W Polsce wzrasta liczba małżeństw wyznaniowo mieszanych.
– Urodziłem się w Szwajcarii, gdzie blisko połowa związków to małżeństwa mieszane. Dlatego moje zainteresowanie ekumenizmem w kontekście małżeństw jest zupełnie naturalne. Nie dotyczy to mojej najbliższej rodziny. Moi rodzice byli katolikami. Jednak większości dalszych krewnych już tak. Jestem przekonany, że jeżeli związek katolika i osoby innego wyznania chrześcijańskiego tworzą ludzie naprawdę wierzący, ich historia życia może być dużym wkładem w pojednanie chrześcijan.
Tylko że małżeństwa mieszane stoją przed dużym wyzwaniem, jakim jest wychowanie dzieci. Z doświadczenia wiem, że to bywa bardzo trudne. W przeszłości próbowano ten problem rozwiązać bardzo prosto: dziewczynki przyjmują wyznanie po mamie, chłopcy po tacie.
– Nie znam powodów, dla których tak postępowano. Dzisiaj wychowanie dzieci w takich związkach opiera się na deklaracji ze strony katolickiej, że zobowiązuje się on lub ona do chrztu i wychowania katolickiego swoich dzieci. Druga strona przyjmuje to do wiadomości, tzn. że jest świadoma tego, że żona lub mąż katolik będzie dążyć do realizacji tego postanowienia. Z drugiej jednak strony, wchodzący w związek małżeński katolik wie, i powinien to respektować, że podobne zobowiązane religijne ma strona niekatolicka.
Jakie jest więc rozwiązanie tego problemu?
– Odpowiedź nie jest prosta. Należy szukać najlepszego rozwiązania dla dzieci, ale też dla całej rodziny. Powinno się to odbywać we wzajemnym poszanowaniu tych zobowiązań. Każda ze stron ma przecież poczucie, że najlepsze dla ich dzieci będzie wychowanie w jego własnej wspólnocie kościelnej. Tu spotykają się dwa bardzo głębokie przekonania, dwa sumienia. To jest więc bardzo trudne, ale nie niemożliwe.
Niektórzy praktykują wiarę całej rodziny w obu wspólnotach kościelnych jednocześnie. W taki sposób próbują też wychować swoje dzieci.
– Myślę, że zmienianie kościołów, raz jeden, raz drugi, nie jest rzeczą wychowawczo dobrą.
Rodzice powinni więc zadecydować o wychowaniu wszystkich dzieci w jednym Kościele?
– Powtórzę, że powinni szukać najlepszego rozwiązania wspólnie. Pamiętając o dobru dziecka i dobru całej rodziny.
Niektórzy rodzice wiedząc, że ich syn czy córka planują związek z osobą innego wyznania, proponują, aby z nim zerwać. Argumentują, że w Polsce jest tylu katolików, że rezygnując ze związku mieszanego, ich syn lub córka będą w stanie stworzyć inny, mniej „problemowy” związek z katolikiem.
– (długa cisza…) Jeśli dajemy prawo do szukania rozwiązania w kontekście wychowania dzieci w związkach mieszanych, tym bardziej przysługiwać ono powinno samym małżonkom. Oni powinni sami zadecydować, czy chcą być w takim związku. Również w tej sytuacji należy zastosować zasadę szukania wspólnego dobra.
Ksiądz Kardynał podkreśla, że ekumenizm jest silnie związany z misją, że misja ewangelizacyjna Kościoła jest możliwa i skuteczna tylko wtedy, gdy jest w niej obecny duch ekumenizmu. Z rozmów z wieloma księżmi mogę powiedzieć, że dominujące przekonanie wśród duchownych jest całkowicie odwrotne, tzn. takie, że Kościół katolicki świetnie sobie radzi niezależnie od innych wyznań chrześcijańskich. Jeśli natomiast angażuje się w ekumenizm – argumentują moi rozmówcy – to tylko dlatego, że dąży do jedności chrześcijan. Ekumenizm nie ma więc ich zdaniem większego związku ze skutecznością misji. Wręcz przeciwnie, ekumenizm kojarzy im się z kompromisem wobec prawdy, który zaciera Ewangelię, osłabia przekaz jednoznacznej doktryny, którą zachował i przekazuje Kościół katolicki.
– Ekumenizm to nie kompromis wobec prawdy. Wciąż dominuje pogląd, że ekumenizm sprawia jakieś zubożenie. Jest wręcz przeciwnie, ekumenizm ubogaca. Sercem ekumenizmu jest wymiana darów. Tak powiedział Jan Paweł II. Dlatego tak rozumiany ekumenizm to nie kompromis. Jestem przekonany, że każda ze wspólnot kościelnych ma jakieś szczególne dary, którymi może dzielić się z innymi. Ekumenizm to wymiana tych darów, a nie kompromis, który coś odbiera.
Na przykład…
– W dialogu z prawosławnymi rozmawiamy o prymacie papieskim i synodalności. Każdy z Kościołów wnosi do tego dialogu coś od siebie, co pielęgnuje we własnej tradycji: Kościół katolicki zachował wartość prymatu papieskiego, a Kościół prawosławny troszczył się o synodalność. Oba wymiary są w Kościele potrzebne i dialog ekumeniczny nam w szukaniu tej równowagi pomaga. Nie ma tu kompromisu, ale wzajemne ubogacenie darami: prymatu i synodalności. Kościół katolicki wzbogaca rozumienie samego siebie przez spotkanie z prawosławiem, a jednocześnie w ten sposób otwiera nowe możliwości porozumienia.
Wzbogaca nas też wspólne czytanie Pisma Świętego.
– Dobrym przykładem jest sposób, w jaki katolicy czytają w Biblii o papiestwie. Uzasadniamy je przede wszystkim na podstawie 16. rozdziału Ewangelii według św. Mateusza, bo tam jest mowa o prymacie Piotra. Tylko że św. Mateusz powraca do tematyki prymatu w rozdziale 18. i wówczas to samo, co wcześniej do Piotra, Jezus mówi do pozostałych apostołów. Dlatego możemy rozmawiać, co naprawdę chciał powiedzieć Jezus. Nie szukając kompromisu, ale prawdy. I nie takiej, która będzie podważać nasze dotychczasowe, katolickie myślenie o papiestwie, ale je ubogacać. Przecież o przemyślenie na nowo posługi Piotra prosił Jan Paweł II.
Ja odkryłem to wzajemne ubogacenie, gdy rozmawiałem z jednym z pastorów luterańskich o spowiedzi. Rozmawialiśmy długo o tym, co dla każdego z nas znaczy nawrócenie i wyznanie grzechów. Muszę przyznać, że po tej rozmowie zrozumiałem lepiej wartość naszej praktyki spowiedzi indywidualnej. Jednocześnie zaskoczył mnie fakt, że luteranie w spowiedzi powszechnej mówią, że ci, którzy nie czynią pokuty, tzn. nie dążą do prawdziwego nawrócenia, nie mają odpuszczenia grzechów. Ich grzechy, mimo spowiedzi powszechnej, są zachowane. To zabrzmiało mocno. Pomyślałem od razu, że wielu katolików odchodzi od konfesjonału ze spokojnym sumieniem, bo ksiądz ich rozgrzeszył. Ale czy zawsze zadają sobie tak radykalne pytanie, jak robią to luteranie: czy ja naprawdę chcę się nawrócić?
– Jest takie niemieckie powiedzenie: kto zna tylko Anglię, nie zna Anglii. Podobnie można powiedzieć o Polsce, kto zna tylko ją, jej naprawdę nie zna. Ten, kto w kontekście podzielonego chrześcijaństwa zna tylko swój własny Kościół, ten wie za mało o swoim Kościele.
Dlaczego nie wystarczy znać swojego Kościoła?
– Spotkanie… Spotkanie z innymi. Tylko w spotkaniu możliwe jest poznanie innych, ale też uświadomienie sobie wartości swojego własnego Kościoła. Myślę, że wielu katolików obawia się, że w ekumenizmie przemilcza się niektóre prawdy. Chowa się je przed innymi, żeby szukać tylko tego, co łączy. Moje życie jest świadectwem, że może być całkowicie odwrotnie. Dzięki ekumenizmowi ja stałem się bardziej świadomym i wzbogaconym duchowo katolikiem. Mogłem odkryć bogactwo mojego Kościoła innymi oczyma.
Pewnie problem kryje się w poczuciu, że będąc w Kościele katolickim mamy wszystko, a więc po co szukać na zewnątrz. Ma się wręcz wrażenie, że spotkanie z innymi może zasiać tylko wątpliwości. A kto wątpi, nie jest już silnym misjonarzem własnego Kościoła.
– Polscy katolicy mają wielki przywilej, ponieważ mogą przyglądać się swojemu wielkiemu rodakowi, św. Janowi Pawłowi II. Ten wielki papież ewangelizował na całym świecie, a jednocześnie przypominał nieustannie, że ta misja się powiedzie tylko wtedy, gdy będziemy to robić razem. Nie wbrew sobie, ale z innymi. Jestem przekonany, że możemy jeszcze wiele nauczyć się od Jana Pawła II. Także wy w Polsce możecie odkrywać coraz głębiej przykład, jaki nam pozostawił. Był Polakiem, a jednocześnie miał serce Kościoła uniwersalnego. Umiał to w sobie połączyć, aby jedno służyło drugiemu. To on mówił, że ekumenizm i misja są ze sobą ściśle związane.
Uważam, że zasadniczo w ekumenizmie chodzi nie o samych tylko chrześcijan, ale o wiarygodność misji chrześcijańskiej w świecie. Jeżeli jesteśmy podzieleni, inni nie wiedzą komu zaufać. Ten podział osłabia wiarygodność naszego przesłania, a więc także naszej misji. Dlatego Jezus prosił Boga Ojca, aby Jego uczniowie „stanowili jedno, aby świat uwierzył”. Ekumenizm nie jest więc celem dla samego siebie, ale środkiem do wiarygodnej misji. Dlatego Jezus chce jedności swoich uczniów. To jest wola Boga. Jeśli jesteśmy podzieleni, w jakiś sposób tej woli zaprzeczamy.