Pół internetu drży przed wplątaniem się w zagrożenia duchowe. Aby ustrzec innych przed opętaniem, niektóre wspólnoty wydają broszury o nowych zagrożeniach, czasem kolportując je na nieautoryzowanych przez Kościół stronach i forach. Druga połowa internetu śmieje się z tego w głos, uważając katolików za oszołomów. Brakuje rozsądnego środka?
– Brakuje. A to przecież taka prosta sprawa.
Prosto to było kiedyś. Uważało się, że zagrożeniem duchowym jest magia, wywoływanie duchów, noszenie wisiorka z 666 i chodzenie do wróżki. A dziś? Nie mogę ugotować warzywnego obiadu, bo to weganizm. Klocki z Hello Kitty, które córka dostała na urodziny, powinnam spalić, by nie narazić jej na opętanie…
– Bóg stworzył świat dobrym. Cała materia jest dobra. Nawet wąż w raju jest dobry (a złe jego działanie). Podobnie kamień, góry, nóż, jedzenie, kwiaty – cała materia jest dobra. Gdybyśmy sądzili inaczej, oznaczałoby to, że wierzymy w dwóch bogów – jeden stwarza dobro, drugi – zło.
Kiedy już to wiemy, zadajemy sobie pytanie: czy dana rzecz jest dobra dla mnie? Czyli kamień jest dobry, ale jeśli spada na mnie z dachu, muszę się odsunąć, bo stanowi dla mnie zagrożenie. Tatry są dobre, ale jeśli pójdę na szlak bez sprzętu i w środku burzy, to mogę umrzeć. Kwiaty są dobre, ale jeśli mam na nie alergię, nie będę ich kupował.
Jak rozpoznać, czy coś jest dobre dla mnie?
– Rozeznawać, czyli używać swojego mózgu i wiary Kościoła. Tak jak jedzenie działa różnie na różnych ludzi, tak samo w sprawach duchowych jest różnie. Popatrzmy na św. Pawła. W pierwszą podróż misyjną pojechał z Barnabą, dzięki któremu został przygarnięty i zaprowadzony do apostołów po swoim nawróceniu (por. Dz 9, 27). Wzięli ze sobą również Marka, ale ten zrezygnował w trakcie. Barnaba chciał go wziąć w kolejną podróż, ale Paweł absolutnie się na to nie zgodził. Tak się pokłócili, że Barnaba wziął Marka i pojechał z nim na Cypr, a Paweł w kolejną podróż misyjną wybrał się z Sylasem. I co jest w tym pięknego? Że cała czwórka została świętymi. Wniosek? Obiektywnie byli dobrzy dla innych, ale dla samych siebie byli zagrożeniem i mogliby się zniszczyć, gdyby byli ze sobą na siłę.
Niektórzy mają pokoje wytapetowane świętymi obrazkami, co pomaga im w nawiązywaniu żywej relacji z Chrystusem. I dobrze. Jednak dla innych mogą one oznaczać po prostu myślenie magiczne, w dużym uproszczeniu mniej więcej: „Dzięki tej kolekcji na pewno będę zbawiony”.
Myślenie magiczne może dotyczyć też praktyk religijnych?
– Tak. Na przykład: będę chodził codziennie na Mszę św. i myślał, że to zapewni mi niebo. Nie muszę więc już dbać o rodzinę, przyjaciół, współpracowników. Mogę kraść, zawalać zadania w pracy i zdradzać żonę, ale to nic, bo umiem ładnie zaśpiewać „Kiedy ranne wstają zorze”.
Stąd jednak jest blisko do propagowania postrzegania Boga, świata czy zagrożeń duchowych przez pryzmat indywidualnych doświadczeń.
– Bo doświadczenia są indywidualne. Natomiast najgorzej wyciągać ogólne wnioski z indywidualnych doświadczeń. Niestety, dzieje się tak coraz częściej. Komuś zaszkodził napój gazowany, więc teraz głosi, że to napój Szatana i nikt nie powinien go pić. Szatan chce sprawić, by ludzie uwierzyli, że zło jest wszechobecne i wszechmocne, że ma cechy boskie. Podsyca więc naszą wiarę w to, że coś ma szczególną władzę nad człowiekiem, a wtedy ludzie zaczynają się bać. Gdy się boją, to nie kochają. Gdy nie kochają, to już nie są Boży. A przecież „doskonała miłość usuwa lęk” (1 J 4, 18).
W czasach Pawła problemem było jedzenie mięsa poświęcanego bożkom. Św. Paweł mówił, że można je jeść, o ile to innych nie gorszy. Sparafrazuję: „Panowie, przecież nie ma żadnych bogów! To że jakiś hindus wierzył, że to mięso należy do jego boga, to jest jego sprawa. Ja wiem, że Bogiem jest Jezus Chrystus i nie ma innej mocy”. Podobnie z twoim warzywnym rosołem. Przecież nie gotujesz go dlatego, że wierzysz, że dzięki temu znajdziesz się w szóstym kręgu wtajemniczenia i sąsiad popatrzy na ciebie łaskawszym okiem. To nie zupa, ale taki sposób myślenia byłby grzechem.
Nie ma przedmiotu, który mógłby pokonać człowieka, gdyby on tego nie chciał. Koniec kropka. To dla nas trudne do przyjęcia, ale Bóg nigdy nie wystawia na próbę, której nie dalibyśmy rady przejść.
Jednak nie wszyscy wychodzą z niej zwycięsko.
– To normalne. Przecież za każdym razem, gdy popełniam grzech, nie przechodzę jakiejś próby. Powody są różne, może np. za mało się modlę? Pan Bóg dał mi próbę, abym stał się lepszym człowiekiem, a ja zawaliłem. Przestałem wierzyć, że Chrystus jest przy mnie, a uwierzyłem, że muszę ściągać albo kraść.
Papież Franciszek przyjął w prezencie strój szamański. Nie oznacza to, że wierzy w jego nadludzką moc.
– Jasna sprawa. Przyjął go jako zwykły podarunek i docenił jako wytwór kultury.
Do niektórych wytworów kultury przeklejają się jednak fatalne skojarzenia…
– Ale czy tylko dlatego, że LGBT zawłaszczyło sobie tęczę, mam nie puszczać dzieciom Arki Noego, bo to już nigdy nie będzie znak przymierza z Bogiem tylko „walki” z Nim?
To człowiek nadaje znaczenie znakom.
– Oczywiście. Jeśli pokażemy komuś środkowy palec, to prawdopodobnie się obrazi, bo kulturowo odczytujemy ten gest jednoznacznie. Ale przecież możemy zrobić wielką kampanię społeczną, której celem będzie zmiana tego kulturowego kodu. Dzięki kampanii ludzie zaczną myśleć, że pokazanie środkowego palca oznacza, że mam w życiu jeden priorytet i będzie to zachęta do tego, aby nie żyć bez celów.
Zagrożenia duchowe stają się czasem pożywką dla zalęknionych rodziców. Kto najbardziej może wpaść w pułapkę przesadnych lęków?
– Po pierwsze ten, kto miał negatywne doświadczenia. Tysiące ludzi poparzyło się, a nawet spaliło, bawiąc się z tym, co może otworzyć na Szatana. Diabeł naprawdę działa i naprawdę jest mocny. Po drugie, są to ludzie, którzy albo naczytali się mało wiarygodnych informacji, albo przesadnie interesowali się zagrożeniami, gubiąc balans między zaufaniem a zdrowym lękiem (nie paranoją).
Popatrzmy na alkohol. Nic tak nie skrzywdziło polskich rodzin jak piwo i wódka. Mimo to biskupi nigdy nie powiedzieli, że alkohol jest zły. Nie traktują go jak gadżetu, który z gruntu szkodzi. Co więcej, bez wina nie byłoby Eucharystii!
A nie należy unikać wszystkiego, co ma choćby pozór zła?
– Ci, którzy zagrożenia duchowe widzą wszędzie, są na takim samym magicznym poziomie wiary jak ci, którzy nie widzą ich nigdzie. Ale jeśli ktoś boi się za bardzo, to znaczy, że nie potrafi brać przykładu z Pana Boga. A On tak kocha, że stawia węża w raju, żeby spotkał się z Ewą i z nią pogadał. Miłość musi być mądra. Trzeba wziąć z Pana Boga trochę tego dystansu, a przede wszystkim zacząć więcej myśleć – nie ma większego pozoru zła jak niemyślenie.
Przesadziłeś. „Nawet jeśli teraz nie zaszkodzi to tobie i twojemu dziecku, to skutki działania złego ducha mogą się ujawnić za 20 lat!”.
– Ja to jeszcze nic, ale Pan Jezus to dopiero przesadził: „Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi” (Łk 10,19) albo „Te zaś znaki towarzyszyć będą tym, którzy uwierzą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić.” (Mk 16, 17–18). Uczciwie przypominam, że papierkiem lakmusowym relacji z Bogiem jest to, czy dziecko chodzi do Komunii, spowiedzi i czy kocha innych ludzi, a nie to, czy ma w domu Pikachu.
Czasem w kościelnych gablotkach wiszą plakaty z „niebezpiecznymi znakami”. Czytać o nich, poznawać je? Kupić dziecku motylka na bazarku nad Bałtykiem, czy najpierw sprawdzić w internecie, czy to czasem nie jest kolejne zagrożenie?
– Dopóki nie wiem, że to znak ustanowiony po to, by obrażać mojego Boga, mogę go mieć. Jednak kiedy się dowiem, że to znak jednoznacznie obrażający moją wiarę, to wyrzucam na śmietnik. Na przykład kupuję ładny napis po chińsku. Potem ktoś mi tłumaczy: „Tu jest napisane, że twoja żona jest brzydka”. Zastanawiamy się więc z żoną, czy wyrzucić ozdobę, bo jest obciachowa, czy jednak traktować ją tylko jako pamiątkę ignorancji lub wezwanie do przemyśleń. W tym sensie warto poznawać znaczenie różnych znaków, ale znowu nie dać się zwariować, bo w internecie straszą nawet horrorami. A to tylko filmy.
Na stronie wspólnoty związanej z Jasną Górą wisi lista 63 zagrożeń duchowych. Wśród nich są słoniki z uniesioną trąbą, śpiewanie piosenki o Makumbie, zabawki w kształcie smoków, oglądanie Wojowniczych Żółwi Ninja, słuchanie The Rolling Stones i oczywiście grzechy naszych przodków, na temat których episkopat wypowiedział się negatywnie już trzy lata temu. Na zakończenie czytam: „Jeśli choć na jedno z pytań była odpowiedź twierdząca, wskazana jest modlitwa o uwolnienie, jeśli na więcej, to modlitwę należy powtórzyć kilkakrotnie”.
– I czy to nie jest magia? Nie zastanawiam się, kiedy ostatnio przytuliłem żonę, pojechaliśmy razem na wakacje, czy poszedłem z dziećmi do kina, ale sprawdzam w popłochu, czy przypadkiem nie mam w domu jakiejś bransoletki. Nie pójdę do wietnamskiej knajpy, bo się boję, że ktoś odprawiał czary nad tym jedzeniem, a nie zauważam, że tak naprawdę chodzi o to, że nienawidzę Azjatów.
Im większa wiara w Chrystusa, tym mniej boimy się zabobonów. Spójrzmy na ojców Kościoła. Czy oni mówili: „Nie czytaj Platona, bo nawet nie wiesz, kiedy odejdziesz od Chrystusa”? Wprost przeciwnie – tak głęboko wierzyli w Chrystusa i tak mocno Go kochali, że w filozofii pogańskiej znajdowali ziarna prawdy. Wiedzieli, że nie ma innych bogów. Z Platona, Sokratesa czy Arystotelesa wyciągali to, co było przyjazne Ewangelii i cieszyli się, że znaleźli coś wspólnego, na czym można budować.
Osoby, które liczyły na konkret: „To jest dobre, a to jest złe”, będą rozczarowane naszą rozmową.
– Jeśli są rozczarowane, to może znaczyć, że szukają czarów – to grzech (uśmiech). A tak poważnie, konkretna to jest materia. W świecie duchowym trzeba myśleć i wierzyć, dopiero wtedy wszystko staje się konkretem. I tak, konkret pierwszy – Bóg jest Panem świata; drugi – świat przez Niego stworzony jest dobry. Nie toczy się w nim walka amuletów z różańcami; trzeci – Szatan działa i wykorzystuje wiele rzeczy i ludzi, którzy mogą nam zaszkodzić; czwarty – jeśli sami tego nie chcemy, nikt i nic nie jest w stanie odłączyć nas od miłości Chrystusowej; piąty – trzeba unikać tego, co chociaż nie jest złe dla innych, nie jest dobre dla mnie. Ostatecznie podstawą jest zawsze więź z Jezusem. Ta więź pozwala chodzić po wodzie. A jeśli nawet człowiek się z Nim utopi, to na pewno nie umrze.
Ks. Wojciech Węgrzyniak
Doktor nauk biblijnych i archeologii, rekolekcjonista, autor wielu konferencji, książek i audiobooków (ostatni poświęcony Ewangelii pt. Miliard odsłon dziennie. Prowadzi stronę www.wegrzyniak.com