Franciszek nie chce, żeby został zniszczony przez swoich obywateli. Teraz wszyscy, nie tylko Irakijczycy, chcemy pokoju dla Iraku. I ta wizyta wzmacnia to pragnienie. Wystarczy już wojen, zabijania siebie nawzajem. Powrócimy do naszych wyjątkowych korzeni jako bracia. Zaczynając od Ur Chaldejskiego, Ur Abrahama, naszego wspólnego ojca w wierze dla religii monoteistycznych, chcemy wrócić do tej jedności.
Kim są chrześcijanie żyjący w Iraku?
– Chrześcijanie w Iraku to pierwsi wierzący, którzy przyjęli Ewangelię od św. Tomasza Apostoła. Już w I wieku ludzie mieszkający w starożytnej Mezopotamii, czyli na ziemiach obecnego Iraku, uwierzyli w Jezusa Chrystusa. Kiedyś byliśmy na tych ziemiach większością, ale z upływem czasu, z narodzeniem islamu nasza liczba zaczęła się zmniejszać. Obecnie stanowimy mniej niż 1 procent społeczeństwa. Mamy swój własny język aramejski, którego używamy w liturgii oraz w naszych domach, a od XVI w. jesteśmy w unii z Rzymem. Większość chrześcijan w Iraku to katolicy Kościoła chaldejskiego – jednego z pięciu głównych rytów Kościołów orientalnych. Mamy własną tradycję, liturgię i modlitwy. Chrześcijaństwo w Iraku składa się z wielu denominacji. Wspólnie ze sobą żyją chrześcijanie Asyryjskiego Kościoła Wschodu, Syryjskiego Kościoła Katolickiego, Syryjskiego Kościoła Ortodoksyjnego, Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego, Kościoła Greckokatolickiego oraz Kościołów protestanckich.
Przesłanie Franciszka o potrzebie pojednania jest wymagające. Irak to miejsce, gdzie długie i głębokie podziały doprowadziły do myślenia w kategorii „ja”, nie „my”. Wiemy, że gdy tzw. Państwo Islamskie (ISIS) zajęło Równinę Niniwy, a chrześcijanie byli zmuszeni do ucieczki, zostali zdradzeni przez swoich sąsiadów. Na Równinie Niniwy żyją ze sobą chrześcijanie, muzułmanie i jazydzi. Oni również padli ofiarami działalności islamistów. Patrząc na tak złożoną rzeczywistość, czy to przesłanie jest możliwe do wprowadzenia w życie?
– W Mosulu papież powiedział do muzułmanów i chrześcijan żyjących w tym mieście, że teraz możemy ponownie odbudować więź braterstwa, podając przykład ojca Manuela, jedynego księdza, który tam żyje. Dzięki jego odwadze możemy odzyskać wiarę, że choć jesteśmy różni – i etnicznie, i religijnie – to możemy żyć razem. Powinniśmy mieć wiarę w sens takiego działania, by stanąć odważnie naprzeciw nienawiści. To już się wydarzyło, wiemy, że zostaliśmy zdradzeni przez naszych sąsiadów, ale było to spowodowane złem.
Wizyta Franciszka w Mosulu była najwymowniejszym znakiem jego pielgrzymki do Iraku. W Mosulu narodziło się tzw. Państwo Islamskie, a teraz, właśnie tutaj, wraz z przesłaniem Franciszka światło wiary, pokoju i miłości pomoże wzbudzić na nowo zaufanie do siebie nawzajem. Potrzebujemy więcej odwagi, żeby odbudować to miasto wspólnie, tak jak powiedziała to osoba dająca świadectwo podczas tego spotkania: „powstaniemy z prochu”. Mosul jest symbolem dla całego kraju.
Ilu chrześcijan żyje w Mosulu?
– Ojciec Manuel mówi, że 70 chrześcijańskich rodzin. Przed inwazją ISIS w Mosulu żyło kilka tysięcy chrześcijan.
Papież spotkał się w Ur Chaldejskim z przedstawicielami judaizmu oraz islamu. W Mosulu modlił się nie tylko za ofiary wojny, ale i za ich oprawców. Co więcej, modlił się w imieniu wszystkich wierzących w Boga, bez względu na wyznawaną religię.
– Franciszek w Ur Chaldejskim modlił się ze wszystkimi, żeby zaznaczyć, że wszyscy jesteśmy braćmi, że wielbimy jednego Boga, który jest naszym Ojcem. Jesteśmy jego dziećmi, a On troszczy się o nas wszystkich. Z tego punktu widzenia wizyta papieża jest ważna nie tylko dla chrześcijan. Przesłanie, jakie przyniósł do Iraku – że wszyscy jesteśmy braćmi – zachęca, aby nasze różnice nie były już dłużej przyczyną konfliktów.
Chrześcijanie w zatrważającym tempie opuszczają Irak. Jeszcze 20 lat temu było ich tutaj prawie 1,5 mln, obecnie szacuje się, że ta liczba spadła do około 250 tysięcy. Można odnieść wrażenie, że tej emigracji nic nie powstrzyma, nawet wizyta papieża. Co można zrobić, żeby zatrzymać chrześcijan w Iraku? Kto może to zrobić?
– To bardzo ważne pytanie. Ludzie szukają dobrobytu, życia w pokoju. Chrześcijanie w Iraku to pokojowi ludzie. Nie mają swoich wojsk, żeby się bronić, ufają tylko politykom. Rząd jednak ich zawiódł na przestrzeni ostatnich 20 lat. Nie stanął w ich obronie, przez co tak dużo cierpieli, szczególnie z rąk ISIS. Od wyzwolenia Mosulu Kościół i inne organizacje charytatywne włożyły dużo wysiłku w to, żeby odbudować nasze straty, ale ludzie wciąż nie ufają rządowi, nie są gotowi na odważny krok. Jeśli nie możemy zbudować społeczeństwa opartego na równości, bez względu na religię czy pochodzenie etniczne, a rząd kraju jest słabszy niż bojówki ekstremistów religijnych, ludzie nie mogą zaufać i wrócić. Zatrzymać emigrację, w mojej opinii, może tylko rząd Iraku.
Irak jest splamiony krwią tysięcy ofiar wieloletnich wojen i podziałów. Tu miały miejsce ludobójstwa na członkach mniejszości religijnych i etnicznych. Czy wizyta Franciszka może coś zmienić, realnie poprawić sytuację tych mniejszości?
– Rozmowa papieża z prezydentem oraz premierem Iraku to był bardzo ważny i wzruszający moment. Aby zatrzymać przemoc i żyć w pokoju, musimy pracować razem – nie przeciwko sobie nawzajem. Jeśli rząd będzie szukał powrotu do jedności, jeśli odrzuci dążenie do politycznej korzyści i finansową chciwość, a wybierze szukanie dobrobytu dla kraju i jego mieszkańców, to w ten sposób może uleczyć siebie od środka. Papież przyniósł posłanie braterstwa, które ma wpływ na przywódców politycznych i duchowych, bo zarówno jedni, jak i drudzy niszczą nasz kraj.
Czy dlatego tak ważne było spotkanie Franciszka z wielkim ajatollahem Alim as-Sistanim, przywódcą szyitów w Iraku?
– Po obaleniu reżimu Saddama Husajna religijni przywódcy przejęli władzę nad ludźmi w Iraku. Choć as-Sistani obecnie nie wychodzi z domu, to papież nalegał na tę wizytę i odwiedził go właśnie w jego domu w An-Nadżaf. Franciszek dobrze wiedział, że musi spotkać się z najważniejszym przywódcą religijnym w kraju, bo to prawdopodobnie on ma większy wpływ na ludzi niż politycy. Rozmawiał z nim około godziny za zamkniętymi drzwiami. Ale z tego, co wiemy, as-Sistani zapewnił, że już teraz mówi do ludzi o pojednaniu i braterstwie. W jego oczach już wkrótce Irak zmieni się na lepsze.
Pielgrzymka Franciszka pokazała, że Irak to nie tylko pole walki. W jej trakcie zostały przytoczone świadectwa braterstwa pomiędzy muzułmanami i chrześcijanami. Czy ma Ojciec osobiste doświadczenie takiej pokojowej koegzystencji? Czy taka jedność jest możliwa?
– Tak, koegzystencja jest możliwa, jeśli tylko jej chcemy. Jedność musi być stwarzana i kultywowana przez lata. To praca każdego dnia, w każdej sytuacji. Oczywiście może być bolesna, ale powinniśmy dbać o nią jak o roślinę, bo to nie jest coś, co możemy kupić w sklepie. Doświadczyliśmy bardzo srogiego czasu. Moja rodzina nawet uciekła z Mosulu do Francji. Obecnie pracuję na uniwersytecie w irackim Kurdystanie z muzułmanami, więc mogę z nimi być i rozmawiać. Jestem księdzem, ale moim studentom czy innym nauczycielom nie mówię o mojej religii, ale pokazuję im, kim jest chrześcijanin, przez sposób, w jaki z nimi jestem, jak ich traktuję. Nie możemy ewangelizować, bo to jest tutaj zabronione, ale to, co możemy zrobić, to pokazać przez nasze życie i postępowanie, kim jest chrześcijanin. My wierzymy w osobę Jezusa Chrystusa, ale ta różnica między nami nie oznacza, że jesteśmy lepsi od nich. Nie! Jeśli zostaniemy na tym poziomie myślenia, to każdy może uznać swoją religię za te właściwą i traktować innych źle. Wszyscy jesteśmy jednakowymi obywatelami tego samego kraju.
W Ur Chaldejskim papież wspomniał o prześladowanej mniejszości jazydów. Jak chrześcijanie, będąc również mniejszością religijną w Iraku, mogą im pomóc?
– Jazydzi okrutnie ucierpieli z rąk tzw. Państwa Islamskiego. Bojownicy pozwolili chrześcijanom uciec z ich domów, zabili niewielu, a jazydów masowo mordowano albo brano do niewoli. Jest wiele mniejszości religijnych i etnicznych w Iraku i papież przyjechał do nich wszystkich. Wyraźnie zaznaczył, że inni też cierpieli i wszyscy powinniśmy uleczyć nasze rany przez przebaczenie i wspólną pomoc. Nawet jeśli nie jesteśmy tak widoczni, pracujemy razem z innymi, pracujemy na korzyść tych mniejszości i całego kraju. Chrześcijanie są otwarci na jazydów, dużo rozmawiamy o naszych przeżyciach. Papież zwrócił oczy świata na wszystkich cierpiących w Iraku, przecież nawet muzułmanie padli ofiarami działalności ISIS. Franciszek przybył jako pielgrzym i brat, by modlić się z nami, by pokazać nam swoją troskliwą miłość. Przynaglił nas do życia w pokoju, do odbudowy tego kraju. Postaramy się z całych sił jako odpowiedzialni obywatele odbudować go razem, na ile będzie to możliwe.
Papież pokazał, że Irakijczycy są ważni. Pokazał to przez gest solidarności, braterstwa, jakim była ta pielgrzymka pomimo zagrożenia pandemią oraz niestabilnej sytuacji w kraju. Wielu powie, że to było szalone, żeby teraz tu przyjechać. Ale w ten sposób pokazał, że dbanie o siebie, choć może być niebezpieczne, jest konieczne. Okazał nam wielką miłość. Jesteśmy z niego dumni oraz z tego, że jesteśmy Irakijczykami.
O. Samer Soreshow Yohanna
Opat Chaldejskiego Zakonu Ojców Antonianów św. Hormizda w Iraku. Wykładowca języka aramejskiego oraz współtwórca Katedry Językoznawstwa Aramejskiego na Uniwersytecie Salahaddin w Erbilu, w irackim Kurdystanie