A sytuacja na drogach? Na jednopasmówkach wyprzedzanie „na trzeciego”. Przecież tylko ktoś, kto nie ma szacunku dla siebie, jedzie zgodnie z przepisami. Wyprzedzanie „na trzeciego”? Wyprzedzanie na podwójnej ciągłej? Zakazy są dla naiwniaków. Na autostradach nie jest lepiej. Koniec długiego weekendu na trasie Poznań–Warszawa. Lewy pas pełen rodzimych mistrzów kierownicy. Włączają długie światła, trąbią, gdy ktoś nie zjedzie na bok, bo im się spieszy. A to, że nie da się z powodu tłoku jechać szybciej niż 100 kilometrów na godzinę? Przecież tylko oni nie mają czasu! Nie po to zainwestowali w szybki samochód, żeby teraz się wlec grzecznie w sznurze tysięcy samochodów powracających z długiego weekendu. Zamiast spokojnego powrotu do domu są nerwy, napięcie i prawo dżungli. Kierowca luksusowej limuzyny pędzi 180 kilometrów na godzinę, bo skoro stać go na wóz za kilkaset tysięcy złotych, to znaczy, że kupił też bezpieczeństwo. Jeśli spowoduje wypadek, przy takiej prędkości mało kto ma możliwość przeżyć, ale dla niego to nieistotne. Będzie w domu piętnaście minut wcześniej. Więc trąbi, świeci, zajeżdża drogę, musi pokazać, że jest królem autostrady.
Statystyki są przerażające. W pierwsze trzy dni długiego weekendu zginęło 25 osób w ponad 400 wypadkach. Zatrzymano przeszło tysiąc nietrzeźwych kierowców. Bo przecież zakaz prowadzenia pod wpływem alkoholu to kolejne ograniczenie dla gorszych. Lepsi nie będą się do niego stosowali.
Zbliżają się wakacje, takie sytuacje będą się więc powtarzały w każdy niemal weekend. Atmosfera wojny na śmierć i życie (dosłownie), powszechny brak życzliwości, nerwowość – tak będą wyglądały drogi, lotniska i dworce. Bo nikt nie chce czekać w kolejce, każdy chce być szybciej, wyprzedzić jeszcze jeden samochód, choćby na podwójnej ciągłej, choćby na zakręcie, choćby „na trzeciego”.
Często zastanawiamy się nad tym, że Polska jest wyjątkowym narodem, że tradycja i religia trzymają się u nas mocno. Tylko dlaczego polskie drogi są wyłączone z przykazania miłości bliźniego? Dlaczego zmieniamy się w naród morderców na drogach? Dlaczego uważamy, że nie obowiązuje nas tam prawo? Może jak już zrealizowaliśmy w postaci przepisów trzecie przykazanie i święcimy dzień święty, to może i czas na refleksję nad przykazaniem piątym: „Nie zabijaj”? W ubiegłym roku na drogach zginęło ponad 1100 osób, a zatrzymano przeszło 100 tys. nietrzeźwych kierowców. A ilu z nich to osoby, które co niedziela przychodzą do Kościoła? Przecież trudno byłoby uwierzyć, że sprawcami wypadków są wyłącznie ateiści.
Czy w naprawdę katolickim narodzie takie liczby są w ogóle do pomyślenia? Oczywiście części sytuacji nie da się przewidzieć, następują nieszczęśliwe zbiegi okoliczności, trudne do wykrycia wcześniej awarie, katastrofy wynikające z pogody, na którą człowiek nie ma wpływu. Ile jednak z tych osób mogłoby żyć, gdyby inni kierujący serio traktowali swoją wiarę, serio traktowali piąte przykazanie, i chcieli urzeczywistniać naprawdę Dobrą Nowinę? Jak wyglądałyby polskie drogi, gdyby kierowcy przestali traktować zdjęcia św. Krzysztofa czy różańce jak cudowne amulety, które mają odwrócić zły los, lecz po prostu zaczęli jeździć bezpieczniej?